Wiem, że miniaturka jest bardzo krótka i tak właściwie o
niczym, ale obiecałam, że pojawi się w tym tygodniu i chciałam dotrzymać słowa.
Zresztą, to moje pierwsze Blamione, więc nawet nie wiedziałam, jak rozwinąć ich
historię, inaczej to sobie wyobrażałam, ale pisząc jakoś tak zmieniłam tor
myślenia :)
__________
Stała zagubiona nie wiedząc co zrobić. Rodzice w trosce o
jej bezpieczeństwo wsiedli z nią do pociągu i znaleźli dla niej wolny
przedział. Niestety, jak tylko pociąg ruszył, starsi uczniowie ją z niego
przegonili. Jedyne co usłyszała z ich rozmowy to „Oby nie trafiły nam się w tym roku takie herlaki w Slytherinie”.
- A więc to byli
ślizgoni – pomyślała stojąc z ciężkim kufrem na korytarzu w pociągu.
Czytała, że uczniowie tego domu są zarozumiali, a ona miała pecha trafić na
nich już w pociągu do szkoły, o której dowiedziała się miesiąc temu. Do
niedawna była zwykłą dziewczynką, aż dostała list wyjaśniający, że jest
czarownicą. Była zaszokowana, ale szczęśliwa. Jej rodzice podchodzili do tego
sceptycznie, uważając to za kawał. Dziwił ich list przyniesiony przez sowę, ale
to było za mało, by uwierzyli w jego znaczenie. Dlatego tydzień później do jej
domu zapukał stary mężczyzna z długą brodą. Albus Dumbledore, jeden z
najpotężniejszych czarodziei, którzy kiedykolwiek istnieli, jak przeczytała
później. Wyjaśnił wszystko jej rodzicom, demonstrując przy tym swoje
umiejętności. I tak oto jest. Pierwszoroczna Hermiona Granger, która nigdy nie
potrafiła znaleźć swojego miejsca w świecie. Tym razem wyrażenie to było
dosadne. Wszystkie przedziały, do których wchodziła były zajęte. Nie tak
wyobrażała sobie początek tej magicznej przygody.
- Na co komu przedział, poczekam tutaj – westchnęła sama do
siebie stawiając kufer i usiadła na nim. Często mówiła sama do siebie, ponieważ
nie miała za wielu przyjaciół. A właściwie nie miała ich wcale. Jej cały świat
to książki, książki i jeszcze więcej książek. To nie tak, że była kujonką. Po
prostu nie lubiła nie wiedzieć.
- Musiałaś usiąść tak w przejściu? Od tego są przedziały –
powiedział chłopiec w jej wieku wychodząc z przedziału i chcąc przejść do wózka
ze słodyczami.
- Przepraszam – powiedziała czerwieniąc się i wstała robiąc
mu miejsce, aby przeszedł. Uniósł jedną brew przyglądając się jej, ale nie
odezwał się przechodząc bez słowa i podchodząc do starszej kobiety.
- Jedną czekoladową żabę poproszę – powiedział płacąc.
Czekając na resztę obejrzał się i zdziwił widząc, że dziewczynka wciąż siedzi
na kufrze w korytarzu.
- Twoja reszta kochanieńki – powiedziała uprzejmie kobieta
wręczając mu pieniądze.
- Jednak poproszę jeszcze jedną czekoladową żabę –
powiedział płacąc za drugą, wziął łakocie i poszedł w drogę powrotną do swojego
przedziału. Dziewczynka widząc go wstała od razu robiąc mu miejsce.
- Wiesz, to może być uciążliwe ustępować miejsca każdemu kto
będzie chciał przejść. Nie wspominając o tym, że w przedziale jest wygodniej –
powiedział uśmiechając się pod nosem.
- Nie mogłam znaleźć żadnego wolnego przedziału – przyznała
patrząc z zaciekawieniem na słodycze jakie trzymał.
- Chodź. Siedzę sam w przedziale – powiedział biorąc jej
kufer. Dziewczynka zdziwiona udała się za nim.
- Dziękuje. Nazywam się Hermiona Granger – powiedziała
przemądrzałym tonem, na który chłopak zaśmiał się cicho.
- Miło mi cię poznać Herm. Jestem Blaise Zabini – powiedział
wyciągając do niej rękę.
- Czemu mówisz do mnie Herm? – zapytała Hermiona krzywiąc
się nieznacznie, ale podała mu rękę ściskając ją.
