Nie była w pełni świadoma tego, co się wokół niej dzieje.
Wiele razy wyobrażała sobie jak będzie wyglądać Ostateczna Bitwa, ale to co się
działo, nie była w stanie pojąć. Wiedziała, że wiele osób krzyczy. Wiedziała,
że wiele osób jest już martwych. Była świadoma tego, że lecą w jej stronę
śmiercionośne zaklęcia. Ale nie słyszała krzyków, nie widziała ciał poległych,
a zaklęcia obronne rzucała instynktownie. Adrenalina dodała jej sił, więc nie
czuła bólu ran jakie jej zadano. Przecięte głęboko prawe ramię, głęboka rana na
głowie od uderzenia, jad, który wżerał się w jej skórę na udzie – to wszystko
to nic w porównaniu do tego jak czuła się wewnętrznie. Miała ochotę płakać,
przytulić się do przyjaciół, a nie wiedziała nawet czy są bezpieczni. Gdzieś w
oddali usłyszała krzyk Molly Weasley wołającej rozpaczliwie jednego ze swoich
synów, ale nie była pewna kogo dokładnie wołała. Chciała, aby to się zakończyło.
Dlatego, gdy zobaczyła Harrego walczącego z Voldemortem mimowolnie przestała
walczyć przyglądając się temu wszystkiemu. Nie ona jedna. Większość walczących
w Wielkiej Sali, gdzie odbywał się pojedynek Czarnego Pana z Wybrańcem,
zaprzestało walki. Podzielili się stając za swoimi wyznawcami. Hermiona stanęła
po lewej stronie Harrego. Kątem oka zauważyła, że po prawej stanął Neville.
- Gdzie Ron? –
pomyślała mimowolnie i poczuła uścisk w sercu. Już pamiętała czyje imię wykrzyczała
tak rozpaczliwie Molly Weasley. Krzyk Nevilla od razu odwrócił jej uwagę od
rudowłosego przyjaciela. Przeniosła zaniepokojone spojrzenie na Harrego, który
cofał się nie mogąc wytrzymać mocy zaklęcia Voldemorta.
- Harry dasz radę! Wszyscy na ciebie liczą! – krzyknęła
rozpaczliwie obejmując go, chcąc dodać
mu siły i dać oparcie jak tylko mogła.
- Pora zakończyć tą wojnę. Jesteśmy z tobą Harry –
powiedział Neville z powagą jakiej Hermiona, ani nikt inny, nigdy by się po nim
nie spodziewali. Na potwierdzenie swych słów położył dłoń na jego ramieniu,
podobnie jak Hermiona, w geście wsparcia. Harry dostając nowych sił na ich
słowa zwiększył moc zaklęcia, jednak w tym samym momencie uczynił to Czarny
Pan. Różdżka Harrego drżała w jego dłoni, po czym pękła na pół. Zaklęcia
Harrego i Voldemorta złączyły się uderzając w Harrego oraz Hermione i Nevilla,
którzy go dotykali. Ich magia złączona odparowała w pewnym stopniu atak.
Oślepiające światło rozbłysło w całej Wielkiej Sali. Czarodzieje stojący po tej
dobrej jak i złej strony zamknęli oczy niezdolni do zmierzenia się z tak jasnym
światłem. Dopiero cichy, złowrogi szept
uświadomił im, że mogą już otworzyć oczy. Niestety po tym co usłyszeli nie
mieli ochoty tego robić. W ich głowach wciąż rozbrzmiewał szept Czarnego Pana.
Jedno słowo, przez które stracili nadzieję. Zniknęli.
Ich przygnębienie jednak nie trwało długie, gdyż cała Wielka Sala, ludzie w
niej znajdujący, cała ich rzeczywistość, zaczęły znikać.
******
- Proszę cię Luniaczku, zjedz chociaż trochę. Wiesz, że
dzisiaj jest pełnia – powiedział James Potter do swojego przyjaciela siedząc z
nim w Wielkiej Sali razem z Syriuszem Blackiem i Peterem Pettigrew.
- Właśnie dlatego nie jestem głodny James – mruknął blady
patrząc na pusty talerz. Syriusz wymienił się spojrzeniami z Jamesem. Zwykle
byli dowcipnymi czarusiami, ale nie w momencie kiedy ich przyjaciel cierpiał. W
okresie pełni każdy się zastanawiał dlaczego Huncwoci, zwykle lekkomyślni,
zachowują się poważnie.
- Przecież wiesz, że będziemy z tobą przez całą noc. Nie po
to uczyliśmy się, aby zostać animagami – powiedział Syriusz szczerząc się do
Remusa i jęknął kiedy poczuł kopnięcie pod stołem.
- Wykrzycz jeszcze, że nie zarejestrowaliśmy się w
Ministerstwie Magii Łapo – mruknął James. Syriusz zaśmiał się cicho zakładając
dłonie za głowę.
- Uważasz, że ktoś byłby zaskoczony naszą zajebistością? W
końcu nikomu się chyba nie udało zostać animagiem jeszcze w szkole – powiedział
dumny z siebie, a James i Remus mimowolnie się uśmiechnęli wiedząc, że Łapa ma
rację. Peter już chciał się wtrącić do rozmowy kiedy w Wielkiej Sali zaświeciło
się znikąd światło oślepiając wszystkich. Dyrektor wstał ze swojego miejsca
zasłaniając oczy rękawem.
- Cisza! Spokój! Niech każdy zostanie na swoim miejscu! - wykrzyczał chcąc przekrzyczeć szmer
zdezorientowanych uczniów. Po chwili światło zniknęło. Na początku nikt nic nie
robił nie wiedząc co miało przed chwilą miejsce. Dopiero krzyk Lily Evans
zwrócił uwagę na stół Gryfonów. Tuż przed nią na stole leżała zakrwawiona i
nieprzytomna Hermiona Granger.
- Tu jest następny! – krzyknął jeden z Krukonów wskazując na
podłogę koło stołu jego domowników, gdzie leżał równie poraniony i nieprzytomny
Neville Longbottom.
- Niech osoby najbliżej siedzące zabiorą ich do Skrzydła
Szpitalnego. W tej chwili! – rozkazał Dumbledore sprawdzając puls Harrego
Pottera, który nieprzytomny leżał na schodkach prowadzących do stołu
nauczycielskiego.
- Chodźmy, może się czegoś dowiemy – szepnął Syriusz od razu
biorąc Hermionę na ręce. James kiwnął głową uderzając w ramie Remusa.
- Idź z Syriuszem, ja wezmę tego od Krukonów i pójdę z
Peterem – powiedział do Lupina i pobiegł do Krukonów. Peter widząc wychodzącego
z Wielkiej Sali Syriusza i Remusa, szybko pobiegł za Jamesem i chwilę później
razem wyszli z Wielkiej Sali udając się do Skrzydła Szpitalnego. Albus
osobiście przetransportował tam Harrego.
Całą trójkę położono na łóżkach. Poppy spanikowana od razu
zaczęła ich badać. Huncwoci stanęli pod ścianą patrząc na nieznajomych, którzy
jeszcze nie odzyskali przytomności.
- Kto to jest Albusie? Nigdy nie widziałam ich w zamku –
powiedziała zmartwiona pielęgniarka odgarniając włosy Hermiony, aby obejrzeć
jej ranę na głowie. Dumbledore pokręcił głową zaintrygowany.
- Nie mam pojęcia Poppy. Ale te rany… - zaczął oglądając
dokładnie Nevilla.
- Tak, wiem. To rany wojenne. Ale jak to możliwe! To jeszcze
dzieci, skąd… - zaczęła, ale przerwała momentalnie, a jej wzrok padł na Huncwotów.
Albus widząc to uśmiechnął się.
- Możesz mówić przy nich Poppy. Sądząc po podobieństwie pana
Pottera do jednego z nieznajomych, to musi być jego krewniak. – powiedział
przenosząc spojrzenie na Harrego, podczas gdy oczy całej reszty zwróciły się na
zdezorientowanego Jamesa.
- Ależ profesorze Dumbledore, ja go nie znam! Żadnego z nich
nie zn… Ałł, odbiło Ci? – syknął do Syriusza, który uderzył go w brzuch z
łokcia.
- Cicho, to może się czegoś dowiemy! – warknął zły, a Albus
uśmiechnął się, choć jego oczy pozostawały zmartwione.
- Nawet nie wiem czy jest coś do ukrycia. Nigdy nie
spotkałem się z takim światłem. Nie wiem skąd i dlaczego wzięli się nieznajomi
– powiedział szczerze i spojrzał na Hermionę, która odzyskała przytomność
siadając z krzykiem.
- Proszę się uspokoić, jest pani bezpieczna – powiedział
Albus podchodząc szybko do łóżka Hermiony.
- Nie! Voldemort! On walczył z Harrym, co się stało?! –
krzyknęła przerażona. Nie zważając na wyczerpanie organizmu, rany oraz protesty
pielęgniarki wstała z łóżka. Dyrektor spoważniał słysząc o Voldemorcie.
- Proszę się uspokoić, jest pani bezpieczna w Hogwarcie,
szkole magii i czaro… - zaczął chcąc jej objaśnić, gdzie się znajduje. Zamilkł
widząc jak dziewczyna blednie.
- Profesor Dumbledore… Ale to niemożliwe, pan nie żyje. W zeszłym
roku zabił pana…. Nie… Czemu tu jest tak czysto, zamek został zrujnowany w
czasie bitwy! Co się tu dzieje?! To sen, iluzja?! – zapytała wystraszona.
Zwykle opanowana i racjonalnie myśląca Hermiona Granger nie potrafiła dojść do
siebie. Pierwszy raz w życiu sytuacja w jakiej się znajdowała przerastała ją.
- Myli się pani, zapewniam, że żyję i czuje się dobrze.
Zamek nie ucierpiał bo i nie miał w czym. Żadna bitwa się tutaj nie odbywała –
powiedział dyrektor podchodząc do niej, ale ona odskoczyła łapiąc się za głowę
i starając poukładać fakty.
- Miała miejsce przed chwilą – szepnęła wpatrując się w podłogę.
