21 sty 2022

After Death - cz. II

 Rozdział 2 - Dzieciństwo Hermiony

Hermiona myślała, że powtórne dzieciństwo będzie okropnie nudne. Niemowlaki w końcu tylko śpią, płaczą i jedzą. Jak bardzo się myliła. Mimo wszystkich zachowanych wspomnień miała poziom emocjonalny dziecka. Płakała mimowolnie, gdy była głodna, zasypiała słysząc szum fal, który włączano jej do snu z pozytywki. Rozśmieszała ją rozrywana kartka. Rozrywana kartka. Dlaczego? Nie miała pojęcia.

Jej nowi rodzice, John i Alisson Evans, nie mieli z nią łatwo. Hermiona często śniła o poprzednim życiu. O wojnie, śmierci, bólu. Budziła się wtedy z histerycznym płaczem, jakby ktoś zrywał z niej skórę żywcem. Za pierwszym razem państwo Evans przerażeni zabrali Hermionę na pogotowie myśląc, że coś ją strasznie boli, że ma jakiś medyczny problem. Za każdym kolejnym razem, gdy oczywiste było, że Hermionie nic nie dolega z medycznego punktu widzenia, załamani tulili ją szepcząc czułe uspokajające słowa, nie raz sami zalewając się łzami z bezsilności. 

Hermiona nie rozumiała co się z nią stało. Rozumiała koncepcje reinkarnacji. Odrodzenie się jako nowa osoba. Ale dlaczego w przeszłości? To znaczy, że jej rzeczywistość, jej przyszłość, przestała istnieć? Zastanawiała się czy jeśli tak, to Harrego i Rona już nie ma? Ich duchy już nad nią nie czuwają? Oczywiście, że nie. Jeszcze się nie narodzili. Przemknęło jej przez myśl. Tęskniła za nimi, ale nie żałowała swojego wyboru. Mogła zmienić przyszłość, uratować tak wiele istnień. Uratować ich. 

Gdy Hermiona po raz pierwszy zobaczyła małą Lily Evans jej dech zaparł w piersi. Obiecała sobie, że będzie strzegła jej nawet za cenę własnego życia. Lily musiała żyć, by Harry się narodził. Musiała żyć, by był szczęśliwy. Podobnie jak James Potter. W duchu obiecała sobie pomóc im się zejść szybciej niż jak to było za pierwszym razem dopiero na siódmym roku. Nie chciała ryzykować tym, że Lily jednak nie ugnie Potterowi i Harry nigdy się nie narodzi. 

Jej drugim postanowieniem było nie dopuszczenie do ślubu Petunii z Vernonem. Początkowo Hermiona była do niej wrogo nastawiona. Ale widząc smutne oczy dwuletniej dziewczynki nie mogła tak dłużej. Była tylko dzieckiem. Z czasem zaczęła dopuszczać do siebie starszą siostrę, która rozbawiała ją na każdym kroku robiąc śmieszne miny i, Merlinie, drąc kartki. Hermiona pokochała Petunie i chciała dla niej lepszego życia niż to z Vernonem. Petunia zasługiwała na więcej. O wiele więcej. 

*****

Uśmiechnęła się szeroko, klaszcząc w dłonie i patrząc na swoją rodzinę, która z dumnymi uśmiechami patrzyła jak ta zdmuchuje świeczki. Hermiona skończyła właśnie dwa latka, co jej rodzice postanowili uczcić w lokalnej restauracji dla dzieci. Osobiście Hermiona nie widziała sensu. Była malutka, to nie tak, że mogła zaprosić przyjaciół. Ledwo mówiła pojedyncze słowa, co bardzo ją irytowało. Ale mimo wszystko doceniała wysiłek Johna i Alisson.

- Moje słonce ma już dwa latka - powiedziała wzruszona Alisson tuląc do siebie zarumienioną Hermionę. Petunia zaśmiała się widząc zawstydzenie najmłodszej siostry na bycie w centrum uwagi. Wiedziała, że jej siostrzyczka tego nie lubiła. W przeciwieństwie do Lily, która pragnęła być w centrum uwagi. Petunia była neutralna. Nie chciała za wszelką cenę być w centrum, ale też nie przeszkadzało jej, gdy wszystkie oczy były skierowane na nią. 