- A nie to jest zdrobnienie od „Hermiona”? – zapytał
zadowolony siadając naprzeciw niej.
- Tak, ale jak już to wolę Miona – powiedziała karcącym tonem,
na który Blaise znowu się głośno zaśmiał. Zdecydowanie nie brzmiała na swój
wiek. Hermiona zmarszczyła czoło patrząc na niego niezrozumiale.
- Z czego ty się wciąż tak śmiejesz? – zapytała, a Zabini
zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Z ciebie – przyznał rozbawiony. Granger zaczerwieniła się
ze złości i oburzenia.
- Palant – warknęła odwracając głowę do okna. Blaise nie
przejmując się tym uśmiechnął się wyciągając do niej czekoladową żabę.
- W geście pojednania, od palanta – powiedział rozbawiony.
Hermiona chciała gniewać się dalej, ale to był pierwszy magiczny smakołyk jaki
widziała, więc udobruchana przyjęła ją otwierając. Zamrugała zdziwiona widząc
żabę z czekolady, która już po chwili wyskoczyła przez okno.
- Słaby refleks – zaśmiał się Blaise, który swoją żabę już
zjadł.
- Czy ty lubisz mnie obrażać Blaisie Zabini? – zapytała nie
wiedząc czy krzyczeć na chłopaka czy się śmiać razem z nim.
- Lubię cię denerwować. Wybacz, już przestaje – powiedział z
uśmiechem Hermiona odwzajemniła uśmiech. Nie wiedząc nawet kiedy pogrążyli się
w rozmowie. Droga do szkoły minęła im w wesołej atmosferze. Hermiona pierwszy
raz dobrze się bawiła z rówieśnikiem. Całą drogę nie zajrzała do książki.
******
Nie zdziwiła się widząc, że jej kolega trafił do Slytherinu,
chociaż miała nadzieję, że jednak zostanie Gryfonem. Tak jak ona.
- Trudno, inne domy,
ale wciąż możemy się przyjaźnić – pomyślała uśmiechając się kiedy
zauważyła, że do niej macha zadowolony ze swojego stołu. Odmachała mu i wzięła
za jedzenie. Skrzywiła się obserwując obcego jej rudzielca, który jadł plując
na cały stół. Spojrzała bezradnie na przyjaciela poznanego w pociągu, Zabini
wciąż się jej przyglądał i zaśmiał widząc jej zniesmaczoną minę. Rozejrzał się,
a widząc, że nikt nie zwraca uwagi wskazał dyskretnie głową na dziewczynę
siedzącą obok niego, która wciąż coś paplała i ziewnął ostentacyjnie. Hermiona
zaśmiała się cicho, a Blaise puścił się oczko. Tak. Oni zdecydowanie zostaną
dobrymi przyjaciółmi.
******
Nie widziała się z Blaisem przez tydzień, jedynie na
lekcjach. Zarówno ona jak i on szukali znajomych we własnych domach. Hermiona o
dziwo zaprzyjaźniła się z rudzielcem, który pluł na cały stół. Jak się okazało,
nazywa się Ronald Weasley. Drugim jej przyjacielem został Harry Potter. Sławny
Chłopiec-Który-Przeżył. Mimo to nie równali się oni z Zabinim, z którym złapała
nić porozumienia. Blaise za to zaprzyjaźnił się z Draconem Malfoyem. Chłopak
był uznawany za księcia Slytherinu, więc taka przyjaźń wychodziła mu na
korzyść. Jak się później okazało, wiele ich łączyło. Szczególnie zamiłowanie do
quidditcha. Nie żałował zawarcia tej przyjaźni, bo naprawdę polubił tego
tlenionego narcyza. Do ich dwójki przykleiła się Pansy Parkinson, czyli
dziewczyna, która tak paplała na Uczcie Powitalnej. Mimo zawarcia nowych
przyjaźni, tęsknił za Hermioną.
- Patrz Diable, bliznowaty ze świtą – zakpił Dracon
zatrzymując zamyślonego Blaisa. Zabini spojrzał na Pottera, który szedł śmiejąc
się z Hermioną i rudzielcem, którego imienia nie zapamiętał.
- Co z tego? – zapytał Blaise przenosząc spojrzenie na
Dracona. Malfoy nie odpowiedział stając trójce Gryfonów na drodze. Blaise
zdziwiony poszedł za nim.