Dumbledore nie ponowił próby podejścia bliżej tylko stanął koło łóżka Harrego.
- Czyli? – dopytywał gładząc brodę. Oszołomiona ostatnimi
wydarzeniami Hermiona nie zwróciła uwagi na Huncwotów, którzy patrzyli na nią
jakby postradała zmysły.
- No dzisiaj. Drugiego czerwca. Przynajmniej wtedy się
toczyła, nie wiem ile byłam nieprzytomna – powiedziała bliska łez.
- Którego roku? – zapytał dyrektor powoli rozumiejąc co się
dzieje. Hermiona przełknęła łzy i podniosła głowę na dyrektora. Opanowała
drżenie głosu i dopiero wtedy ponownie się odezwała.
- 1997 – wyszeptała. Dyrektor spojrzał jej z powagą w oczy.
- Mamy rok 1977 – powiedział, a Hermiona otworzyła szeroko
oczy zszokowana, po czym ponownie zemdlała. Upadłaby na podłogę, gdyby nie
silne ramiona Jamesa Pottera, który w porę złapał ją oszołomiony jej wyznaniem.
Peter pisnął niczym szczur chowający się do swojej nory. Syriusz prychnął z
niedowierzaniem.
- To przecież niemożliwe. Prawda dyrektorze? – zapytał pewny
swego.
- Nigdy o takim czymś nie słyszałem. Nie można cofnąć się w
czasie tak daleko – powiedział Remus, który dzięki najnowszym informacją
związanymi z nieznajomymi, zapomniał o bólu związanym z pełnią księżyca, która
miała mieć miejsce dziś wieczorem. James położył Hermionę na łóżku, tam, gdzie
leżała wcześniej.
- Proszę was chłopcy, abyście zachowali dla siebie to, co
miało tu miejsce. A teraz idźcie już – powiedział Dumbledore patrząc na
nieprzytomnych przybyszów.
- Profesorze Dumbledore czy to możliwe? Czy oni naprawdę
pochodzą z 1997 roku? – naciskał Syriusz zaciekawiony.
- Do widzenia panie Black, panie Potter, panie Lupin, panie
Pettigrew – powiedział dosadnie, a ci niechętnie wyszli.
- Nie wierzę. Taka nowina, a on nas przepędził! – jęknął
niezadowolony Syriusz.
- Nic straconego. Wrócimy tu wieczorem pod peleryną niewidką
– powiedział James uśmiechając się łobuzersko na tę myśl.
- Wrócicie sami. Ja nie mogę – powiedział Remus cicho
wzdychając z zazdrością, a James przygasł, podobnie jak Syriusz.
- No tak, zapomniałem. Nie zostawimy cię Remusie. Jak
obiecaliśmy, spędzimy tę noc z tobą, tak jak każdą poprzednią i każdą następną
w czasie pełni – obiecał James klepiąc Lupina po ramieniu.
- No tak, ale co z tymi dziećmi światła? – pisnął cicho
Peter, a James z Remusem uśmiechnęli się pobłażliwie. Tylko Syriusz nie
zachował dla siebie komentarza na słowa Petera.
- Dzieci światła? Ty tak poważnie Peter? – zakpił prychając,
a Peter zaczerwienił się spuszczając głowę.
- Wrócimy tam jutro rano. Jest sobota, nie będzie problemu.
Do tego czasu się nie obudzą, zadbam o to – powiedział Syriusz z błyskiem w oku
zacierając ręce.
- Co planujesz Łapo? – zapytał podejrzliwie Remus, a Syriusz
zaśmiał się głośno.
- Nic złego Luniaczku, zwykły eliksir słodkiego snu. Zawsze
musisz posądzać mnie o najgorsze – powiedział rozbawiony i pobiegł po eliksir
zostawiając przyjaciół samych na korytarzu.
******
- Nic z tego nie rozumiem Albusie. Powinni się już obudzić –
powiedziała zmieszana Poppy późnym wieczorem, kiedy przyszedł dyrektor.
- Czyżby ich stan się nie polepszał? – zapytał dyrektor
marszcząc czoło, a Pomfrey pokręciła od razu głową.
- Ależ skąd, rany się goją, podałam im eliksir wzmacniający,
ale śpią jak zabici! – poskarżyła się. Oczy Albusa zaświeciły, a sam westchnął
spuszczając głowę.
- Ach ci gryfoni – szepnął pod nosem.
- Mówił coś pan, dyrektorze? – zapytała zainteresowana Poppy.
- Nie moja droga, nic ważnego. Wrócę jutro rano, do tego
czasu niech spokojnie odpoczną – uśmiechnął się i wyszedł.
******
- Mówiłem wam, że to zadziała – zaśmiał się zadowolony
Syriusz wchodząc nad ranem do Skrzydła Szpitalnego pod peleryną niewidką razem
z Jamesem i Remusem. Peter już się pod nią nie mieścił, ale znając go i tak nie
chciało mu się wstawać tak wcześnie z łóżka, więc został w dormitorium. Remus
był wyczerpany po nocy, zwykle przesypia po tym cały dzień, ale teraz wyjątkowo
wziął eliksir wzmacniający, chcąc być przy rozmowie z nieznajomymi.
- Jeden dobry pomysł na tysiąc nieudanych – powiedział Lupin
przewracając oczami.
- Obrażasz mnie Luniaczku – powiedział głosem zbitego psa,
na co James zaśmiał się głośno i wlał do ust nieznajomej trójki eliksir, dzięki
któremu każde z nich zaczęło się budzić.
- Moja głowa… - jęknął Harry siadając na łóżku i rozglądając
się. Huncwoci wciąż skrywali się pod peleryną niewidką.
- Harry, Hermiona? Żyjemy, czyli…. Wygraliśmy? – zapytał
niepewnie Neville również siadając na łóżku.
- Nie… Nie wygraliśmy – szepnęła Hermiona wstając z łóżka i
siadając na łóżku Harrego. Neville wymienił się spojrzeniami z Harrym.
- Jak to? – zapytał Harry nic nie rozumiejąc.
- Nie zastanawia was dlaczego Skrzydło Szpitalne jest całe?
– zapytała patrząc na przyjaciół. Huncwoci przysłuchiwali się im nie chcąc
zdradzać na razie swojej obecności.
- Ten z roztrzepanymi włosami naprawdę jest do ciebie bardzo
podobny Rogaczu – szepnął cicho Remus, a Syriusz uciszył go patrząc na Nevilla
i Harrego którzy patrzyli pytająco na Hermione.
- Nie wiem, tak długo spaliśmy, że je odremontowano?
–zapytał nieśmiało Neville, a Harry w myślach odrzucił ten pomysł. Gdyby spali
tak długo to przenieśliby ich do św. Munga.
- Nie. My… Ja nie wiem jak to się stało… Nigdy o czymś takim
nie czytałam. Nie wiem jak wrócimy, ani czy w ogóle się uda, ja… - plątała się
zła na siebie za te coraz częstsze chwile słabości.
- Hermiono wykrztuś to z siebie! Voldemort żyje czy nie?!
–zapytał zły Harry.
- W tych czasach tak Harry – westchnęła uspokajając się.
Neville zmarszczył brwi.
- Co znaczy „W tych czasach”? – zapytał ostrożnie.
- Nie wiem jak, ale cofnęliśmy się w czasie do roku 1977 –
powiedziała cicho. W Skrzydle Szpitalnym nastąpiła cisza, którą odważył się
przerwać Harry.
- Hermiono jeśli to ma być jakiś żart… - szepnął zaciskając
pięści.
- Nie kłamałabym w takiej sprawie Harry. Nie wiem jakim
cudem się tu znaleźliśmy. Biorąc pod uwagę, że jest śnieg za oknem to nie
cofnęliśmy się w czasie o równe 20 lat, bo na dworze byłoby ciepło. Harry… To
ostatni rok twoich rodziców, Syriusza, Remusa, profesora Snapa i… Petera –
powiedziała, tak jak się spodziewała Harry zbladł słysząc to. Huncwoci
spojrzeli po sobie. Ta trójka ich znała. Ich wersje z przyszłości.
- Chwila moment, kim są twoi rodzice?- zapytał James nie
wytrzymując i ściągając z siebie i przyjaciół pelerynę. Neville podskoczył
wystraszony patrząc na zdeterminowanego Jamesa oraz złego Syriusza i Remusa za
to, że James wydał ich obecność.
- Tata – wymsknęło się Harremu, który nie mógł uwierzyć w
to, że właśnie patrzy na swojego ojca. Ojca, którego nigdy nie poznał.
- Że co? – zapytał James biały jak ściana, a Syriusz zaśmiał
się klaszcząc.
- Gratuluję Rogaczu, zostałeś ojcem! Co prawda twoje dziecko
jest w twoim wieku, ale…. Chwila, a kim jest twoja mama? – zapytał zaciekawiony
Syriusz podchodząc do łóżka Harrego, ale Hermiona zatkała przyjacielowi buzie
dłonią.
- Harry nie! Nie wolno nam zmieniać przyszłości! Nic nie
mów. I tak wyrządziliśmy za dużo szkód. Wiedzą już o wojnie i o tym, że James
Potter będzie miał syna. – powiedziała ostro, a Syriusz skrzywił się.
- Nie bądź taka piękności, chcemy wiedzieć co nieco - powiedział głosem urażonego dziecka. Remus
chrząknął zwracając na siebie uwagę.
- Chociaż bardzo bym chciał się czegoś dowiedzieć o
przyszłości Łapo to również uważam, że to nie jest najlepszy pomysł. Nie
wiadomo co może się stać – powiedział. Harry wciąż oszołomiony patrzył na
swojego ojca, który w jego czasach nie żył. Na swojego ojca chrzestnego, który
w jego czasach umarł po 12 latach niezasłużonej odsiadki w Azkabanie. Na
swojego przyjaciela, który, jak wiedział, zginął w Ostatecznej Bitwie,
zostawiając na świecie małego synka. To było zbyt wiele.
- Umm… Przepraszam panie Potter… Znaczy… James… Nie jestem
pewny jak mam się do pana zwracać – powiedział niepewnie Neville. James
westchnął przeczesując włosy.