- Mamo, torcik - powiedziała naburmuszona Lily. Nie lubiła urodzin. Nie, jeśli nie były jej. 

- Tak szybko rośnie. John, pamiętasz jaką była kruszynką, gdy się urodziła? To wydaje się, jakby było wczoraj - westchnęła Alisson starając się wygładzić loczki Hermiony. Powodzenia. Przeszło Hermionie przez myśl. John i Alison uznali, że burza loków Hermiony jest zasługą genów matki Johna. Alisson, Petunia i Lily miały włosy proste jak struna. I choć Hermiona w poprzednim życiu narzekała na swoją fryzurę to z ulgą zauważyła, że wygląda identycznie jak Hermiona Granger. To prawda, jej włosy były wciąż brązowe, ale z nutką rudego w ostrym słońcu. Wciąż miała brązowe oczy, ale dzięki genom Evansów miały one nieco ciemniejszy, czekoladowy odcień. Hermiona przypuszczała też, że będzie niższa niż w jej poprzednim życiu. Mimo, że Petunia i Lily były wysokie jak na swój wiek, ona była niższa niż, gdy miały dwa latka.

- Mamo, torcik - powtórzyła już zbulwersowana Lily.

- Pamiętam, była drobniejsza niż Petunia i Lily. Bałem się ją wziąć na ręce - zaśmiał się John pstrykając czule Hermionę w nosek. Ta czerwona upuściła głowę, machając nóżkami.

- Torcik! - krzyknęła cała czerwona Lily nie wytrzymując. Balony, które wisiały na krzesłach popękały momentalnie, a tort wybuchł brudząc ich wszystkich. Hermiona zaczęła płakać momentalnie, obrazy z poprzedniego życia migały jej przed oczami. Wybuchy podczas nieskończonej ilości bitew przelatywały jej przed oczami. Alisson wzięła ją szybko na ręcę starając się uspokoić, John zły poszedł do kierownika żądając wyjaśnień. Tort był kupiony na miejscu, jedynym logicznym wyjaśnieniem był głupi żart jednego z pracowników restauracji. Hermiona jednak wiedziała lepiej. Uspokajając się pod wpływem kojącego głosu Alisson i gładzeniu po głowie przez zmartwioną Petunię, Hermiona spojrzała kątem oka na Lily. Średnia z sióstr z zadowoleniem oblizywała sobie palce z tortu. Niewątpliwie, wszyscy byli świadkami pierwszego wybuchu magii Lily Evans. 

*****

- Ty masz pięć lat? Hermiona, dzieci w twoim wieku biegają, bawią się, krzyczą na cały głos domagając się cukierków! A ty tylko siedzisz z głową w książce, musisz wyjść na świeże powietrze - powiedziała ośmioletnia Petunia zabierając Hermionie jej książkę. Hermiona skomlnęła niezadowolona patrząc na starszą siostrę. 

- Mówisz, jakbyś była dziesięć lat starsza. Petunia, masz siedem lat. A ja lubię czytać. Chcę wiedzieć, co się stanie z magicznym fletem, proszę, oddaj mi książkę - poprosiła patrząc błagalnie na Petunię. Starsza Evansówna westchnęła i posłusznie podała jej książkę. 

- Siedem lat, chodzę do szkoły. Ty masz pięć lat, powinnaś bawić się w piaskownicy. Hermiona nie masz żadnych przyjaciół. Martwię się o ciebie - powiedziała smutna siadając na łóżku obok Hermiony. 

- Jak to nie? Mam ciebie i Lily - powiedziała zdezorientowana Hermiona. Petunia pokręciła przecząco głową. 

- Ja już chodzę do szkoły. A pierwsza klasa jest bardzo wymagająca! Nie będę mogła spędzać z tobą tyle czasu ile bym chciała - powiedziała patrząc na książkę. Nie każdy pięciolatek potrafi czytać, ale John i Alisson zauważyli fascynację Hermiony już, gdy miała trzy latka. Nie mając wiele nadziei postanowili pokazać jej parę literek. Wszyscy byli w szoku, że nie tylko szybko wszystko zapamiętała, ale już płynnie czytała. Co prawda książki dla dzieci, ale to było zrozumiałe biorąc pod uwagę jej wiek. 