- Proszę, proszę. Potter w towarzystwie szlamy i zdrajcy
krwi – powiedział ze złośliwym uśmiechem. Blaise skamieniał słysząc jak Draco
nazwał Hermionę. Nie miał pojęcia, że Granger jest nieczystej krwi. Oczy
Hermiony ciskały w młodego Malfoya błyskawice. Zacisnęła pięści starając się
nie uderzyć chłopaka.
- Odwołaj to ty wstrętny, zadufany, oślizgły wężu – wysyczał
Harry. Draco zaśmiał się niewzruszony.
- Bo co? Twoja świta mnie zaatakuje? Dziewczyna rzuci
szlamem, a rudy wybuchnie? Bo bardziej czerwony być chyba nie może – zaśmiał
się niewzruszony. Harry musiał przytrzymać Rona, który chciał się rzucić na
Dracona. Sam miał taką ochotę, ale nie chciał zostać wyrzucony ze szkoły i to
po pierwszym tygodniu nauki. Hermiona spojrzała na Blaisa. Myślała, że stanie w
jej obronie. Albo chociaż poprosi Dracona, żeby przestał. Jednak Zabini
odwrócił tchórzliwie wzrok nie patrząc na nikogo. Zabolało. Ich oboje zabolało
to co się stało. Hermiona cierpiała z powodu zdrady przyjaciela. Blaise
cierpiał z powodu nie wstawienia się za swoją przyjaciółkę.
- Chodźmy. Oni nie są nic warci – szepnęła. Blaise drgnął
słysząc, że nie mówiła tylko o Malfoyu, ale też o nim. Zanim zdążył coś
powiedzieć trójka Gryfonów oddalała się już w stronę błoni.
******
Ich krótka przyjaźń zakończyła się z dniem, kiedy Blaise nie
stanął w obronie Hermiony. Przez kolejne lata traktowali się jak powietrze.
Blaise nie uczestniczył w natarciach Malfoya na Złotą Trójcę, a Hermiona
obrzucała błotem tylko Dracona, kompletnie ignorując Blaisa. Wydawać by się
mogło, że oboje zapomnieli o przyjaźni, jaka kiełkowała na ich pierwszym roku,
a o której nikt prócz ich nie wiedział. Oni jednak pamiętali o tym jacy byli
dla siebie, gdy nie wiedzieli jeszcze, że dzieli ich status krwi i należą do
wrogich sobie domów.
Wszyscy świętowali zakończenie wojny. Skończyli szkołę bez
egzaminów ze względu na to, że pod koniec roku miała miejsce bitwa. Teraz każdy
świętował w Wielkiej Sali zabicie Voldemorta. Hermiona stała na błoniach nie
mogąc uwierzyć, że to koniec.
- To jest nie w porządku – szepnęła patrząc na jezioro.
- Co takiego? – zapytał Blaise podchodząc do niej. Hermiona
spojrzała na niego zdezorientowana. Nie mogła uwierzyć, że odezwał się do niej.
Z drugiej strony, dopiero co uszli z życiem.
- To. Wszyscy się bawią, a przecież tyle osób straciło życie
– powiedziała wskazując na zamek. Blaise wzruszył ramionami stając obok niej.
- Cieszą się, że żyją. Opłakiwać będą jutro – powiedział
zamyślony.
- Pewnie masz racje Zabini – szepnęła spuszczając głowę.
- Kiedyś mówiłaś do mnie po imieniu – powiedział uśmiechając
się smutno. Granger pokręciła głową.
- Nie zaczynaj tego tematu – poprosiła odchodząc. Blaise
widząc to złapał ją za dłoń.
- Chcę porozmawiać o tym co było kiedyś –powiedział z
nadzieją, że go wysłucha, ale Hermiona tylko wyrwała swoją rękę z jego uścisku.
- Ale ja nie chcę. Mam dość oglądania się za siebie. Chcę patrzeć
w przyszłość Zabini. Chcę zapomnieć o tym co było i już nigdy do tego nie
wracać. I chcę pozbyć się tego bólu, który ściska mi serce za każdym razem
kiedy pomyślę o tym ile osób straciło życie w tej bezsensownej wojnie. Chcę
zapomnieć, rozumiesz?! – zapytała ostro ze łzami w oczach. Blaise zdziwiony
kiwnął głową. Hermiona podeszła do niego opierając swoją głowę o jego ramię.
- Chcę zapomnieć. Pomóż mi zapomnieć, choć na chwilę –
szepnęła.