- James, albo Rogacz będą w porządku – powiedział dochodząc
do siebie.
- No tak, cóż, więc James… Chodzi o to, że Harry był
kluczowy w czasie bitwy, dlatego to on toczył walkę z Vol.. Vol… Voldemortem –
zatrząsł się.
- Neville nie wiem czy to dobry po…. – zaczęła Hermiona
niepewnie, ale Neville uśmiechnął się do niej uspokajająco i ponownie zwrócił
do Jamesa.
- Niestety w trakcie walki coś poszło nie tak. Różdżka
Harrego się złamała, a nas przeniesiono tutaj. Nie możemy powiedzieć za wiele,
ale może być pan pewny, że ma odważnego syna, który jest bohaterem całego świata
czarodziejskiego – powiedział z mocą. Harry spojrzał na przyjaciela z
wdzięcznością i w końcu zabrał dłoń Hermiony z ust. James uśmiechnął się
słysząc to.
- Cieszę się – powiedział zadowolony i dumny.
- Ok, ale czy naprawdę nic nie możecie nam powiedzieć? Jaki
jestem w przyszłości? Bogaty, sławny, rozchwytywany przez młode czarownice? –
zapytał z łobuzerskim uśmiechem Syriusz. Remus uśmiechnął się pobłażliwie.
- O czym ty marzysz Łapo? – zaśmiał się James – Mój syn
będzie wybawicielem świata czarodziei, tego nic nie przebije – zaśmiał się.
Harremu serce mocniej zabiło kiedy to usłyszał i szybko starł łzy w oczach, na
szczęście nikt tego nie zauważył.
- Czy wybawi świat to się dopiero okaże. Musimy wrócić –
powiedziała Hermiona.
- Obawiam się, ze to nie będzie takie proste – powiedział
Albus wchodząc do Sali.
- Profesor Dumbledore – powiedzieli równocześnie Neville i
Harry widząc, w swoich czasach, nieżyjącego już dyrektora.
- Podsłuchiwał pan? Iście po ślizgońsku – powiedział Syriusz
uśmiechając się psotnie. Dumbledore zaśmiał się słysząc to.
- Równie ślizgońskie zachowanie jak podanie eliksiru
słodkiego snu nieznajomym, aby być przy ich przesłuchiwaniu – mrugnął do niego.
- Pan to zawsze wszystko musi wiedzieć – mruknął rozbawiony
Syriusz.
- Niestety nie wszystko – spochmurniał i spojrzał na trójkę
z przyszłości – Bardzo mi przykro, ale nie wiem co mogę zrobić, abyście wrócili
do swoich czasów. Nigdy nie słyszałem o podobnym przypadku. Nie wiem nawet czy
wasze czasy istnieją. Czy to wy się cofnęliście czy też może odwróciliście
czas, a zaklęcie was ochroniło. W takim przypadku nie miałbym was dokąd wysłać
– powiedział.
- Co pan chce przez to powiedzieć profesorze? Że nasi
przyjaciele, walka z Voldemortem, że… To… To zniknęło? – zapytał Harry wstając
szybko.
- Merlinie – jęknął Neville.
- Zostaniemy tu na zawsze? Ale… Moi rodzice… - powiedziała
Hermiona bliska łez.
- Proszę, uspokójcie się. Tak, prawdopodobnie wasze czasy
już nie istnieją, a historia toczy się od nowa. Z drugiej strony to może nawet
lepiej. Nie musicie uważać na słowa. Historia potoczy się inaczej. A dzięki
waszej pomocy nie będzie żadnej wojny, pokonamy Voldemorta już teraz, kiedy
dopiero zbiera siły – powiedział starając się ich uspokoić – Jak się nazywacie?
– zapytał.
- Harry Potter, to Neville Longbottom, a to Hermiona Granger
– przedstawił ich Harry wciąż przetrawiając słowa dyrektora.
- Pan Potter i Longbottom, wiem kim są wasi ojcowie, ale
nazwiska panny Granger nie kojarzę – przyznał.
- Jestem mugolaczką – powiedziała z dumą, a Albus uśmiechnął
się dobrotliwie jak to miał w zwyczaju.
- Rozumiem. Dobrze, więc na razie się niczym nie martwcie.
Postaram się jak najwięcej dowiedzieć o tym co was spotkało, a póki co
zostaniecie tutaj i będziecie się normalnie uczyć. W jakim domu byliście? –
zapytał.
- Gryffindor –powiedziała Hermiona, Huncwoci uśmiechnęli się
do siebie słysząc to.
- Więc i w tych czasach będziecie należeć do Domu Lwa. Pan
Potter będzie kuzynem pana Jamesa, Pan Longbottom uda zbieżność nazwisk z
ojcem, a o pannę Granger nie trzeba się martwić jako, że pochodzi z mugolskiej
rodziny. Przydzielę wam pieniądze na szaty, książki i inne potrzebne rzeczy.
Jeśli istnieje sposób na odesłanie Was do czasów, z których pochodzicie,
obiecuję, że Was tam odeślę. Jeśli jednak cofnęliście czas, a nie siebie w
czasie to będziecie musieli tu zostać. I oczywiście nie muszę prosić o to, aby
nikomu nie mówić o tym skąd… z kiedy jesteście – powiedział patrząc na nich.
- Oczywiście dyrektorze. – zapewniła Hermiona.
- A mogą powiedzieć co nas spotka? – zapytał z nadzieją
Syriusz. Hermiona zamyślona spojrzała na dyrektora.
- Nie widzę przeciwwskazań – odpowiedział po dłuższej chwili
milczenia i wyszedł.
- Świetnie! O mnie pierwszym opowiecie! – powiedział
podekscytowany Syriusz.
- Chwila moment! Dlaczego o tobie? Ja też chcę wiedzieć co
mnie czeka! – powiedział oburzony James.
- Wiesz, że masz syna, to ci powinno starczyć – kłócił się z
nim, podczas gdy Remus starał się ich uspokoić.
- Co jest? – zapytał Harry patrząc na Hermionę, podczas gdy
Huncwoci wciąż się przekomarzali.
- Zostaniemy tu na zawsze – powiedziała ze łzami w oczach.
- Hermiono jestem pewny, że profesor Dumbledore wymyśli coś,
aby nas odesłać – zapewnił Neville z uśmiechem, a ta pokręciła głową.
- Nie, nic nie rozumiesz? Gdyby tak było to nigdy nie
zgodziłby się, abyśmy zdradzili coś o przyszłości, coś co może ją zmienić. –
powiedziała załamana, a chłopcy zszokowani spojrzeli na siebie. Miała rację.
Musieli zostać w tych czasach. Na zawsze.
******
Minął miesiąc odkąd żyli w roku 1977. Z nikim nie
rozmawiali, nawet z Huncwotami. Ci wiele razy próbowali nawiązać rozmowę, ale
zawsze ich zbywali. Byli przytłoczeni. Nie wiedzieli jak żyć z myślą, że ich
rodziny, przyjaciele, jeszcze się nie narodzili. Wszystko co przeżyli nie miało
sensu, nic to nie zmieniło. Połowę swoich żyć próbowali pozbyć się Voldemorta,
a teraz się okazało, że nic z tego nie miało miejsca. Hermiona zajęła się
nauką. Remus szybko zrozumiał, że szykuje się mu konkurentka, podobnie jak
Lily, która nie była z tego powodu zadowolona. Neville unikał swoich rodziców.
Pragnął z nimi porozmawiać, a jednocześnie był dla nich obcą osobą. Dosyć się
wycierpiał odwiedzając ich w szpitalu kiedy nie byli świadomi tego co się
dzieje wokół nich. Harry nie mógł opisać swojego rozczarowania. Osoby, które
szanował w swoich czasach, były po prostu godne pożałowania. Jego ojciec z
przyjaciółmi dręczyli osobę, która uratowała mu życie nie raz – Severusa Snapa.
Jego matka, Lily Evans, okazała się próżną kokietką, która nie raz wyciągała
dzięki kobiecym sztuczką eseje od Severusa. Harry zawsze się dziwił czemu
profesor Snape poświęcił dla niego życie. Wiedział, że to z powodu jego matki,
ale wciąż pozostawało pytanie, dlaczego się tak poświęcił. Przecież była z jego
ojcem. Teraz już wiedział. Kokietowała go, dawała mu szansę, ale tylko na
osobności. Nie raz natknął się na nich w pustej klasie, na opustoszałym
korytarzu, wieży astronomicznej. Wtedy pokazywała swoją prawdziwą twarz. Przy
innych udawała miłą, uczynną, a to była tylko maska. Dziwił się, że kogoś
takiego przydzielono do Gryffindoru i wstydził się, że taka była jego matka.
- Myślisz, że James wie jaka ona jest naprawdę? – zapytała
Hermiona siedząc z Harrym na błoniach. Podzielił się z nią swoimi obserwacjami,
nie mogąc znieść tego natłoku informacji.
- Nie mam pojęcia. Chyba nie. Ma ją za dobą, uczciwą
dziewczynę, która wciąż mu odmawia randki, więc tym bardziej pragnie z nią być
– mruknął bawiąc się powoli topniejącym śniegiem. Hermiona spojrzała na taflę
jeziora.
- Widziałam dziś jak Syriusz dręczy profesora Sna… Severusa.
Nic nie zrobił, szedł korytarzem na śniadanie, a Syriusz za jego plecami rzucił
w niego upiorogackiem – powiedziała cicho.
- Bez powodu? – zapytał Harry z bólem.
- Bez – przyznała przygnębiona Hermiona.
- I w dodatku zaatakował od tyłu? No, ojcze chrzestny, godne
pożałowania – warknął Harry zaciskając ze złości pięści. Prychnął zły słysząc
śmiech Syriusza z oddali oraz głos Jamesa i Lily. Koło nich szedł również
Remus.
- Lilijko ty moja słodka, jedna randka – prosił Jamesa idąc
za nią.
- Nie Potter, nie licz na to – powiedziała zirytowana, ale
Hermiona mogła przysiąc, ze zauważyła blask zadowolenia w oczach młodej Evans.