- To będę bawiła się z Lily - powiedziała Hermiona z promiennym uśmiechem. Petunia westchnęła ciężko.

- Zawsze to mówisz, ale prawda jest taka, że ty zostajesz w domu z nosem w książce, a Lily wychodzi się bawić - wytknęła. Hermiona zmieszała się wiedząc, że to prawda. Wiedziała, że Petunia chciała dobrze, ale już w poprzednim życiu Hermiona wolała spędzać czas z książkami niż z rówieśnikami. Chciała jednak zadowolić Petunię, więc odłożyła książkę na stoliczek nocny i wstała.

- Wyciągnę Lily na plac zabaw - postanowiła z determinacją, chcąc samej sobie dodać zachęty. Petunia z szerokim uśmiechem, aż podskoczyła na łóżku. Hermiona rozbawiona poszła do pokoju obok. Lily leżała na podłodze na brzuchu kolorując. Kiedy Hermiona weszła do pokoju podniosła głowę patrząc na nią pytająco. Nie były ze sobą tak blisko jak Hermiona z Petunią, ale z biegiem lat Lily zaczęła rozumieć, że nie zawsze może być w centrum uwagi, a jej stosunki z rodzeństwem zaczęły się ocieplać. 

- Hej, Miona - uśmiechnęła się odkładając kredkę i siadając po turecku. 

- Nie znoszę tego zdrobnienia - jęknęła Hermiona rzucając w nią jaśkiem z łóżka rudowłosej. Lily zaśmiała się łapiąc poduszkę. 

- Wiem - powiedziała zadowolona odrzucając poduszkę. Hermiona złapała ją i położyła z powrotem na łóżku.

- Chodźmy na plac zabaw - poprosiła Hermiona. Lily zszokowana wstała szybko z podłogi.

- Czy ja się przesłyszałam? Ty chcesz iść na plac zabaw? - zapytała nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Hermiona zaczerwieniła się odwracając głowę. 

- Jak nie chcesz to nie musimy.. - burknęła pod nosem szuflając nogą po podłodze.

- Och, nie! Musimy, zdecydowanie! - zaśmiała się łapiąc ją za rękę i ciągnąć jęczącą Hermionę do wyjścia. - Mamo, idę z Hermioną na plac zabaw! - krzyknęła Lily na wyjściu. 

- Lily możesz mnie puścić. Nie ucieknę ci, to ja zaproponowałam plac zabaw - powiedziała rozbawiona Hermiona, gdy po wyjściu z domu Lily wciąż nie puściła jej dłoni.

- No nie wiem, możesz przypomnieć sobie o niedokończonym rozdziale i mnie zostawić, a jak już wyszłam to nie chcę zostać sama na placu - powiedziała uśmiechnięta Lily. Hermiona przewróciła oczami, ale posłusznie nie wyrwała ręki. Dopiero, gdy doszły na plac Lily puściła jej dłoń.

- Piaskownica? - zapytała Hermiona rozglądając się. Nikogo oprócz nich nie było. 

- Huśtawki, najpierw huśtawki! - powiedziała podekscytowana Lily biegnąc w ich stronę. hermiona uśmiechnęła się i pobiegła za nią. Obie dziewczynki usiadły na huśtawki i od razu zaczęły się bujać śmiejąc i sprawdzając, która odważy się wyżej podbić. 

- Teraz piaskownica? - zapytała z nadzieją Hermiona, gdy z kretesem przegrała z Lily. nie lubiła wysokości. Nawet na huśtawce.

- Chodźmy najpierw na ślizgawki - powiedziała Lily z uśmiechem ciągnąc ją w ich stronę. Hermiona posłusznie poszła za nią, nie mając większego wyboru. Po ślizgawkach udały się na drabinki, a potem na karuzelę, po czym Lily niechętnie zgodziła się na piaskownice. Hermiona zadowolona usiadła lepiąc z piasku ciasto i dekorując go kamykami i liśćmi. Obejrzała się szybko za siebie, gdy usłyszała szum w krzakach. Zerknęła na Lily, ale ta była zbyt zaabsorbowana lepieniem bałwana z piasku, więc pod pretekstem szukania idealnego liścia na środek piaskowego ciasta poszła w stronę krzaków. Serce zabiło jej mocniej, gdy zauważyła jakąś postać, ale uspokoiła się widząc, że to tylko dziecko. Dziecko, które wyglądało dziwnie znajomo.