- Miona.. – powiedział cicho, nie wiedząc co ta zamierza.
Granger nie dała mu nic więcej powiedzieć i pocałowała go delikatnie.
- Pomóż mi – wyszeptała dotykając jego policzka. Blaise
zamknął oczy dając jej ciche pozwolenie na pocałunki, którymi obdarowywała jego
usta i szyję. Położył dłonie na jej plecach tuląc ją do siebie i wdychając jej
kuszący zapach. Nie przejmował się tym, że znajdują się na błoniach. Zaczął
biernie oddawać jej pieszczoty, ściągając z niej szatę. Zadrżała pod wpływem
wieczornego wietrzyku, który uderzył w jej nagą skórę. Nie przejmując się jednak
zimnem rozpięła szaty Blaisa i ściągnęła mu je, po czym objęła go za szyje.
Blaise złapał ją za biodra cicho wzdychając w jej ustach i podniósł ją.
Zrozumiała go bez słów oplatając go swoimi nogami w pasie. Przeszedł kawałek
dalej, aby ukryć się przed ciekawskimi spojrzeniami, które w każdej chwili
mogli napotkać i położył ją na wilgotnej trawie. Leżał na niej patrząc jej w
oczy. Oboje cicho dyszeli przyglądając się sobie, jakby szukając pozwolenia na
dalszy krok. Hermiona dała mu je, ściągając z niego ostatnią część jego
garderoby, jaką były bokserki. Wiedziała, że nie był nowicjuszem, tak samo jak
on był pewny, że miał zostać jej pierwszym. Przejechał dłonią od jej policzka
przez szyje, ramie, aż do kształtnych piersi. Wstrzymała oddech zamykając oczy
z zawstydzenia kiedy ściągał jej stanik.
- Hej – szepnął dotykając jej podbródka kiedy już odrzucił
jej stanik na bok. Hermiona otworzyła oczy patrząc na niego z rumieńcami – Nie
zamykaj oczu. Jesteś piękna – powiedział cicho. Nie mogła poradzić nic na to, że
wyczuła w jego głosie szczerość, dzięki której nie tylko poczuła się
piękniejsza, ale i pewniejsza siebie. Jęknęła, gdy zjechał pocałunkami niżej i
wplotła dłonie w jego włosy, gdy zębami zdejmował z niej ostatnią część
garderoby. Pocałunkami zaczął obdarowywać jej wewnętrzną część uda, dłońmi
pieścił jej piersi, wyginała się w łuk, chcąc poczuć go bliżej siebie. Chcąc go
poczuć już w sobie.
- Blaise – szepnęła z oczekiwaniu, przygryzając wargę z
rozkoszy, gdy pocałunkami doszedł do jej najwrażliwszej części ciała. Spijał z
niej soki, które były dowodem tego, jak bardzo była w tym momencie podniecona.
Zaprzestał, gdy wyczuł, że była u kresu. Jęknęła sfrustrowana, na co posłał jej
szelmowski uśmiech i pocałował ją delikatnie, dzięki czemu mogła poczuć jak smakuje.
Oplotła go nogami w pasie, przyciągając do siebie bliżej. Złapał w dłoń swoją
męskość wcelowując na wejście do jej kobiecości.
- Jesteś pewna? – zapytał cicho, przerywając pocałunek. Z
przyspieszonym oddechem kiwnęła głową, niezdolna do wypowiedzenia choćby słowa.
Krótki krzyk wyrwał się jej z piersi, gdy Blaise wszedł w nią powoli i przebił
się przez jej błonę dziewiczą. Pocałunkami scałował pojedynczą łzę, która
spłynęła po jej policzku i przez chwilę nie ruszał się, aby dać jej czas do
oswojenia się z nim. Zacisnęła dłonie na jego włosach delikatnie je ciągnąc,
ale nie zwrócił na to uwagi, przypatrując dokładnie wyrazowi jej twarzy, który
z każdą chwilą odprężał się dając mu tym samym zielone światło na ciąg dalszy.
Pocałował ją, poruszając się w niej powoli. Nigdy nie był czułym i romantycznym
kochankiem, ale z Hermioną było inaczej. Wyzwalała w nim to co najlepsze.
Zawsze tak było. Kochali się w blasku
księżyca, zapominając w swoich ramionach o wszelakich troskach i zmartwieniach.