Hermiona była pewna, że już kiedyś widziała podobne spojrzenie i nie myliła
się. Lavender Brown zawsze miała taki blask w oczach kiedy podobało jej się jak
interesuje się nią płeć brzydka. Lubiła być rozchwytywana. Lily podobnie,
tylko, że w przeciwieństwie do panny Brown, która szczerze przyznawała, że lubi
być uwielbiana, panna Evans udawała, że ją to nie obchodzi.
- Ciekawe jak jest
naprawdę – pomyślała z sarkazmem Hermiona i spojrzała na Harrego.
- Będziesz zły jeśli czegoś spróbuję? – zapytała. Harry
zdziwiony spojrzał na nią pytająco.
- Czego dokładnie? – zapytał nie mogąc ukryć zaciekawienia.
Od dawna nie miał żadnej rozrywki. Rozmawiał z Nevillem, czasami z Hermioną,
latał na miotle i to były wszystkie jego rozrywki. Hermiona uśmiechnęła się
mrugając do niego.
- Zobaczymy jak Twoja mama zareaguje na konkurencje –
zaśmiała się i wstała podchodząc do Huncwotów. Harry zdziwiony poszedł za nią.
- Cześć Remusie, Lily – przywitała się Hermiona i
uśmiechnęła do Jamesa - Cześć James – powiedziała starając się utrzymać z nim
kontakt wzrokowy. Harry starał się nie parsknąć śmiechem. Flirtowanie w
wykonaniu kujonicy Hermiony Granger było strasznie nieudolne. To po prostu nie
było w jej stylu. O dziwo podziałało na Lily, której mina zrzedła na ten widok.
James uśmiechnął się do Hermiony mile zaskoczony tym, że się do nich odezwała,
a nie uciekła jak zwykle.
- Cześć Miona. Mogę tak do ciebie mówić, prawda? – zapytał
uśmiechnięty, a ta zaśmiała się cicho trącając go dłonią w ramie dłużej niż to
było konieczne.
- Nie musisz nawet pytać – powiedziała zadowolona,
kompletnie ignorując Lily. Harry rozbawiony pokręcił głową.
- Nauczyłaś się tego od Lavender? – zapytał cicho Hermiony,
a ta nieznacznie kiwnęła głową – Cóż, powinnaś wziąć lekcje poprawkowe –
zaśmiał się, a Hermiona zażenowana spojrzała na przyjaciela dając sobie spokój
z nieudaną próbą flirtu.
- Ale podziałało – szepnęła wskazując dyskretnie na Lily,
która patrzyła się na Jamesa obrażona. Harry kiwnął głową z uznaniem i wciąż
głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- O czym tak szepczecie? – zapytał Remus patrząc na nich
podejrzliwie.
- Nie musi być pan taki podejrzliwy profesorze Lupin –
zaśmiała się Hermiona, odprężyła się na tyle, że przez chwilę się zapomniała.
Remus spojrzał na nią zaskoczony, a James zaintrygowany, podczas gdy Lily
patrzyła na nią jak na wariatkę.
- Dobrze się czujesz? – zapytała Lily. Hermiona zmieszana
spojrzała na Harrego, który od razu zrozumiał.
- To miał być żart, nigdy nie rozumiałem jej poczucia humoru
– powiedział szybko. Lily zdziwiona kiwnęła głową na znak, że rozumie i odeszła
mając pewność, że James pójdzie za nią. Nie słysząc próśb o randkę odwróciła
się w połowie drogi do zamku zauważając, że James wraz z Lupinem zostali z
nowymi uczniami. Niezadowolona wróciła do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
- Będę profesorem? Jakiego przedmiotu? – zapytał zaciekawiony
Remus.
- Pamiętaj, że ta przyszłość już nie istnieje. Ale w naszych
czasach uczyłeś przez rok Obrony Przed Czarną Magią. Kiedy byliśmy na trzecim
roku. Byłeś wspaniałym nauczycielem – powiedziała Hermiona uśmiechając się do
niego, a ten odwzajemnił uśmiech.
- A co ze mną? Powiesz w końcu kim jest twoja matka? –
zapytał zaciekawiony James.
- Powiedzmy, że Lily Evans da się zaciągnąć nie tylko na
randkę – powiedział Harry, a Jamesowi zaświeciły się oczy.
- Mówiłem ci Luniaczku, że ją w końcu zdobędę – zaśmiał się
zadowolony.
- Pamiętaj, że przyszłość się zmienia – wtrąciła Hermiona, a
ten uśmiechnął się do niej obejmując ją ramieniem.
- To akurat pozostanie niezmienne – powiedział pewny swego i
zniżył głowę na jej wysokość – Twoje próby flirtowania ze mną bardzo mi pomogły
– szepnął jej do ucha. Miona zarumieniła się nie tyle tym co powiedział, ale
tym jak ten szept na nią podziałał. Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jej
kręgosłupa, a na jej skórze wyskoczyła gęsia skórka.
- Zawsze do usług – powiedziała starając się zasłonić
czerwone policzki, na co uśmiech Jamesa jeszcze bardziej się powiększył.
- Zapamiętam – powiedział odgarniając kosmyk jej włosów za
ucho i tym samym odsłaniając jej policzek, po którym przejechał palcem czując
ciepło jej skóry. Remus z Harrym przyglądali się temu zaskoczeni, aż wreszcie
Harry chrząknął chcąc przerwać to co działo się przed nim. Cokolwiek to było.
Para spojrzała na zdziwionych Gryfonów i odsunęli się od siebie. Jamesowi
uśmiech nie schodził z twarzy. Nie dlatego, że wywołał zazdrość u Lily, ale
dlatego, że dzięki niemu Hermiona się zarumieniła.
******
Był wieczór tego samego dnia. Pokój Wspólny Gryffindoru był
pełen uczniów, którzy zadowoleni korzystali z tego, że właśnie zaczynał się
weekend. Przy kominku siedziała Hermiona, Harry i Neville wraz z Syriuszem,
Jamesem i Remusem. Nie obawiali się, że ktoś ich podsłucha za co Harry
dziękował zaklęciu Muffliato oraz Księciu Półkrwi, którym okazał się Severus
Snape.
- Co się stało, że przestaliście nas unikać? – zapytał
zaciekawiony Syriusz siadając obok Hermiony na kanapie i objął ją. Każdy w
szkole wiedział, że Syriusz Black jest największym Casanovą w szkole. James
zadowolony spojrzał na nich, a jego uśmiech osłabł kiedy to zobaczył. Miał
ochotę trzasnąć przyjaciela upiorogackiem, ale szybko skarcił się za te myśli.
On chciał Lily, tylko Lily.
- Cóż, zostaniemy tu na zawsze, więc chcemy się zintegrować
ze wszystkimi – powiedział Neville pijąc piwo kremowe, które Huncwoci
przemycili.
- I chciałbym was bardzo prosić o to, abyście zostawili w
spokoju Severusa Snapa – powiedział Harry patrząc w szczególności na ojca,
który zdziwiony prośbą, aż wstał.
- Ty chyba żartujesz. A co cię Smarkerus obchodzi? –zapytał
niezadowolony.
- Nie nazywaj go tak James! – powiedziała zła Hermiona.
Rogacz spojrzał na nią niezrozumiale.
- Dlaczego tak bronicie tą ślizgońską jaszczurkę? – zapytał
Syriusz również nie rozumiejąc prośby syna przyjaciela. Hermiona zniesmaczona
odsunęła się od niego na tyle, że jego ręka już jej nie obejmowała. Na twarzy
Jamesa wykwitł mimowolny uśmiech.
- Severus Snape uratował mi życie. Nie raz, nie dwa. On się
poświęcił dla dobra wszystkich. Zapewniając mi bezpieczeństwo sam zginął. Był
bohaterem – powiedział Harry z mocą. Przy kominku nastała cisza. James patrzył
na syna zamyślony.
- Nie rozumiem, dlaczego miałby ci poma…. No tak, Lily.
Wiedziałem, kocha ją – powiedział krzywiąc się z niesmakiem.
- Myślał, że jak uratuje jej syna to ta rzuci mu się w
ramiona? – zakpił Syriusz pijąc piwo.
- Nikt nie lubi profesora Snapa bardziej ode mnie.
Uprzykrzał mi życie przez wszystkie lata nauki. Ale to dobry człowiek. Nie
chronił Harrego dla Lily Potter, yyyy…. Evans. Przynajmniej nie po to, aby ta
rzuciła się mu na szyje jak to określiłeś Syriuszu. – powiedział Neville
szczerze.
- A skąd ta pewność? – zapytał nieprzekonany Black.
- Bo zarówno Lily jak i James zginęli, gdy Harry miał roczek
– wyznał Neville. James zszokowany usiadł na swoje poprzednie miejsce.
- Umrę już za parę lat? – szepnął James przerywając grobową
ciszę. Hermiona potrząsnęła gwałtownie głową wstając i usiadła na oparciu jego
fotela obejmując go.
- Nie, nie umrzesz. Ani ty ani Lily. Ta przyszłość nie
istnieje, teraz wszystko potoczy się inaczej. Nie dopuścimy do tego, obiecuje
ci to – powiedziała twardo. James spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Opowiedzcie nam wszystko – poprosił Remus. Harry kiwnął
głową i zaczął opowiadać historię Chłopca-Który-Przeżył, aż do samej Bitwy
Ostatecznej.
******
- Co ona sobie wyobraża? Pojawia się znikąd, kradnie mi
pierwsze miejsce w klasie, a teraz i Jamesa? – zapytała Lily ze złością łamiąc
pióro. Siedziała w kącie Pokoju Wspólnego Gryfonów patrząc na Hermionę siedzącą
na oparciu fotela Jamesa i obejmującej go.
- Nigdy nie byłaś pierwsza w klasie. Snape był. I wciąż
jest, tyle, że na równi z nową. A Jamesa i tak odrzucałaś –powiedziała jej
koleżanka pisząc esej na eliksiry.
- To, że go odrzucałam nie znaczy, że go nie chcę –
zaprzeczyła gwałtownie Evans, przenosząc wzrok na koleżankę.
- Udawanie niedostępnej działa tylko na początku. Potem
faceci się nudzą. Za długo zwlekałaś – westchnęła widząc błąd jaki popełniła w
eseju.