- Dzień dobry - przywitała się cicho, uśmiechając nieśmiało. Chłopiec zaczerwienił się, co wyglądało dziwnie biorąc pod uwagę to, jaki jest blady. Jego czarne, do ramion, włosy szybko jednak zasłoniły jego różowe policzki.

- Nie podglądałem, ja tylko.. - zaciął się i odchrząknął nie wiedząc co zrobić. Hermionie zrobiło jej się go żal. Miał na sobie podarte, stare ubrania, jego włosy wyglądały, jakby nie kąpał się przynajmniej trzy dni, a sam był tak chudy, że bała się, że porwie go wiatr.

- Jeśli podglądałeś to nic się nie stało. - powiedziała szczerze. Sama lubiła czasem przyglądać się obcym ludziom, obserwować ich dziwne nawyki czy zwyczaje. 

- Nigdy z nikim się nie bawiłem. Inne dzieci trzymają się ode mnie z daleka. Byłem ciekawy, jak to jest bawić się z kimś innym, więc patrzyłem na ciebie i na... - zarumienił się powtórnie, patrząc na Lily. Hermiona zaśmiała się cicho. Lily już w wieku sześciu lat skradała serca.

- To Lily, moja siostra. Ma sześć lat. Ja jestem Hermiona, mam pięć lat. I z chęcią się z tobą pobawię. Lubić lepić z piasku? - zapytała zaciekawiona. Chłopiec niepewnie pokiwał głową twierdząco. Hermiona podskoczyła radośnie, złapała go za rękę i pociągnęła do piaskownicy.

- Lily może ktoś jeszcze się do nas przyłączyć? - zapytała Hermiona z nadzieją. Lily podniosła głowę znad piaskowego bałwana i spojrzała na chłopca, który zawstydzony patrzył wszędzie tylko nie na nie. 

- Jasne. Nazywam się Lily Evans. bardzo miło cię poznać - uśmiechnęła się czarująco rudowłosa dziewczynka. Chłopiec zrelaksował się słysząc jej przyjazny ton. 

- Jestem Severus. Severus Snape - uśmiechnął się delikatnie, a serce Hermiony zabiło mocniej. Już wiedziała, dlaczego wydał jej się taki znajomy. 

*****

- Ruda pieguska, mop zamiast włosów i olej na głowie. Co za trio - zaśmiał się Dylan, chłopiec z okolicy, widząc Lily, Hermionę i Severusa w parku. Postanowili urządzić sobie piknik i uczcić ich rok przyjaźni. Od kąd tylko się poznali z Severusem stali się nierozłączni. John i Alisson byli szczęśliwi, że ich młodsze córki jeszcze bardziej się do siebie zbliżyły i Hermiona trochę stonowała swoją fascynację z książkami.

- Odczep się, Dylan - powiedziała cała czerwona ze złości Lily.

- Bo co? Naślesz na mnie swojego psa obronnego? - zapytał wskazując na wściekłego Severusa - Co najwyżej mógłby strzepnąć trochę oleju z włosów, żebym się przewrócił. Już się boję - zaśmiał się, a dwójka jego kolegów od razu poszła w jego ślady. Hermiona odwróciła głowę. Dylan przypominał jej Draco Malfoya. Osobę, która odebrała jej życie.

- Ty... Ty wstrętna glizdo! Nie obrażaj mojego przyjaciela! - krzyknęła wściekła Lily, a na twarzy Dylana zaczęły rosnąć wielkie krosty. Jego twarz zrobiła się napuchnięta i cała czerwona.

- Co... Co se dzeje? Pomogy! - wyseplenił przerażony szybko biegnąc w stronę swojego domu. Jego przyjaciele zdezorientowani pobiegli zaraz za nim. Trójka przyjaciół zdziwiona patrzyła za uciekającymi łobuzami.

- To.. To było dziwne - mruknęła Lily.