Kiedy skończyli leżeli koło siebie patrząc w niebo. Nie wiedzieli czemu to
zrobili. Ich początki przyjaźni miały miejsce siedem lat temu. Trwało to jakiś
tydzień. Od tamtej chwili byli dla siebie powietrzem. A jednak ta nić
porozumienia zawarta już w pociągu nie została zerwana przez te wszystkie lata.
- Muszę iść – szepnęła wstając i ubierając się. Spojrzał na
nią nic nie mówiąc, kiwnął jedynie głową na znak zrozumienia. Pomógł jej
zapomnieć. Przecież tylko o to jej chodziło.
- Żegnaj Blaise – szepnęła kucając przy nim i muskając
swoimi ustami jego wargi. Było to tak delikatne, że nie miał pewności czy ich
usta naprawdę się spotkały.
- Żegnaj Hermiono – szepnął patrząc jej w oczy. Uśmiechnęli
się do siebie, po czym Hermiona odeszła zostawiając Blaisa samego.
******
Spotkali się trzy lata później na ślubie Hermiony. Blaise
był zdziwiony tym, że go zaprosiła. Nie rozmawiali ze sobą od ich chwili
uniesienia na błoniach w noc po Wielkiej Bitwie. Nie mógł uwierzyć, że wychodzi
za mąż. Patrzył na radosne twarze gości, którzy zasiadali na krzesłach w
ogrodzie. Widział głupkowaty uśmiech tego rudzielca, którego imienia nigdy nie
mógł zapamiętać. Widział jak jego anioł idzie do ołtarza. Dlaczego wyczuł, że
ona nie chce tego robić? Miała na twarzy śliczny uśmiech, który jednak wydał mu
się wymuszony. Jej oczy świeciły blaskiem, ale miał wrażenie, że to nie
szczęście z nich bije, lecz panika, przerażenie, rozpacz. Ale przecież tylko mu
się wydawało, prawda? Inaczej nie wychodziłaby za mąż. Ceremonia rozpoczęła się
w momencie kiedy już chciał podejść do Hermiony, co jednak nie było mu dane.
Stanął więc na końcu patrząc na scenę rozgrywającą się przy tym prowizorycznie
zrobionym ołtarzu. Gdy usłyszał radosne „Tak”
z ust rudowłosego pomyślał tylko „Zakichany
szczęściarz”. A przecież to on mógł być na jego miejscu. Gdy Hermiona miała
odpowiedzieć chciał zapaść się pod ziemie, aby nie słyszeć tego okropnego
słowa. Zamiast jednak odpowiedzieć zaczęła rozglądać się po przybyłych
gościach. Wyłapał jej spojrzenie, które zatrzymało się na nim. Nie miał
wątpliwości, że zaszlochała, mimo że stał daleko od niej. Ksiądz ponowił
pytanie.
- Nie – szepnął Blaise – Odpowiedz nie – poprosił błagalnie,
wciąż patrząc jej w oczy. Goście zaczęli oglądać się do tyłu, podobnie jak Pan
Młody, kiedy Hermiona nie odpowiedziała wciąż patrząc na młodego Zabiniego. Nie
przejmowali się tym jednak. Wpatrywali się w siebie ignorując to co ich otacza.
Zupełnie tak jak trzy lata wcześniej. Znowu nie miała pojęcia co skłoniło ją do
tak drastycznego kroku, ale odsunęła się od Rona i zaczęła iść w stronę Blaisa.
Nie słyszała szeptów gości tylko bicie własnego serce. Zatrzymała się przed
nim, nie patrząc mu jednak w oczy. Patrzyła przed siebie, na jego klatkę
piersiową, dokąd mu sięgała. Uśmiechnął się łapiąc ją za podbródek i podnosząc
jej głowę do góry, aby ich spojrzenia się spotkały.
- Nie wyjdziesz za niego – szepnął z uśmiechem.
- Wiem – powiedziała równie cicho, uśmiechając się
delikatnie.
- Chciałaś zrobić mi na złość – droczył się z nią, nie mogąc
się oprzeć, pomimo sytuacji w jakiej się znaleźli.
- Nie. Chciałam, żebyś mnie wtedy zatrzymał – szepnęła
zbijając go z tropu – Chciałam, żebyś mnie odnalazł, kiedy mnie nie
zatrzymałeś. Ale milczałeś, więc to ja znalazłam ciebie. Zaprosiłam cię, bo
chciałam, żebyś powstrzymał mnie od poślubienia niewłaściwego mężczyzny. Ale
tego też nie zrobiłeś, więc zaczęłam wątpić. Może to co między nami zaszło nie
znaczyło dla ciebie nic i przeraziłam się – zaszlochała, więc przytulił ją do
siebie mocno.