- Możliwe, ale to naprawię. Jutro
James wróci do mnie, zapewniam cię –powiedziała wstając – Zrobiłaś tu błąd –
wskazała na jej esej i poszła do siebie.
******
Nie mógł uwierzyć, że zaspał. Dobrze, mógł w to uwierzyć.
Właściwie często mu się to zdarzało, ale nigdy w dzień meczu! Wszyscy już
kończyli śniadanie, nieliczni udali się już na boisko, a on biegł dopiero do
Wielkiej Sali.
-Może opuszczę dziś
śniadanie. Cholera, wszystko przez chrapanie Petera – pomyślał
niezadowolony. Wiedzieli już jak potoczyła się przyszłość, wiedzieli, że Peter
ich zdradził. Ale nie mogli odwrócić się od przyjaciela za coś czego jeszcze
nie zrobił. W końcu tamta przyszłość już nie istnieje. Wszystko może potoczyć
się inaczej.
- James! – zawołała Lily biegnąc za nim. Zaskoczony
zatrzymał się oglądając za siebie, po czym uśmiechnął się widząc młodą Evans.
- W czym ci mogę pomóc najdroższa? – zapytał włączając swój
urok, który poznała nie jedna dziewczyna w szkole.
- Chciałam ci tylko życzyć powodzenia. Będę trzymała za ciebie kciuki – uśmiechnęła się.
- Nigdy nie przychodziłaś na mecze, myślałem, że nie lubisz
quidditcha – powiedział zaskoczony marszcząc brwi.
- Nie idę dla samego meczu – powiedziała patrząc na niego
spod rzęs i przybliżyła się całując zaskoczonego Pottera przeciągle w policzek,
po czym odeszła zadowolona.
- Teraz już naprawdę
nie zdążę na śniadanie – pomyślał otrząsając się i poszedł zadowolony na
boisko.
******
Wszyscy siedzieli już na trybunach oglądając mecz Gryffindor
vs Slytherin. Harry z zazdrością patrzył na graczy, brakowało mu tego, ale
skład był pełny. Hermiona widząc jego wzrok uśmiechnęła się ściskając jego
ramię.
- Ty byłeś najlepszym ścigającym – powiedział Neville z
uśmiechem, a Hermiona potwierdziła kiwając głową zadowolona.
- Dzięki, ale James też jest świetny – powiedział Potter z
uśmiechem patrząc jak jego ojciec szybuje w powietrzu za złotym zniczem.
- Tak, to prawda – powiedziała Hermiona również patrząc na
Jamesa. Widząc, że złapał złoty znicz wstała wiwatując wraz z resztą Gryfonów.
James potrząsnął złotym zniczem dumny z siebie i spojrzał w kierunku trybun.
Hermionie, nie wiedzieć czemu, serce zabiło mocniej. Ścisnęła dłoń Harrego
kiedy zauważyła, że James leci w ich stronę. Nabrała powietrza chcąc mu
pogratulować, ale on minął ich lecąc na koniec trybun. Zaskoczona, z bólem w
oczach, odwróciła się patrząc jak wręcza zaczarowaną różę Lily Evans. Ta
wzruszona gestem pocałowała go w usta. Wszyscy zaczęli im wiwatować. Syriusz
podleciał do Harrego, Hermiony i Nevilla.
-Skubany, udało mu się. Dla nas to niesmaczny widok, ale dla ciebie Harry musi być nie do zniesienia widzieć obściskujących się rodziców –
zaśmiał się Syriusz. Hermiona otrząsnęła się słysząc to. O miłości Jamesa i
Lily krążyły w ich czasach legendy. Nie wiedziała czego się spodziewała po
Jamesie. Nie rozumiała czemu było jej smutno. Odrzuciła te uczucia i
uśmiechnęła się szeroko wiwatując parze jak każdy inny Gryfon. Nie wiedziała,
że ból w jej oczach zdołał dostrzec nie tylko Neville, ale i Harry.
******
Od czasu meczu minęły dwa miesiące. Każdy wiedział już, że
James Potter i Lily Evans stanowią parę. Wszyscy cieszyli się z ich powodu.
Harry jednak nie potrafił ukryć niechęci co do Lily. Całe życie marzył o
poznaniu matki, a teraz chciał, aby to nigdy nie nastąpiło. Polubił Jamesa, był
jego przyjacielem. Dlatego nie chciał, aby zmarnował sobie życie przy boku
kobiety pokroju Lily. Mimo związku z Jamesem wciąż kokietowała Severusa.
Wiedział o tym, ale milczał. Sam nie wiedział dlaczego. Neville w tym czasie
zaprzyjaźnił się ze swoją matką. To był dla niego duży krok. Jego ojciec
skończył szkołę dwa lata wcześniej, więc nie widział go jeszcze. Być blisko
matki jednak mu wystarczało. Wiele się o niej dowiedział. Hermiona skupiła się
na nauce, rywalizowała z Severusem, który nie był zbyt zadowolony tym, iż nowa
uczennica okazała się lepsza w wielu dziedzinach. Górował jednak nad nią w
eliksirach oraz obronie przed czarną magią. Wiele razy się ze sobą sprzeczali.
Hermiona musiała przyznać, że lubi ich słowne potyczki. Wiedziała, ze Severus
też je lubił. Huncwoci dali mu spokój po opowieści Harrego na temat tego jakim
szlachetnym człowiekiem okazał się Snape. Nie przyjaźnili się z nim, nawet z
nim nie rozmawiali, ale już z nim nie walczyli, nie uprzykrzali mu życia. Remus
nawet zamienił z nim parę słów w bibliotece. Dzięki temu Severus mógł
odetchnąć, jedyne co go dręczyło to Lily, chociaż nie zdawał sobie z tego
sprawy. On widział tylko niewinną dziewczynę, która bała się, że James coś mu
zrobi, więc trzyma go blisko siebie. Robiła to dla niego, poświęcała się, bo go
kochała. Tak to sobie przynajmniej tłumaczył. Jednak cierpiał widząc ich razem.
- Zaawansowane eliksiry? Myślisz, że DRUGA najlepsza osoba w
klasie z eliksirów da sobie radę z taką lekturą? – zakpił Severus podchodząc z
bibliotece do stolika Hermiony. Uśmiechnęła się podnosząc na niego wzrok. Może
większość nie zauważyła różnicy w zachowaniu Snapa, ale ona widziała jak się
zmienił.
- Skoro uważasz, że ta lektura jest dla mnie zbyt
skomplikowana to pomóż mi ją zrozumieć – powiedziała z uśmiechem odsuwając
krzesło koło niej. Severus wahał się chwilę, po czym usiadł obok niej.
- Ja nie gryzę – zaśmiała się Miona widząc jego wahanie.
- Wybacz, nie ufam Grygonom – powiedział chłodno, słysząc,
że się z niego śmieje. Uśmiech Hermiony zmalał.
- Tak, wiem. Nie winie cię za to. Huncwoci nie byli wobec ciebie w porządku, ale z tym już koniec. Obiecuję ci, że już nigdy nie ośmielą
się cie tknąć – obiecała. Severus zaskoczony przybliżył się do niej.
- O czym ty mówisz? To dzięki tobie dali mi spokój? –
zapytał cicho, aby nikt nie usłyszał ich rozmowy. Do biblioteki wszedł James,
nie był stałym bywalcem tutaj, ale to był ostatni rok. Wiedział, że musi wziąć
się za naukę. Przystanął w miejscu widząc, że Severus nachyla sięnad Hermioną.
Siedzieli bardzo blisko siebie szepcząc. Skrzywił się czująć nieprzyjemny
uścisk w sercu, zacisnął ze złością pięści, odwrócił się zamaszyście i wyszedł.
Nie wiedział dlaczego tak się poczuł. Hermiona była dla niego tylko dobrą
koleżanką. Tylko tyle.
- Nie. Nie dzięki mnie, tylko dzięki Harremu Potterowi,
kuzynowi Jamesa. Wstawił się za tobą – powiedziała Hermiona szczerze, patrząc
na Severusa, który odsunął się zamyślony odchylając na krześle.
- Nie rozumiem, on mnie nawet nie zna – mruknął, a Hermiona
uśmiechnęła się delikatnie.
- Widocznie zauważył w tobie to samo co ja – powiedziała
wracając do książki.
- Czyli co? – zapytał Severus prostując się na krześle i
patrząc na nią pytająco.
- Dobroć – powiedziała cicho, zerkając na niego. Severus
zaskoczony nic nie odpowiedział. Starając się ukryć targające nim uczucia
odchrząknął przysuwając do siebie jej książkę.
- Jest coś czego nie rozumiesz? – mruknął. Hermiona z
uśmiechem pokazała mu skomplikowaną recepturę eliksiru Stanglida. Severus
zaczął jej to wyjaśniać powoli i prostszymi słowami. Hermiona nie mogła nic
poradzić na to, że poczuła się jak w domu.
******
- Rogaczu zaczynasz mnie denerwować. O co ci chodzi? Wciąż
chodzisz naburmuszony – powiedział zirytowany Syriusz leżąc na swoim łóżku.
Mieli jeszcze chwile do obiadu.
- O nic – burknął James siedząc na parapecie i zajadając się
fasolkami wszystkich smaków. Skrzywił się natrafiając na fasolkę o smaku nawozu
i momentalnie ją wypluł.
- Możesz wciskać taki kit Peterowi, ale nie mnie. Co jest?
Nie układa ci się z Lily? – zapytał Syriusz siadając i patrząc na niego.
- Nie. To znaczy… Inaczej to sobie wyobrażałem. Lily
wydawała się taka niewinna, a teraz… Sam już nie wiem. Ale w przyszłości
musiałem ją kochać skoro się z nią ożeniłem i miałem z nią syna – powiedział
wstając i szykując się na obiad. Syriusz zmarszczył brwi przyglądając mu.
- To znaczy, że teraz jej nie kochasz? – zapytał nie
rozumiejąc. James spojrzał na przyjaciela i powoli pokręcił głową.