- Lily wiesz co to znaczy? Jesteś czarownicą! - powiedział podekscytowany Severus. Lily obrażona spojrzała na niego z żalem.

- Jak mogłeś mnie tak nazwać? - zapytała bliska łez. Hermiona powstrzymała uśmiech widząc to. Lily była jeszcze niedoinformowana. 

- Nie, nie rozumiesz! Nie mogłem nic powiedzieć, bo myślałem, że nie masz tej mocy. Złamałbym wtedy prawo. Ale ty masz moc! Lily magia istnieje. Ludzie, którzy ją posiadają nazywają się czarodziejami i czarownicami. Ukrywają się przed ludźmi, którzy nie mają magii. Nazywają ich mugolami. Czarodziejska społeczność stworzyła swój własny, ukryty świat. są tam sklepy i bank i szkoła! Och, szkoła! W jedenaste urodziny każdy czarodziej i czarownica dostają list przyjmujący do szkoły czarodziejskiej. Na świecie jest parę szkół magii, ale najstarszą i najlepszą jest Hogwart. Ja też jestem czarodziejem. Moja mama jest czarownicą, ale mój tata mugolem. - wyjaśnił pośpiesznie. Lily patrzyła na niego nieprzekonana.

- No nie wiem Sev. Magia? Nie mamy już trzech lat, mamy siedem. Nie wierzę w takie rzeczy - powiedziała szczerze.

- Jak więc wyjaśnisz to co się stało? Założę się, że nie była to pierwsza taka dziwna sytuacja - powiedział szybko i widząc minę Lily wiedział, że miał rację. 

- Ja ci wierzę, Sev - powiedziała Hermiona uśmiechając się ciepło. Severus spojrzał na nią dopiero przypominając sobie o jej obecności.

- Merlinie, Hermiona... Ty... Nie powinienem nic przy tobie mówić - powiedział przerażony, ale ta szybko pokręciła głową łapiąc go za rękę i ściskając uspokajająco jego dłoń. Przywykła do tego. Severus był oczarowany Lily od pierwszego spotkania, Lily była dusza towarzystwa, a Hermiona siedziała zwykle cicho. Przywykła, że o niej zapominali. Ale Severus wciąż był jej przyjacielem. Gdy Lily chorowała, czy też miała wizytę u lekarza i Hermiona zostawała sama z Severusem bardzo dobrze się dogadywali. Rozmawiali, śmiali się. Wiedziała, że wiele dla niego znaczy. Tylko nie tak dużo jak Lily. 

- Obiecuję, że nic nikomu nie powiem. Nawet rodzicom, do czasu, aż Lily nie dostanie swojego listu - powiedziała szczerze, a Severus zrelaksował się. Ufał jej.

- Czyli to prawda? Jestem czarownicą? I pójdę do szkoły uczyć się magii? - zapytała podekscytowana Lily. Severus przytaknął energicznie głową.

- Tak. Oboje pójdziemy. I oboje trafimy do Slytherinu - powiedział zadowolony, a Hermiony uśmiech zbladł. Wiedziała jak to się potoczy.

- Slytherinu? Co to takiego? - zapytała zaciekawiona Lily. 

- Salazar Slytherin, Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff i - tutaj Severus nieznacznie się skrzywił - Godryk Gryffindor to założyciele Hogwartu. Ich nazwiskami zostały nazwane cztery domy w Hogwarcie. Slytherin przyjmuje uczniów ambitnych, sprytnych. Dom Ravenclaw to istny raj dla kujonów. Do Hufflepuffu dostają się uczniowie o dobrym, uczynnym sercu. A Gryffindor przyjmuje tych "odważnych" - powiedział przewracając oczami.

- I myślisz, że oboje trafimy do Slytherinu? - zapytała zaciekawiona Lily.

- Ja tak trafię na pewno. Więc i ty musisz, Lily. Musimy być razem - powiedział z powagą, a Lily przytaknęła mu od razu. Hermiona westchnęła cicho. Miała nadzieję, że ich przyjaźń przetrwa. 

*****

- Nasza mała córeczka, czarownicą? - zapytała zszokowana Alisson. Razem z Johnem siedziała w salonie słuchając Minervy McGonagall, która przyszła w jedenaste urodziny Lily z listem. Lily szczęśliwa siedziała pomiędzy rodzicami słuchając uważnie kobiety w przedziwnym dla niej stroju. 