- Nie odzywałem się ze wstydu. Przez tyle lat cię unikałem,
bo byłem po prostu idiotą. Nie zasługiwałem na ciebie. Na Merlina, wciąż nie
zasługuję! Ale cię kocham. Nie wiem jakim cudem, ale skradłaś moje serce już w
wieku jedenastu lat. Nie rozumiałem wtedy co to miłość – powiedział zatapiając
twarz w jej włosach.
- Można kochać kogoś kogo się prawie nie zna? – zapytała
zaciskając dłonie na jego koszuli na plecach. Uśmiechnął się pod nosem słysząc
jej pytanie. Zawsze ciekawska Granger.
- Wiem o tobie to, co powinienem. Wiem, że jesteś niezwykle
inteligentna. Wiem, że za przyjaciół oddałabyś życie. Wiem, że uwielbiasz
egzaminy, jeden Merlin wie dlaczego – zaśmiał się, za co uderzyła go oburzona w
ramie – Wiem, że mnie kochasz i to cię przeraża, ale to nic, bo ja będę przy tobie. Zawsze – powiedział cicho. Podniosła głowę patrząc na niego zamyślona.
- Też wiem o tobie parę rzeczy – szepnęła – Wiem, że
uwielbiasz czekoladowe żaby. Wiem, że lubisz naukę, ale nie przyznałbyś się do
tego za nic w świecie. Wiem, że nie przeszkadza ci status krwi, po prostu tak
zostałeś wychowany. Wiem, że chciałeś mnie wtedy zatrzymać. I wiem też, że mnie
kochasz tak jak ja ciebie – powiedziała całując go czule.
- Twoje informacje są poprawne – zamruczał, czym wywołał w
niej cichy śmiech.
- Hermiona co to ma znaczyć? Ty i Zabini?! – krzyknął Ron
podchodząc.
- Hola Robbie, grzeczniej do mojej narzeczonej – powiedział
ostro Blaise.
- Narzeczonej ? –zapytała zaskoczona Hermiona ignorując
mamrotania Rona „Jaki Robbie?”.
- Po co taka piękna suknia ma się zmarnować? – uśmiechnął
się łobuzersko, całując ją w policzek – Te, ksiądz! Zaczynaj od początku, byle
szybko! Nie chcę, żeby się rozmyśliła! – krzyknął do księdza. Harry pociągnął
zdezorientowanego Rona na krzesło, a Hermiona zaśmiała się głośno. Goście
zdziwieni zamianą nie poruszyli się, tylko przyglądali się ponownej ceremonii.
Tym razem uśmiech Hermiony był szczery, a z oczu bił blask szczęścia.
- Tym razem nie dam ci odejść pani Zabini - szepnął jej w
usta, gdy ksiądz zezwolił na pocałunek.
- Tym razem nigdzie się nie wybieram Blaise – szepnęła
całując go. Dopiero teraz zrozumieli, że to co czuli to nie była nić
porozumienia, tylko miłość, której tyle czasu się wypierali. Ale z tym już
koniec. Już nigdy nie będą wypierać się swoich uczuć. Już nigdy nie pomylą miłości
z porozumieniem. I już nigdy się nie rozstaną.
Kolejna suodka miniaturka *.* już się bałam, że źle się skończy, ale jednak ;P Życzę duuuużo weny do dalszego pisania i wiele pomysłów :D i więcej Dramione (i Lucmione) ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Hmm... Nie powiem, żeby ta para jakoś szczególnie do mnie przemawiała.
OdpowiedzUsuńWiększa część miniaturki jest w porządku, ale (przepraszam, że zawsze mam jakieś "ale" ;d) ostatni fragment nie jest zbyt przekonujący. Ślub to poważna sprawa i o ile mogę zaakceptować to, że Hermiona powiedziała Ronowi "nie" to wykluczam opcję, w której od razu wychodzi za innego mężczyznę. To zbyt nieczułe, nie sądzisz? Dodaj do tego fakt, że Ron na pewno musiał ją kochać, inaczej by się jej nie oświadczył, prawda?
Nie bierz tego do siebie, ostatnio cały czas narzekam... Pomysł był ciekawy, tylko za bardzo uprościłaś koniec.
Pozdrawiam, Monemi.