- Nie Łapo. Nie kocham jej. I nie jestem pewny czy będę w
stanie ją pokochać – powiedział powoli.
- To na co ty czekasz?! Zerwij z nią! Po co masz się
męczyć?! – zapytał podrywając się z łóżka od razu, a James zaśmiał się bez humoru.
- To nie jest takie proste. A co powie Harry? – zapytał
nieprzekonany.
- Harry zrozumie. Jest nie tylko twoim synem, ale też
przyjacielem. Jego przyszłość już nie istnieje. Może tak miało być. Może to
druga szansa dla ciebie Rogaczu. Nie możesz jej zmarnować – mówił szybko.
- Czego nie może zmarnować? – zapytał Remus wychodząc z
łazienki.
- Nasz James ma wątpliwości co do Lilusi – powiedział
Syriusz wzruszając ramionami.
- Dowiedziałeś się o Severusie? – zapytał zaskoczony Remus.
Przyjaciele spojrzeli na niego momentalnie.
- O czym ty mówisz Remusie? – zapytał ostrożnie James, a
Remus zbladł.
- Ja? O niczym, tak plotę… - zająkał się, ale James podszedł
do niego szybko.
- Mów co wiesz – zażądał. Lupin niepewnie spojrzał na
niego.
- Nic ci nie mówiłem, bo sam nie jestem pewny. Ale słyszałem
plotki na temat tego, że Lily spotyka się z Severusem w różnych odludnionych
miejscach, czasami ktoś ich nakrywał w dość dwuznacznej sytuacji – powiedział
szczerze. James nie czekając na dalsze nowiny wybiegł z dormitorium.
- James zaczekaj! To mogą być tylko plotki! – krzyknął za
nim Remus biegnąc za nim razem z Syriuszem. James rozejrzał się po Pokoju
Wspólnym, większość uczniów udała się już do Wielkiej Sali.
- Widziałeś Lily? – zapytał James podchodząc do Harrego,
który siedział z Nevillem grając z nim w szachy.
- Nie, dzisiaj nie. Coś się stało?- zapytał Harry podnosząc
głowę.
- Wiesz z przyszłości co łączyło ją i Snapa? – zapytał z
naciskiem.
- Już wiesz? – zapytał poważnie Harry, a James odsunął się
niczym porażony prądem. Najwyraźniej wszyscy wiedzieli, że Lily doprawiała mu
rogów. Teraz naprawdę mógł nazywać się Rogaczem. Bez słowa wybiegł wściekły z
Pokoju Wspólnego.
- Co się stało? – zapytał Neville Remusa i Syriusza.
- Harry właśnie potwierdził słowa Lunatyka. Lily zdradza go
ze Snapem – powiedział Syriusz patrząc za przyjacielem.
******
Chodził wściekły szukając Lily, ale nie było jej w Wielkiej
Sali, na błoniach, ani w bibliotece. Nie chcąc wracać do Pokoju Wspólnego, do
pytań przyjaciół i ich współczujących spojrzeń, udał się na wieże
astronomiczną. Przystanął widząc skuloną postać. Podszedł bliżej dotykając jej
ramienia, a dziewczyna wzdrygnęła się odwracając do niego.
- James – odetchnęła z ulgą.
- Co tu robisz sama Miona? – zapytał siadając koło niej.
- Nie byłam głodna, przychodzę tu czasami pomyśleć –
uśmiechnęła się do niego. Wiele razy z nim rozmawiała, żartowała, ale nigdy nie
byli sami. Zwykle siedzieli grupą.
- Rozumiem. To dobre miejsce na rozmyślania – westchnął
patrząc na Zakazany Las, który widać było z góry.
- To po to właśnie tu przyszedłeś? Coś się stało? – zapytała
przyglądając się mu. James zaśmiał się zgorzkniale. Już miał coś odpowiedzieć
kiedy usłyszał kroki. Nie wiedzieć czemu nie chciał, aby ta osoba ich tu
nakryła. Może miał nadzieje, że szybko stąd odejdzie i zostawi go z Hermioną
sam na sam. Przyciągnął do siebie Gryfonkę i wyszeptał zaklęcie kameleona,
żałując, że nie wziął ze sobą peleryny niewidki.
- Lily zerwij z Potterem – powiedział Severus wchodząc z
Lily na wieże. James zastygł w bezruchu widząc Snapa z Lily. Hermiona
rozumiejąc co się dzieje ścisnęła dłoń Jamesa siedząc cicho.
- Wiesz dobrze, dlaczego nie mogę tego zrobić – powiedziała
Lily przewracając oczami. Stała do niego tyłem, więc nie zauważył tego, w
przeciwieństwie do Jamesa i Hermiony.
- Tak, wiem, chcesz być blisko niego, aby mnie chronić.
Niepotrzebnie. Huncwoci odczepili się ode mnie, dzięki temu nowemu. Harremu –
powiedział obejmując ją od tyłu.
- Dzięki komu? Kto ci takich bzdur naopowiadał? – zapytała
zła Lily odwracając się do niego przodem.
- Hermiona Granger. Dlaczego według ciebie to bzdury? –
zapytał nie rozumiejąc. Lily wściekła skrzywiła się.
- Kłamała! To dzięki mnie! Nie wierze, że przypisuje sobie moje zasługi! – powiedziała łamiącym
się głosem. Hermiona zszokowana chciała coś powiedzieć, ale James przytulił ją
do siebie wyczuwając jej oburzenie. Granger czując to zarumieniła się, ale nic
nie powiedziała.
- Nie wiedziałem. Wydawała się… Miła – powiedział powoli
Severus, a Lily zła odsunęła się od niego.
- Wierzysz jej, a nie mnie? – zapytała oschle.
- Ależ oczywiście, że nie Lily! – zaprzeczył od razu, chcąc
ją znowu przytulić, ale ta ponownie się odsunęła.
- Mam dość tej całej Granger… - szepnęła zła i spojrzała na
Severusa. Na jej twarzy ukazał się piękny uśmiech od którego serce Severusa
zabiło szybciej.
- Severusie a co z esejami na transmutacje, historie,
eliksiry i runy? – zapytała całując go przeciągle po policzku i zbliżając się
do ust.
- Ja… Mam je tutaj Lily – wyszeptał przymykając oczy i
wyjmując z szat referaty.
- Cudownie, dziękuję ci Severusie – uśmiechnęła się
promiennie biorąc je zanim obdarzyła go pocałunkiem. Ten rozczarowany
uśmiechnął się tylko.
- Muszę już iść, bo James zacznie mnie szukać – powiedziała
chowając eseje.
- Naprawdę mi się to nie podoba Lily – powiedział
przygnębiony Snape. Lily już go nie słuchała całując w policzek i wyszła.
Zrezygnowany Severus poszedł chwile później, aby nikt ich razem nie zauważył.
James zdjął zaklęcie kameleona z siebie i Hermiony. Ta spojrzała na Rogacza
niepewnie. Po jego minie nie można było niczego wyczytać.
- James.. – szepnęła Hermiona chcąc sprawdzić jak się czuje.
- To nie jego wina – odezwał się zduszonym głosem – Omamiła
go, tak samo jak mnie. Ale z tym koniec. Nie będę więcej jej marionetką. –
powiedział ostro, wstając i pomagając wstać Hermionie.
- Powiesz jej co widziałeś? – zapytała patrząc na niego z
troską.
- Nie, po prostu z nią zerwę. Nie chcę tracić sił na kogoś
takiego – powiedział szczerze.
- A co z Severusem? Powiesz mu jaka jest? Że go
wykorzystuje? – zapytała nie spuszczając z niego wzroku pełnego obawy. Zdziwiła
się, gdy na twarzy Jamesa zobaczyła ból, gniew i żal.
- Bardzo się o niego troszczysz – warknął.
- Lubię go, zresztą w naszej przyszłości… - zaczęła zdezorientowana,
ale wzburzony James przerwał jej od razu.
- Tak, wiem! Jest bohaterem, cierpiętnikiem! Biedny
Smarkerus, niekochany przez rodziców, bez przyjaciół, gnębiony w szkole! Skoro
taki z niego nieudacznik to powinien w ogóle się nie narodzić! – krzyknął zły.
Hermiona słysząc jego słowa uderzyła go w twarz ze łzami w oczach.
- Jak śmiesz?! Nie wiesz jak wyglądało jego życie! Żadne z
nas nie wie! Możemy tylko się domyślać jak ciężko mu było i jest nadal! Nie
rozumiem, naprawdę jesteś tak bezduszny?! – zapytała wściekła, nie mogąc
powstrzymać łez, które popłynęły po jej policzkach. James spuścił głowę.
- Widziałem was – wymamrotał trzymając się za piekący
policzek.
- Co? – zapytała Hermiona nic nie rozumiejąc.
- Widziałem was w bibliotece. Byliście blisko siebie,
szeptaliście. Poczułem się… - szepnął nie patrząc na nią. Serce Hermiony zabiło
szybciej.
- Jak się poczułeś? – zapytała cicho. James podniósł wzrok
patrząc jej w oczy i starł łzy z jej policzków.
- Zazdrosny – powiedział szczerze i wyszedł zostawiając
Hermionę samą na wieży.
******
James nie odzywał się do Hermiony przez tydzień. Unikał jej
jak tylko mógł. Ona nie narzekała, wciąż myśląc co oznaczały słowa Jamesa. Był
zazdrosny, więc coś do niej czuje? Jeśli tak to co? A może to tylko zazdrość o
to, że Severus okazał się dobrym przyjacielem? W końcu nigdy się nie lubili.
- Nie ważne. To ojciec
Harrego. Nic nie może mnie z nim łączyć – pomyślała siedząc w klasie
transmutacji. Spojrzała na Lily, z którą siedziała na tym przedmiocie. Miała
podpuchnięte oczy. Widać wciąż przeżywała zerwanie z Jamesem. Cała szkoła
huczała od plotek, dlaczego złota para się rozeszła, ale ani Lily ani James się
na ten temat nie wypowiadali. Harry cieszył się z tego zerwania i to właśnie
powiedział Jamesowi.
- Panno Granger, słucha mnie pani? – zapytała Minerva
patrząc na swoją najzdolniejsza uczennicę.
- Przepraszam pani profesor, zamyśliłam się. To się już
więcej nie powtórzy – powiedziała skruszona.
- Cóż, to pierwszy raz, więc pani daruję, ale na przyszłość
proszę o skupienie się na lekcji – skarciła ją delikatnie.
- Oczywiście pani profesor – obiecała. Kiedy nauczycielka
pozwoliła im wyjść wzięła swoje rzeczy i wyszła starając się dogonić Harrego i
Nevilla. Siedzieli w ostatniej ławce, więc wyszli jako pierwsi. Ona zaś, prawie
najniższa w klasie, siedziała w pierwszej ławce i wychodziła jako ostatnia.
- Mogliby poczekać – mruknęła niezadowolona przyspieszając.
Skręcając zderzyła się z kimś.
- Bardzo przepraszam, to nie mój dzień – westchnęła Miona
patrząc na ładną siódmoklasistkę.
- Nie przejmuj się, nic się nie stało. – uśmiechnęła się
podnosząc książkę, którą upuściła.
- Jestem Hermiona Granger – powiedziała Hermiona
przyglądając się dziewczynie. Była pewna, że skądś ją zna.
- Alicja Abbostrone– przedstawiła się z uśmiechem. Hermiona
zaskoczona patrzyła się na nią nie wiedząc co powiedzieć. To była mama Nevilla.
- Wszystko w porządku? – zapytała Alicja, a Miona otrząsnęła
się szybko.
- Tak, wybacz. Zamyśliłam się – powiedziała szybko, używając
tej samej wymówki co chwilę temu na lekcji transmutacji.
- Nie ma sprawy. O ile się nie mylę chodzisz na numerologię,
prawda? Ja tak samo – powiedziała uśmiechnięta Alicja.
- No tak, jesteś naprawdę dobra – powiedziała z entuzjazmem
Miona przypominając sobie zajęcia z numerologii, na których Alicja wręcz
błyszczała. Dziewczyna słysząc to zaśmiała się machając ręką.
- Proszę cię, może to i prawda, ale nigdy nie dorównam tobie
– zaśmiała się rozbawiona idąc z nią do Wielkiej Sali na obiad. Hermiona
zarumieniła się słysząc komplement.
- Granger górowałaś w transmutacji, ale po dzisiejszych
zajęciach chyba i w tym przedmiocie zajmę pierwsze miejsce – powiedział z
satysfakcją Severus podchodząc do nich.
- Nie licz na to – prychnęła Hermiona zadowolona i zdziwiła
się patrząc na Alicję, która zaczerwieniona spoglądała na Snapa.
- Severusie znasz Alicję? – zapytała, a oczy młodego
ślizgona przeniosły się na drugą dziewczynę. Nieznacznie kiwnął jej głową.
- Wylewny jak zawsze
– pomyślała Hermiona starając się nie przewrócić oczami.
- Cześć – powiedziała nieśmiało Alicja.
- Weź się do roboty, bo niedługo nie będzie z ciebie żadna
konkurencja – powiedział Severus do Hermiony i wszedł do Wielkiej Sali
zostawiając dziewczyny same.
- Nie wiedziałam, że znasz Severusa Snapa – powiedziała
Alicja patrząc za ślizgonem.
- Mamy razem dużo zajęć – powiedziała Hermiona wzruszając
ramionami i nie mogąc zrozumieć zachowania Alicji.
- Tak, ale słyszałam, że on nie ma przyjaciół. Z nikim nie
rozmawia – westchnęła cicho spuszczając głowę.
- Wypytywałaś o niego? – zapytała zaciekawiona Hermiona, a
Alicja zarumieniła się wściekle.
- Ależ skąd! Ja… Pójdę już – zmieszała się i poszła do
znajomych, którzy już jedli obiad. Hermiona zdziwiona podeszła do swojego stołu
i usiadła między Harrym, a Nevillem.
- Rozmawiałam z twoją mamą Neville – powiedziała po rzuceniu
zaklęcia Muffliato.
- Naprawdę? Prawda, że jest wspaniała?! – zapytał z
uśmiechem.
- Tak, jest naprawdę miła, ale… - zacięła się niepewna, czy
powinna powiedzieć Nevillowi o zainteresowaniu jej mamy Severusem.
- Ale co? – zapytał zdziwiony nakładając sobie potrawkę z
kurczaka.
- Nic, podaj mi też – uśmiechnęła się nerwowo. Neville
zdziwiony wzruszył ramionami i podał jej potrawkę z kurczaka. Harry spojrzał na
nią pytająco, na co ta szepnęła tylko „Później”. Kiwnął głową i zajął się jedzeniem.
******
- Nie! – krzyknął zszokowany Harry patrząc na Hermionę. Po
obiedzie wybrali się na spacer po błoniach.
- Tak mi się wydaje. Rumieniła się przy nim, wypytywała o
niego. On jej się chyba podoba – uśmiechnęła się Hermiona, a Harry pokręcił
głową.
- A co z ojcem Nevilla? – zapytał Harry nie rozumiejąc.
- Harry poznała go po zakończeniu Hogwartu. Wtedy nie miała
już szansy być z Severusem, nie widywała go. Może się poddała i postanowiła spróbować
z kimś innym. Pamiętaj, że nasze czasy nie istnieją. Teraz wszystko potoczy się
inaczej – powiedziała wzruszając ramionami.
- No tak, racja. Inaczej moi rodzice byliby razem –
powiedział zgadzając się z nią.
- Właśnie – powiedziała cicho Hermiona. Harry przystanął
patrząc na przyjaciółkę.
- Co jest Harry?- zapytała zdziwiona zatrzymując się i
patrząc na niego.
- Hermiono kocham cię jak siostrę. Chcę tylko twojego
szczęścia. Wiem, że twoje życie miłosne było do tej pory nieudane. Krum, który
myślał tylko o jednym i nie rozumiał nic z tego co do niego mówiłaś oraz Ron,
którego kochałaś jak brata, podczas gdy on widział was razem. Wiem o waszym
pocałunku. I wiem, że oddałaś go tylko dlatego, że nie chciałaś zranić Rona –
powiedział czując smutek na myśl o przyjacielu, który jeszcze nawet się nie
narodził.
- Do czego zmierzasz Harry? – zapytała nie rozumiejąc.
- Do tego, że chcę, abyś była szczęśliwa. Nie ważne z kim.
Równie dobrze to może być nawet Hagrid, choć lepiej, żeby tak nie było –
powiedział szybko, na co oboje się zaśmiali.
- Jeśli czujesz coś do Jamesa to śmiało – uśmiechnął się do
zaskoczonej przyjaciółki.
- Och, Harry… Nie wiem co powiedzieć – powiedziała cicho.
- Nie mów nic, tylko go zdobądź – zaśmiał się tuląc ją mocno
do siebie.
- Nie wiem dokładnie co czuje – przyznała zawstydzona
wtulając się w przyjaciela. Był dla niej jak brat.
- Dlatego musisz być blisko niego, aby odkryć co czujesz –
powiedział uśmiechając się do niej.
- Dziękuje – powiedziała cicho, zamykając oczy i rozkoszując
się opiekuńczymi ramionami przyjaciela. Przyjaciela, który był dla niej niczym
rodzony brat.
******
Poszła znowu na wieże astronomiczną. Nie wiedziała dlaczego,
ale czuła, że tam go właśnie znajdzie. Harry po ich rozmowie udał się do Pokoju
Wspólnego. Była jednak pewna, że tam nie znajdzie Jamesa. Nie po tym jak ją
unikał ostatni tydzień.
- Mam cię Rogaczu – uśmiechnęła się widząc go.
- Tak, cóż… Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, ten
pseudonim kiepsko mi się kojarzy – powiedział patrząc na nią – Pójdę lepiej do
siebie – dodała chcąc odejść, ale zastąpiła mu drogę.
- Nie. Proszę, nie uciekaj przede mną. Chcę porozmawiać –
powiedziała z nadzieją.
- O czym? – zapytał spięty unikając jej wzroku.
- Dlaczego czułeś się zazdrosny? – zapytała podchodząc do
niego bliżej.
- Czy to nie oczywiste? – skrzywił się słysząc pytanie.
- Nie dla mnie. Odpowiedz – poprosiła spokojnie.
- A podobno jesteś inteligentną czarownicą – mruknął za co
oberwał w ramie – To bolało! – powiedział zaskoczony.
- Nie wątp w mą inteligencję! Jestem mądra i bystra, ale nie
kiedy chodzi o was, mężczyzn! Ha, mężczyzn! Raczej chłopców! Co za mężczyzna
mówi, że jest zazdrosny i ucieka?! – zapytała zła.
- Masz charakterek – uśmiechnął się masując obolałe ramię –
I siłę. Chociaż policzek bolał bardziej – zaśmiał się.
- Mogę poprawić – uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie, błagam! – krzyknął teatralnie zasłaniając się dłońmi.
Hermiona zaśmiała się na ten widok.
- Powiedz, dlaczego byłeś zazdrosny – poprosiła ponownie.
James kiwnął głową wiedząc, że nie ma sensu tego ukrywać.
- Czuje coś do ciebie. Nie wiem co to jest. Boli mnie kiedy
innym mężczyzna cię obejmuje. Kiedy uśmiechasz się do kogoś innego niż ja.
Czuję się pusty kiedy nie ma cię koło mnie. Chcę cię mieć przy sobie cały czas,
tulić i nigdy nie wypuszczać – powiedział patrząc jej w oczy – Nie wiem co to
za uczucie. Nie potrafię go nazwać, bo nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Wiem
tylko, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie chcę, nie mogę, cię stracić –
powiedział szczerze. Hermiona podeszła do niego bliżej, uśmiechając się
szczęśliwa.
- Właśnie opisałeś moje uczucia do ciebie – zaśmiała się
dotykając dłonią jego policzka i głaszcząc go po nim delikatnie.
- Naprawdę? – zapytał zdziwiony patrząc jej w oczy.
- Tak. Co Ty na to, abyśmy razem odkryli co to za uczucie? –
zapytała cicho.
- Podoba mi się ten pomysł – szepnął opierając swoje czoło o
jej, po czym złączył swoje usta z jej w nieśmiałym i delikatnym pocałunku.
Hermiona od razu zareagowała oddając pieszczotę. James nie widząc sprzeciwu z
jej strony pogłębił pocałunek tuląc ją mocno do siebie. Już teraz oboje powoli
zaczynali rozumieć co to za uczucie. Ale było jeszcze za wcześnie na te słowa.
Liczyło się tylko tu i teraz. Oni. Nic więcej.
******
Severus Snape był punktualnym człowiekiem. Nigdy się nie
spóźniał, nigdy nie przyszedł nawet na czas. Zawsze był wcześniej nie chcąc
ryzykować spóźnienia. Dlatego tak bardzo irytowało go, gdy inni spóźniali się i
to na spotkanie z nim. Lily powinna być w opustoszałej klasie już od dwudziestu
minut. Zniecierpliwiony spoglądał na zegarek. Już miał wyjść kiedy drzwi się
otworzyły, ale to nie młodą Evans zobaczył.
- Alicja. Co ty tutaj robisz? – zapytał zdziwiony i
jednocześnie rozczarowany.
- Filch wysłał mnie, abym tu posprzątała. Szlaban za
potrącenie jego kotki – powiedziała zarumieniona widząc go.
- Potrąciłaś panią Norris i jeszcze żyjesz? – zapytał
zdumiony na co dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie. Severus musiał przyznać, ze
był to piękny dźwięk.
- Tak, cóż, niedaleko był dyrektor, więc załagodził sytuację
– uśmiechnęła się zaczynając sprzątać.
- Poczekaj, pomogę ci – powiedział wyjmując różdżkę.
Domyślał się, że Filch zabrał jej różdżkę. Ta pokręciła głową widząc to.
- Bardzo ci dziękuje, ale na klasę zostało rzucone zaklęcie.
Jeśli rzucę chłoszczyść on będzie wiedział – westchnęła.
- No tak, rozumiem… - powiedział zamyślony. Spojrzał na
dziewczynę męczącą się, aby dosięgnąć pajęczyn i sam wziął ścierkę pomagając
jej sprzątać.
- Co ty robisz? – zapytała zaskoczona.
- Pomagam ci – odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Alicja
zarumieniła się spuszczając głowę.
- Dziękuję – zadrżała z zimna jakie tu panowało.
- Nie ma za co – zapewnił narzucając na nią swoją szatę. Ich
spojrzenia skrzyżowały się. Przez jedną magiczną chwilę stali w bezruchu
obserwując siebie nawzajem, po czym oboje wrócili do pracy z mocno bijącymi
sercami.
******
Nie mogła w to uwierzyć. Raz nie przyszła na spotkanie, a on
już znalazł inną. Przecież szalał za nią od lat. A teraz wystarczył jeden
uśmiech jakiejś dziewczyny i ją zostawił.
- Wiesz, że to
nieprawda. To nie tylko to. Ktoś mu otworzył oczy, tak samo jak Jamesowi –
pomyślała wściekła. Nie wiedziała o tym, że James powiedział Severusowi jaka
naprawdę jest Lily. Ten z początku nie chciał tego wysłuchiwać. Dopiero po
wczorajszej pomocy Alicji zrozumiał jak powinny wyglądać spotkania jego i Lily.
Z Alicją świetnie się bawił. Śmiali się i żartowali. Dobrze, ona się śmiała i
żartowała, a on delikatnie się uśmiechał i kpił, ale to prawie to samo. Poczuł
się tak jak powinien czuć się przy Lily. Teraz rozumiał, że to czym darzył
Evans to pożądanie i chęć posiadania kogoś. A tylko ona z nim rozmawiała przez
te wszystkie lata. Ale koniec z tym. Koniec z wykorzystywaniem. Miał zamiar być
wolny. Przynajmniej do czasu, aż Alicja nie zgodzi się na randkę. Nie wiedział,
że dziewczyna jedyne o czym marzy to być z nim, ale już niedługo miał się o tym
przekonać.
******
- Moja mama i Snape. Tego w życiu bym się nie spodziewał –
powiedział oszołomiony Neville leżąc w dormitorium na swoim łóżku.
- Nie przesadzaj, są uroczą parą – uśmiechnęła się Hermiona
leżąc wtulona w Jamesa na jego łóżku.
- Nie wierzę, że uznałaś coś związanego ze Snapem za urocze – zaśmiał się James bawiąc włosami swojej dziewczyny.
- To mój przyjaciel James – ostrzegła.
- Wybacz skarbie – uśmiechnął się niewinnie, całując ją
czule.
- Błagam, nie przy nas – jęknął Harry ze swojego łóżka.
- Hej, mnie tam to nie przeszkadza. Ale jeśli macie posunąć
się dalej to wolałbym, aby James został w ubraniu, ty Miona nie musisz –
powiedział Syriusz z zawadiackim uśmiechem.
- Kretyn! Z szacunkiem do mojej dziewczyny! – warknął James
przerywając pocałunkiem i rzucając w przyjaciela poduszką.
- Spokojnie James,
wiesz, że Syriusz ma kiepskie poczucie humoru – uśmiechnął się Remus.
- Ej… - mruknął z uśmiechem Syriusz na co wszyscy się
zaśmiali.
- Chodź stąd skarbie – powiedział z uśmiechem James do
Hermiony wstając i pomagając wstać też jej.
- Ale jest cisza nocna – zaprotestowała.
- Tak, a ty mimo to jesteś w dormitorium chłopców. Już i tak
złamałaś regulamin. No chodź – powiedział z uroczym uśmiechem. Hermiona nie
mogąc się mu oprzeć zgodziła się, po czym razem wyszli na błonia.
- Dzięki Merlinowi za Mapę Huncwotów – powiedziała Hermiona
zadowolona spoglądając na mapę czy mają drogę wolną.
- Po co dziękować Merlinowi, jak masz przed sobą Huncwota –
powiedział James z uśmiechem przygniatając ją delikatnie do drzewa.
- Cóż, dziękuje – uśmiechnęła się delikatnie, patrząc mu w
oczy.
- Jestem pewny, że potrafisz dziękować inaczej – szepnął jej
do ucha, na co po ciele Gryfonki przebiegł przyjemny dreszcz.
- Coś na pewno wymyślę – szepnęła całując go namiętnie.
James objął ją w pasie rozkoszując się najlepszym podziękowaniem jakie mógł
sobie wyśnić.
- Już wiem co to za uczucie – uśmiechnął się przerywając pocałunek.
Hermiona zaciekawiona wplątała dłonie w jego włosy.
- Jakie? – zapytała z słyszącymi ze szczęścia oczami.
- Miłość – powiedział cicho, głaszcząc ją po policzku – Może
tak właśnie powinno być. Może twoja przyszłość się rozpadła, a zaklęcie was
ochroniło, abym mógł cię spotkać. A może to zwykły przypadek, nie wiem. Ale
wiem, że cię kocham. Kocham jak wariat i chcę, abyśmy razem stworzyli
przyszłość, w której już zawsze będziemy razem – wyszeptał czule. Oczy Hermiony
zaszkliły się ze wzruszenia.
- Ja też cię kocham James. Nie mogłabym wymarzyć sobie
wspanialszej przyszłości niż tej, w której jestem z tobą – szepnęła z miłością.
James uśmiechnął się i pocałował ją. Była jego życiem, tak jak on był jej.
******
Trzy lata później na świat przyszedł Matthew Potter wraz z
jego siostrą bliźniaczką, Amelią Potter. Ich rodzice, Hermiona i James Potter
nie mogli być szczęśliwsi. Ich dzieci miały uczęszczać do Hogwartu wraz z synem
państwa Snape, Alicji i Severusa. Młody Tobias Snape przyszedł na świat miesiąc
później niż bliźniaki państwa Potter. Dzieci jednak poznały się dużo wcześniej,
niż w szkole. Severus i Alicja przyjaźnili się z Hermioną i Jamesem, podobnie
jak z Syriuszem, Remusem, Harrym i Nevillem. Spory między Severusem i
Huncwotami zostały wyjaśnione. Neville wyznał prawdę o tym kim jest Alicji. Nie
obyło się bez łez, ale byli szczęśliwi. Dzięki Harremu, Hermionie i Nevillowi
zniszczono wszystkie horkruksy, a sam Albus Dumbledore zabił Voldemorta zanim
doszło do jakiejkolwiek bitwy. Dla całego społeczeństwa czarodziejów
zapowiadała się świetlana przyszłość.
W sumie to w pierwszej chwili nie wiedziałam kim jest "JP" i chwile zajęło mi żeby do tego dojść, jednak bardzo m I się spodobało! Świetnie napisane, mimo swojej długości nie nurzące, a fabuła cudowna :D mogę wiedzieć o kim będzie kolejna miniaturka? :P
OdpowiedzUsuńZabieram się za dalsze czytanie, życzę dużo weny i pomysłów :D
Czytałam to dzisiaj na fanfiction.net ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za napisanie ff z tą parą, bo świat (albo tylko ja) potrzebuje więcej JP/HG.
Ogólnie fajnie napisane, plus w końcu ktoś przenosi Hermionę do czasów Huncwotów (tak, uwielbiam takie historie)
Uważam, że lepiej dowiedzieć się o swoich błędach wcześniej niż później, więc wspomnę Ci dwa, które powtarzasz najczęściej:
a) zaimki (ty, twój, ciebie itp.) w opowiadaniach piszemy z małej litery
b) zapominasz o apostrofach (np. Harrego -> Harry'ego)
Nie zrozum mnie źle, sama robię błędy i to sporo, ale myślę, że może Ci się to przydać na przyszłość.
Życzę weny i czasu :)
Nigdy nie wpadłam na pomysł paringu Hermiona i James, ale Merlin mi świadkiem, że chyba się zakochałam.
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, wizualnie byłoby dobrze, abyś pamiętała o akapitach przed myślnikami, gdy postaci się wypowiadają, ogólnie o akapitach, bo bez nich tekst się nieco zlewa.
Życzę weny i pozdrawiam,
Kometa,
http://kwestia-sporna.blogspot.com/