Hermiona i petunia siedziały na schodach koło wejścia do salonu podsłuchując. Hermiona uśmiechnęła się słysząc zachwyty dumnych rodziców i zapewnienia swojej ulubionej profesor, że zaprowadzi państwa Evans i Lily na ulicę Pokątną w sierpniu, aby ta mogła zrobić zakupy szkolne. Hermiona spojrzała na Petunię z uśmiechem, który zbladł od razu, gdy zobaczyła, ze jej najstarsza siostra zła wstaje i idzie do swojego pokoju. Najmłodsza Evansówna szybko poszła za siostrą.

- Tunia? Tunia, co się dzieje? - zapytała zatroskana Hermiona wchodząc do pokoju Petunii, która leżała na łóżku wtulona w poduszkę i odwrócona plecami do drzwi.

- Lily jest czarownicą - burknęła pod nosem. Hermiona ostrożnie podeszła do niej i usiadła na łóżku.

- Tak. To wspaniale, prawda? - zapytała niepewnie. Petunia szybko usiadła i spojrzała na Hermionę.

- Tak, to wspaniale! Ale.. Dlaczego nie my? - zapytała z żalem. Hermionie pękło serce na ten widok. kompletnie zapomniała, jak Harry opowiedział jej, że Petunia Evans napisała do Albusa Dumbledora prosząc, aby i ją przyjął do Hogwartu. Chciała być czarownicą, jak jej siostra. Niestety nie miała tej zdolności, a dyrektor w miły sposób jej to wytłumaczył w liście. Petunia nie dostała to czego chciała i zaczęła gardzić wszystkim co magiczne. Łącznie ze swoją młodszą siostrą i w późniejszym czasie, siostrzeńcem. 

W sercu Hermiony pojawił się strach. A co jeśli i nią zacznie gardzić, gdy w przyszłym roku i ona dostanie list z Hogwartu? 

- Nie wiem, Tunia. Posiadanie magii musi być czymś wspaniałym. Ale tak samo i przerażającym - powiedziała cicho. Petunia spojrzała na nią pytająco, nie rozumiejąc. Hermiona westchnęła starając się jej to jakoś wytłumaczyć.

- Wydaje mi się, że magia daje wiele możliwości. Tych dobrych, ale i też złych. Może zrobić wiele dobrego, jak i wiele złego. To wielka odpowiedzialność i osoby, które nie mają magii nie mają tego problemu. Weźmy na przykład Lily. Kiedyś, parę lat temu w parku, w chwili złości sprawiła, że jego twarz spuchła, a na twarzy pojawiły się krosty. A co, jeśli sprawiłaby, że jego serce stanie? Albo zatka mu się tchawica i przestanie oddychać? Miałaby na sumieniu życie człowieka tylko dlatego, że ją obraził, a ona nie umiała zapanować nad swoją mocą. Więc tak, posiadanie magii musi być cudowne, ale i przerażające - powiedziała cichutko. Obie siedziały dłuższą chwilę w milczeniu, którą w końcu przerwała Petunia tuląc mocno do siebie Hermionę. Młodsza z sióstr nie rozumiała, dlaczego Petunia nagle zaczęła płakać.

- Och, Hermiona... Masz tylko dziesięć lat, nie powinnaś mieć takich myśli. Powinnaś być szczęśliwa - załkała cicho. Hermiona zmieszana oddała uścisk.

- Ale ja jestem szczęśliwa, Tunia - uśmiechnęła się delikatnie i wiedziała, że mówi szczerze. Była szczęśliwa w swoim nowym życiu. Była szczęśliwa jako Hermiona Evans.

*****

Z uśmiechem machała Lily i Severusowi, którzy wsiadali do pociągu Hogwart Express. Kątem oka spojrzała na Petunie, która zadowolona obejmowała ją również machając siostrze na pożegnanie. Hermiona wiedziała wtedy, że ich siostrzana więź nie zostanie zerwana. Nie pozwoli na to. A już w przyszłym roku to Hermiona będzie odjeżdżać do Hogwartu, swojego drugiego domu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz