10 sie 2020

21. Obserwatorka [HG/JP]

 - Jesteś nieczułym, zadufanym w sobie kretynem! Skąd w ogóle pomysł, że bym się z tobą umówiła?! Nie ma w tobie NIC wartościowego! Myślisz, że jesteś taki fajny, że każdy cie lubi, a prawda jest taka, że jesteś NIKIM! Mam w nosie ciebie i twoje zaloty! Odwal się w końcu ode mnie, Potter! - wykrzyczała Lily Evans patrząc w oczy Jamesowi Potterowi. Stali na środku Wielkiej Sali, gdzie James po raz kolejny wyznał Lily miłość i zaprosił na randkę. Robił tak regularnie od połowy trzeciej klasy. Teraz byli w piątej i nic się nie zmieniło. James wciąż się starał, podczas gdy Lily wciąż go odtrącała. Tym razem jednak było inaczej. Na twarzy Jamesa można było widać prawdziwy ból. Lily wściekła opuściła Wielką Salę, a Syriusz Black pociągnął Jamesa do stołu gryfonów. James przygnębiony usiadł koło Remusa, ale nie odezwał się do końca kolacji. 

Całemu zajściu przyglądała się pewna krukonka. Hermiona Granger, młodsza siostra wcześniej wspomnianej Lily Evans. Nie wiele osób wiedziało o ich pokrewieństwie z uwagi na ich skomplikowaną relację. Hermiona była w czwartej klasie, rok młodsza od swojej siostry i huncwotów. Przez dwa lata obserwowała, jak James Potter stara się o uczucia jej siostry, bezskutecznie. Ale dziś było inaczej. James nie wzruszył ramionami z szelmowskim uśmiechem, wierząc, że uda mu się zdobyć Lily następnym razem. Przeważnie właśnie taka była jego reakcja. Tym razem jednak widać było, jak zabolało go odrzucenie Lily. Hermiona poczuła gule w gardle i nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Nigdy osobiście nie rozmawiała z Jamesem, ale była przekonana, że nie zasługuje na takie traktowanie.

Do końca dnia myślała o tym co się stało. Może to głupio zabrzmi, ale czuła się po części winna. To jej siostra sprawiła Jamesowi taki ból. Przewracała się z boku na bok, aż w końcu zrezygnowała i odrzuciła kołdrę na bok. Wstała i usiadła na parapecie opierając czoło o chłodną szybę okna. Wtedy jej wzrok padł na porozrzucany pergamin i pióro, które rzuciła śpiesząc się na śniadanie. Sięgnęła po nie z pewnym wahaniem, po czym przelała na papier to co czuła. 

*****

- Mama Potter? - zapytał Syriusz następnego dnia podczas śniadania, kiedy do Jamesa podleciała sowa z listem. Nie czekała ona jednak na odpowiedź, bo po zostawieniu koperty na talerzu Jamesa od razu odleciała.

- Nie, to była szkolna sowa - powiedział zdezorientowany James przerywając jedzenie swojej ulubionej jajecznicy. 

- Dlaczego ktoś ze szkoły miałby do ciebie pisać, kiedy może podejść? - zapytał Peter przerywając na chwile jedzenie.

- Może to tajemnicza wielbicielka z listem miłosnym - powiedział Remus z rozbawionym uśmiechem. James otworzył list patrząc na krótką wiadomość napisaną pięknym charakterem pisma.

"Nie znasz mnie, a i ja tak naprawdę ciebie nie znam. Chociaż o tobie słyszałam. Kto by nie słyszał, jesteś przecież Jamesem Potterem. Huncwotem o niezwykłym poczuciu humoru, który nigdy nie przestaje się uśmiechać. Czy to w żartobliwy czy szelmowski sposób. Wiem co teraz myślisz. Pisze do mnie jakaś stalkerka. Zapewniam cię, że nią nie jestem. Po prostu lubię obserwować ludzi, ich nawyki, przyzwyczajenia. To pewnie przez brak przyjaciół.

Ale nie napisałam tego listu, aby o sobie opowiedzieć. Napisałam go, ponieważ widziałam twoją minę, gdy Lili odrzuciła cię poprzedniego dnia. To był pierwszy raz, gdy na twojej twarzy nie było uśmiechu. Jakiegokolwiek uśmiechu. I choć głupio to zabrzmi, ten widok zabolał. Jesteś huncwotem, James. Nie powinieneś się smucić. Nie ty.

Obserwuję twoje zaloty do Lili od samego początku i przyznam się, że wam kibicuję. To trochę jak oglądanie ulubionego serialu i trzymanie kciuki za główną parę, aby w końcu byli razem. Chociaż trzymanie kciuków jest niepotrzebne, bo na pierwszy rzut oka widać, że bohaterowie będą razem. Widać, że są sobie przeznaczeni. 

Tak się czuję oglądając ciebie i Lily. Proszę cię, nie poddawaj się, bo wiem, ze ci się uda. I proszę. Nie pozwól, żeby cokolwiek pozbawiło cię radości z oczu i uśmiechu z twarzy. To wielka strata dla nas wszystkich.

Mam nadzieję, że tym listem choć trochę poprawiłam ci nastrój.

Obserwatorka"

James nie wiedział co ma myśleć o tej wiadomości. Odruchowo rozejrzał się po Wielkiej Sali, ale nie zauważył, aby ktoś go obserwował. Wiadomość była zdecydowanie dziwna, ale szczera. Zrobiło mu się lżej na sercu, sam nie wiedział dlaczego. Poczuł jednak, że ta obserwatorka zasługuje na uśmiech, więc to właśnie zrobił. Uśmiechnął się szeroko, mając nadzieję, że obserwuje go i rozumie, jak bardzo jest jej wdzięczny. 

*****

Minęły dwa tygodnie, a James zdeterminowany wznowił swoje zaloty względem Lily. Po każdym jej odrzuceniu czytał list od tajemniczej obserwatorki. Od razu czuł się lepiej i z nową determinacją podchodził do proszenia Lily o danie mu szansy. 

Dziś jednak było inaczej. Na ten jeden dzień odpuścił wszelkie myśli o Lily Evans, a skupił się na meczu. Grali dziś z Krukonami. Nie mogli przegrać. 

Pogoda im nie sprzyjała. Panowała wichura, deszcz był gęsty i ostry, ledwo co było widać. Tak więc nic dziwnego, że James wylądował w Skrzydle Szpitalnym oberwawszy tłuczkiem w ramie, które zostało boleśnie roztrzaskane. 

- Nie wierzę, że przegraliśmy mecz - jęknął z zawodu bardziej niż z bólu. Każdy wiedział, że quiddich jest dla młodego Pottera bardzo ważny.

- Oberwałeś tłuczkiem tak mocno, że gdyby nie magia, nie miałbyś w tym momencie ręki, a przejmujesz się meczem? - zapytał z niedowierzaniem Remus.

- Cóż, to był ważny mecz - powiedział z poważną miną Syriusz. James znowu jęknął słysząc to. To była jego wina - Hej, rogaczu, żartowałem! Spokojnie, wciąż możemy wygrać, musimy tylko rozwalić ślizgonów w następnym meczu. Damy radę, kto jak nie my - powiedział zadowolony Syriusz. James trochę się uspokoił, choć wciąż miał niezadowoloną minę. 

- Z pozytywnego punktu widzenia, Lily bardzo się zmartwiła - powiedział Peter wpuszczając sowę, która dobijała się do okna.

- Naprawdę? - zapytał z nadzieją James siadając szybko, przez co przez jego ramię przeszedł przeszywający ból.

- Tak, miała ze sobą książkę z biblioteki, totalnie przemokła. Teraz się boi, że zaklęcie wysuszające nie podziała i będzie miała kłopoty - powiedział Peter, a szkolna sowa upuściła list na kolana Jamesa i odleciała.

- Peter... W jakim stopniu to ma być dla mnie pozytywne? - zapytał poirytowany James. Peter zaczerwienił się mocno.

- No, ja.. Ech, nie wiem. Myślałem, że ucieszysz się na każdą wzmiankę o Lily - powiedział przepraszająco.

- Pytała o mnie w ogóle? - zapytał zasmucony Potter przenosząc wzrok na Remusa, z którym Lily miała najlepszy kontakt. Na widok litościwej miny przyjaciela spochmurniał jeszcze bardziej.

- Nie mi, ale może kogoś innego - powiedział niepewnie Remus, starając się go pocieszyć. James westchnął i otworzył list. Zdziwił się widząc tak znajomy charakter pisma. Praktycznie codziennie czytał list od obserwatorki, bo codziennie dostawał kosza od młodej panny Evans.

"Poprzedni list miał być jedynym, ale widząc dzisiejszy mecz musiałam napisać. Bardzo się przestraszyłam, gdy tłuczek w ciebie uderzył. Wyglądało to bardzo niebezpiecznie i zapewne było bolesne. Słyszałam jednak, że nic ci nie jest i mam nadzieję, że to prawda. Jeśli tak to bardzo się cieszę.

I cieszę się, ze twój uśmiech powrócił. Nie wiesz nawet, jak dobrze jest widzieć ciebie, a właściwie was - huncwotów - w pełni radosnych i chętnych do wycinania numerów. Chociaż nie wszystkie mi się podobały. Po waszym ostatnim wyskoku moje włosy nie chciały powrócić do normalnego koloru, czerwony utrzymywał się przez tydzień. TYDZIEŃ! Nie wiesz jaki to był koszmar, byłam tak podobna do.. Ach, nie ważne, znowu zaczęłam o sobie. Wybacz.

Chciałam ci tylko życzyć szybkiego powrotu do zdrowia. 

Obserwatorka"

Do koperty przyczepiona była czekoladowa żaba. Jego ulubiona. Z uśmiechem od razu otworzył opakowanie łapiąc żabę zanim zdążyła uciec i podzielił ją na cztery części dzieląc z przyjaciółmi.

Pamiętał ten kawał. Razem z resztą huncwotów przefarbowali magicznie włosy krukonom i gryfonom na czerwony, a puchonom i ślizgonom na złoty. Kolor miał się utrzymać do czasu meczu, niestety dwa dni temu zaczął znikać. 

- Musi być gryfonką, na pewno - mruknął pod nosem zamyślony.

- Kto taki? - zapytał zaciekawiony Syriusz wyrywając list z dłoni Jamesa. 

James widząc to opowiedział im o poprzednim liście, o tym jak mu pomógł i jak bardzo ciekawy był kim jest tajemnicza obserwatorka. Nie wiedział dlaczego do tej pory nie podzielił się tą informacją z przyjaciółmi. Chyba chciał zostawić obserwatorkę tylko dla siebie, ale przed Syriuszem Blackiem nic nie mogło się ukryć. 

- Skoro już o niej wiecie muszę cię o coś zapytać, Remusie - powiedział zamyślony.

- Jasne, co jest? - zapytał zdezorientowany powagą przyjaciela.

- Przez ostatnie dwa tygodnie czytałem jej list po każdym odrzuceniu Lily, czyli praktycznie codziennie, czasami nawet dwa czy trzy razy dziennie... Ale... Nie wszystko rozumiem.. Ach, co to jest serial?! - zapytał wymachując ręką. Remus zamrugał parę razy, kiedy doszło do niego o co jego przyjaciel go zapytał i wybuchnął głośnym śmiechem.

- No co? Co to takiego jest? - zapytał ponownie nie rozumiejąc rozbawienia przyjaciela.

- Twoja tajemnicza obserwatorka musi być mugolaczką, James - powiedział rozbawiony tłumacząc mu to. James kiwał głową udając, że rozumie. Tak naprawdę nie rozumiał czym różni się oglądanie tej całej telewizorowni (nie, Syriusz i Peter się mylili. Remus powiedział telewizorowni, nie telewizji) od magicznych obrazów. 

*****

Przez cały miesiąc nie dostał ani jednego listu od obserwatorki. Remus tłumaczył mu, że ta pewnie już nie napisze. Sama w końcu przyznała, że miało skończyć się na jednym liście, a drugi był bardziej życzeniami powrotu do zdrowia. James jednak nie przyjmował tego do wiadomości. Słowa tajemniczej nieznajomej dodawały mu otuchy i nie chciał, aby te listy się kończyły. Nie miał jednak jak się z nią skontaktować. Wtedy Syriusz wpadł na pewien pomysł. Jeśli nie może powiadomić o chęci dalszej korespondencji tajemniczej nieznajomej to podzieli się tą informacją z całą szkołą.

I tak przy śniadaniu każdy uczeń, bez wyjątku (nawet ślizgoni i osoby płci męskiej), dostał notatkę z krótką informacją.

*****

- Czy ktoś coś z tego rozumie? - zapytał zdezorientowany Dorian rozglądając się po stole krukonów. Każdy z nich dostał tą samą wiadomość. 

- Może to kolejny żart huncwotów? - zapytała niepewnie Malva.

- Nie sądzę, nie wygląda na to. Co o tym myślisz, Hermiona? - zapytał Dorian patrząc na koleżankę siedzącą obok niego. Ta zamyślona nie odrywała wzroku od kartki czytając wiadomość w kółko od nowa.

"Wiem, że ten list miał być jednorazowy, a drugi nie był w twoich planach. I może to samolubne biorąc pod uwagę, że nie mogę ci odpisać, ale nie chcę, żeby te listy ustały. Może to głupie, ale czuję się lepiej czytając je. 

Będę z oczekiwaniem wypatrywał szkolnej sowy, Obserwatorko."

Nie było podpisu, ale Hermiona go nie potrzebowała. Doskonale wiedziała kto wysłał jej tą wiadomość. Dyskretnie spojrzała na Jamesa i nie sposób było nie zauważyć, że rozgląda się po stole gryfonów wypatrując, która z dziewczyn na niego spojrzy. Która będzie wiedziała, że to on wysłał tą wiadomość.

Więc myślał, że są z tego samego domu. Hermiona wiedziała, że nie powinna pisać o kolorze włosów w drugim liście. Zawęziło to jej anonimowość. Mogła być z dwóch domów, Gryffindoru bądź Ravenclawu, a James najwyraźniej uznał, że jest gryfonką.

- Może to i lepiej - szepnęła zamyślona i schowała wiadomość do książki.

- Co lepiej? - zapytał Dorian zdezorientowany. Hermiona zarumieniła się dopiero przypominając o jego pytaniu.

- Umm.. Lepiej, że to nie huncwoci wysłali tą wiadomość. Bo po co mieliby to robić? Przynajmniej wiemy, że to nie kawał. Idę do biblioteki, na razie - powiedziała szybko wstając, zebrała swoje rzeczy i wyszła z Wielkiej Sali.

*****

Hermiona spełniła prośbę Jamesa i wznowiła listy. Pisała o tym co myślała o ostatnio wyrządzonym przez Huncwotów kawale, doradzała mu w sprawie Lily, czasem nie mogła się powstrzymać i ponarzekać na obecnego profesora OPCM (nie uszło jej uwadze to, że po tym liście profesora Weila czekała niemiła niespodzianka podczas śniadania, gdy po wypiciu soku z dyni zaczął puchnąć, na jego skórze pojawiły się ogromne czerwone bąble, a krzesło złamało się pod jego narastającą masą). James był zdziwiony, gdy podczas jego urodzin dostał od Obserwatorki nie tylko list, ale i prezent. Nie spodziewał się, że w ogóle wie kiedy je obchodzi.

I właśnie wtedy jego przyjaciele zasugerowali, że może kłamała. Może jednak się znali tylko była zbyt nieśmiała, aby się do tego przyznać. 

Każde z nich było ciekawe kim jest tajemnicza nieznajoma. Nieraz nawet próbowali ją wyśledzić. Najpierw po charakterze pisma, zaglądając dziewczyną przez ramię do ich notatek, później dzięki zaklęciu, które doprowadziłoby do autorki listu, co również spaliło na panewce, gdy list powędrował do pustej sowiarnii. Nie rozumieli czemu czar nie wypalił i to doprowadzało Remusa do szału. To był jego pomysł i nie wiedział dlaczego nie zadziałało. 

W końcu James przestał szukać, a skupił się na delektowaniu miłymi i pocieszającymi słowami Obserwatorki. Żałował tylko, że sam nie może wysyłać do niej wiadomości, życzeń urodzinowych, prezentów świątecznych. 

Tak minęła piąta klasa huncwotów, potem szósta, aż nastał ich ostatni rok. Listy nie przestawały przychodzić i za każdym razem James witał je z uśmiechem. 

*****

- W tym roku dowiem się kim jest Obserwatorka - powiedział Remus podczas jazdy do szkoły. Siedzieli w przedziale zajadając się smakołykami, gdy Remus podzielił się z nimi tą informacją.

- Remus ty wciąż o tym zaklęciu? - zapytał Syriusz przewracając oczami.

- Powinno zadziałać! Poszperałem trochę i tym razem jestem pewny, zadziała - powiedział Lupin z pewnością w głosie. Serce Jamesa przyspieszyło słysząc to. Naprawdę mógł poznać tożsamość Obserwatorki. Po takim czasie jednak sam nie był pewny czy tego chce. Teraz było idealnie. James dostawał listy pełne humoru, otuchy. Obserwatorka była jedyna w swoim rodzaju, przynajmniej na papierze. Co jeśli rzeczywistość będzie wyglądała inaczej? 

- James przestań. Widzę po twojej minie co myślisz. Jestem pewny, ze ta cała Obserwatorka jest równie wspaniała na papierze co w rzeczywistości. - powiedział Syriusz patrząc na przyjaciela, który był mu bliższy niż własny, rodzony brat.

- Rogaczu zauważyliśmy już dawno, że prosisz Lily o randkę tylko po to, aby dostać list od nieznajomej szybciej niż zwykle. Wiesz, że nie znosi, gdy jesteś smutny. Chociaż to dziwne, bo do niej nie piszesz, zna cię lepiej niż Lily Evans, za którą tak ganiałeś - powiedział Peter.

- A którą teraz wykorzystujesz, żeby dostać szybciej tak wyczekiwany list - powiedział Remus. James westchnął opierając głowę o oparcie siedzenia. Wiedział, że jego przyjaciele mają rację. Dawno przestało mu zależeć na Lily, ale co jeśli Obserwatorka przestanie do niego pisać, gdy on przestanie zabiegać o względy Lily? W końcu dlatego do niego napisała w pierwszej kolejności. Chciała podnieść go na duchu po kolejnym odrzuceniu. Jeśli te ustaną, to możliwe, że listy też. 

- To nie wykorzystywanie, jeśli Lily uwielbia mi odmawiać. Teraz po prostu przestało mi zależeć, aż powie tak - powiedział szczerze. 

- Więc zgadzasz się na rzucenie zaklęcia? Żeby w końcu dowiedzieć się kim jest ta tajemnicza nieznajoma? - zapytał Remus. Cała trójka patrzyła wyczekująco na Jamesa. Ten wyjął z kieszeni ostatni list, jaki dostał od Obserwatorki. Od końca szóstej klasy przestała podpisywać się jako zwykła Obserwatorka. 

- Zgadzam się - powiedział z determinacją, patrząc na dwa słowa przy końcu listu.

"Twoja Obserwatorka"

*****

Hermiona wiedziała, że jest w niemałych tarapatach. Zakochała się w kimś, kto był do szaleństwa zakochany w jej własnej siostrze. Nie mogło być gorzej. 

- Dlaczego w ogóle dodałam to przeklęte "twoja" - jęknęła kręcąc głową. Zrobiła to nieświadomie pod koniec poprzedniego roku. Wtedy zdała sobie sprawę co czuje do Jamesa Pottera i tak zaczęła się podpisywać. Ale co on o niej musiał sobie teraz myśleć? Nie mogła jednak wrócić do zwykłej "Obserwatorki". Nie potrafiła, to nie wystarczało. 

- Znowu mówisz sama do siebie? - zapytała Lily zbierając swoje rzeczy. Siedziały razem w przedziale, ale nie na długo. Tak było zawsze. Lily udawała przed rodzicami, że jest kochającą siostrą i siedzi z Hermioną, a gdy tylko ruszali zabierała swoje rzeczy i przechodziła do innego przedziału, gdzie siedzieli jej przyjaciele, zostawiając Hermionę samą. 

- Tak już mam - powiedziała Hermiona nie dodając nic więcej do wyjaśnień, wiedząc, że Lily i tak to nie interesuje. I miała racje, bo gryfonka nie zważając na nic więcej wyszła ze swoimi bagażami. Przystanęła przy jednym z przedziałów słysząc swoje imię. 

To nie wykorzystywanie, jeśli Lily uwielbia mi odmawiać. Teraz po prostu przestało mi zależeć, aż powie tak.

Przestało mu zależeć? Od lat James ugania się za nią, więc bez problemu rozpoznała jego głos. I co znaczy, że przestało mu zależeć? Nie mogło! Chociaż odmawiała mu wielokrotnie, głównie ze względu na lojalność względem Severusa, wiedziała, że kiedyś powie tak. Gdy pod koniec poprzedniej klasy Severus nazwał ją szlamą Lily wiedziała, ze to jej szansa. Jej szansa na związek z Jamesem. To ich ostatni rok i oczekiwała starań z jego strony, gdzie w końcu wspaniałomyślnie zgodzi się na randkę z nim. A mu tak po prostu przestało zależeć? Nie, to nie mogło się tak skończyć, kiedy nawet się nie zaczęło. 

Tajemnicza nieznajoma. Takich właśnie słów użył Remus. 

Co za tajemnicza nieznajoma? Czyżby James kogoś miał? Kogo? Zauważyłaby, gdyby zaczął kręcić się koło innej dziewczyny. Może to ktoś z wakacji? Niemożliwe, nie mógł tak po prostu porzucić starań o Lily dla jakiejś nieznajomej. 

- Nie oddam go tak łatwo - pomyślała zdeterminowana i poszła do przyjaciół obmyślając w głowie plan. 

*****

-Jesteś gotowy James? - zapytał Remus patrząc na przyjaciela, który nerwowo skakał z nogi na nogę nie mogąc ustać w miejscu.

- Nie za bardzo, ale.. Rzuć to zaklęcie - powiedział podając mu list. Remus spojrzał na Syriusza i Petera. Cała trójka miała nadzieję, że zaklęcie się uda, a James nie zawiedzie się rezultatami. Lunatyk szepnął zaklęcie wskazując różdżką na list, który uleciał w powietrze i odleciał. Całą czwórką pobiegli za listem wiedząc, że doprowadzi ich do tajemniczej nieznajomej.

List wyleciał z zamku i skierował się w stronę jeziora. Serce Jamesa biło jak oszalałe, gdy w oddali zauważył dwie postacie przy drzewie. List upadł między nie. James stanął koło nich z Remusem, Syriuszem i Peterem. Dwie dziewczyny spojrzały na list na ziemi. Jedna z przerażeniem, druga ze zdziwieniem.

- To ty... To cały czas byłaś ty - wyszeptał zdyszany James.

*****

Hermiona była pewna, że bicie jej serca słychać po drugiej stronie zamku,  a sama zaraz upadnie na ziemie czując jak świat zaczyna kręcić się wokół niej. Po tak długim czasie James ją znalazł, dowiedział się kim jest. Bała się tego momentu od samego początku. Będzie rozczarowany? Zadowolony? Smutny? Szczęśliwy? zniesmaczony, zaciekawiony, zaintrygowany? Było tyle możliwości, miała w głowie tyle scenariuszy. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale żadne słowa nie opuściły jej ust, bo co mogła powiedzieć? Witaj? Sama myśl brzmiała głupio. Nie bez powodu nie wylądowała w Gryffondorze. Nie była tak odważna. Ale dla Jamesa... Wzięła głęboki oddech postanawiając, że raz się żyje. Musiało mu zależeć, jeśli zadał sobie tyle trudu, żeby ją znaleźć, prawda?

- Nic nie mów.. Nie musisz. Wszystko rozumiem - powiedział Potter, co automatycznie zamknęło jej usta, a sama nie wiedziała co dalej robić. James zrobił dwa kroki w jej stronę, Hermiona spięła się cała, czując motylki w brzuchu. Ten jednak zrobił dwa kolejne kroki mijając ją i objął dłońmi policzki jej siostry patrząc jej w oczy.

- Miałem nadzieję, że to będziesz ty - szepnął, po czym pocałował ją namiętnie. Serce Hermiony pękło w tym momencie. Rozumiała dlaczego mógł pomyśleć, że to Lily jest autorką listu. Koperta spadła między nie. A Hermiony w ogóle nie znał, nie byli nawet na tym samym roku, w innych domach. Nie była lubiana czy popularna. Dlatego rozumiała, że źle założył kto jest Obserwatorką. Ale najbardziej zabolały ją jego słowa.

Miałem nadzieję, że to będziesz ty.

Podczas, gdy ona zakochiwała się pisząc list za listem, on cały czas wyobrażał ją sobie jako Lily. Kątem oka zauważyła, jak Remus i Peter przybijają sobie piątkę, a Syriusz wyje rozbawiony, klaszcząc parze. Wszyscy byli zadowoleni, że tajemniczą obserwatorką jest Lily. Hermiona nie chciała niczego psuć, dlatego dyskretnie udała się do zamku. Nikt nie zauważył, ze w ogóle tam była, zbyt skupieni na pannie Evans.

*****

Lily nie miała pojęcia o czym mówi James, ale nie obchodziło ją to. Oddała pocałunek zarzucając mu ręce na szyje. Było lepiej niż to sobie wymarzyła. Usta Jamesa były miękkie, a język bardzo utalentowany.

- Dlaczego nie powiedziałaś, że to ty? Czemu pisałaś w anonimie? I to dając rady, jak mam cię poderwać? - zapytał rozbawiony James gładząc ją po policzku. Mózg Lily wciąż działał wolniej po tym wspaniałym pocałunku.

- Co? Anonim? - zapytała rozproszona patrząc na jego usta. James zaśmiał się głośno i podniósł z ziemi list.

- Tak, chociaż to na swój sposób genialne. Dawać od lat rady, jak poderwać samą siebie - powiedział z szelmowskim uśmiechem podając jej list, który Lily wzięła czytając szybko - Remus znalazł zaklęcie które doprowadziło nas do autorki listu. Mam nadzieję, że nie jesteś zła, musiałem cię w końcu poznać. Listy mogły starczać przez te dwa lata, ale teraz to za mało - powiedział całując ją w czoło. Lily absorbowała wszystkie informacje niczym gąbka.

Zaklęcie doprowadziło do autorki listu. Nie była nią sama Lily, wiec to musiała być Hermiona. Pisała do Jamesa od dwóch lat. 

Tajemnicza nieznajoma.

To ona zawróciła Jamesowi w głowie, odciągając jego uwagę od Lily. To wszystko była wina jej młodszej siostry.

- Tak... Nie mogłam tak po prostu zgodzić się na randkę, musiałeś trochę dorośleć. Stąd te wszystkie listy - skłamała patrząc mu w oczy, które wręcz lśniły ze szczęścia.

- Wiesz, że teraz, gdy cię zdobyłem już cię nie wypuszczę? - zamruczał całując ją po szyi.

- Na to liczę - westchnęła zamykając oczy, rozkoszując się chwilą przyjemności. 

*****

Hermiona chodziła nerwowo po sowiarnii patrząc na niewysłany list w dłoniach. Cały dzień biła się z myślami czy pozwolić Jamesowi myśleć, że to Lily jest obserwatorką czy też napisać prawdę. Z jednej strony James był szczęśliwy, z drugiej... Ona nie. Chociaż raz w życiu chciała postąpić samolubnie. 

- Ja też zasługuję na szczęście - powiedziała sama do siebie i podała list sowie.

- Mam nadzieję, że to nie jest list do mojego nowego chłopaka - Hermiona spięła się słysząc głos Lily za swoimi plecami. Panna Evans wyrwała list sowie, która chciała dziobnąć ją za karę, ale nie zdążyła. Lily otworzyła kopertę wbrew protestom Hermiony i zaczęła czytać na głos.

"Widziałam cię dziś na błoniach. Pierwszy raz stałam tak blisko ciebie i przyznam, że o mało nie zemdlałam z wrażenia. Zawsze obserwowałam cię z daleka, a dziś byłam na tyle blisko, że wystarczyło wyciągnąć dłoń, aby cię dotknąć. I choć bardzo mnie to kusiło nie zrobiłam tego. Wiem, że masz teraz mętlik w głowie. W końcu myślałeś, że w końcu odkryłeś moją tożsamość. Myślałeś, że jestem Lily Evans. I chociaż boli mnie to, że muszę cię skrzywdzić to jednak nie mogę pozwolić ci żyć w kłamstwie.

Nie jestem Lily, James. Bardzo chciałabym być dziewczyną z twoich snów, ale jednak to nie ja nią jestem. 

I chociaż nie jesteś mój, pamiętaj, że ja jestem twoja.

Twoja Obserwatorka"

- Po pierwsze nie ma żadnego wstępu do listu. Ani witam, ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w smoczy ogon. Po drugie jest sporo powtórzeń, szczególnie to: bla bla bla jestem twoja. Twoja Obserwatorka. Nie mogę uwierzyć, że James uwierzył, że to ja pisałam te wszystkie listy - powiedziała Lily drżąc list i patrząc na Hermionę, która chciała zaprotestować, ale nie miała na tyle odwagi.

- Pisałaś z nim od dwóch lat... Ty mała żmijo - warknęła z furią Lily.

- Nie pisałam z nim. Pisałam do niego. James nie miał pojęcia kim jestem! - zaprotestowała od razu młodsza z sióstr.

- Mój tata mógł zdradzić moją mamę z twoją, przez co na nieszczęście narodziłaś się ty. Ale nie pozwolę, aby córka dziwki ukradła mi faceta. Rozumiem, że jaka matka taka córka, ale ja jestem twoją siostrą. - powiedziała chłodno. Hermiona zacisnęła zęby słysząc, jak Lili mówi o jej matce.

- Moja mama nie jest święta. Owszem, wiedziała, że twój tata jest żonaty i nie powinna się była z nim zadawać, ale zakochała się w nim. A on w niej! A ja wcale nie podrywałam Jamesa. Wręcz przeciwnie, chciałam, żeby wam się udało. Radziłam mu co ma robić, aby cię zdobyć! - powiedziała zła.

- Mój tata wcale nie zakochał się w twojej mamie! Ta szmata go omamiła na krótką chwilę, kiedy tylko dowiedział się o ciąży swojej kochanki, wrócił do mojej mamy błagając o wybaczenie. Bo tak naprawdę wie co się dla niego liczy najbardziej. My. Moja mama Rose, Petunia i ja. Ty i Emilia jesteście dla niego nikim. Tak jak ty dla Jamesa. Nie wie nawet kim jesteś, nie wie, że istniejesz i tak ma pozostać. Rozumiesz mnie? Twierdzisz, że chciałaś pomóc Jamesowi zdobyć mnie. Cóż, udało się. Chyba nie chcesz tego popsuć, prawda? Trzymaj język za zębami - powiedziała ostro, patrząc Hermionie w oczy i wyszła z sowiarni zostawiając Hermionę samą.

Hermiona ze łzami w oczach spojrzała na podarty list na podłodze sowiarni. Wiedziała, że Lily myli się co do ich ojca. Tom Evans naprawdę kochał Emilię Granger i chciał zostawić dla niej Rose. Ale ta zagroziła, że na zawsze zabierze mu córki, Petunię i Lily. Dlatego był zmuszony zostać. Emilia to rozumiała i choć bolało ją to, została z Hermioną w cieniu. Tom odwiedzał Hermionę od czasu do czasu, dawał prezenty na urodziny i święta, wbrew niezadowoleniu Rose. Kochał swoją najmłodszą córkę nie mniej niż dwie starsze. Ale wybierając porzucenie dwóch córek i zostaniu w życiu jednej, bądź będąc w życiu dwóch córek i sporadycznych odwiedzinach jednej wolał drugą opcję. 

I chociaż Hermiona rozumiała, że to było najlepsze wyjście dla Toma, Lily i Petunii bolało ją, że one miały ojca. A Hermiona tylko "przyjaciela rodziny", jak kazała nazywać go Emilia. Nikt nie wiedział, że Tom jest ojcem Hermiony. Nie mogła przyjąć nawet jego nazwiska.

Z całych sił Hermiona starała się nawiązać więź z Lily i Petunią, ale one jej nie akceptowały. Pogorszyło się, gdy Hermiona dostała list z Hogwartu, zupełnie jak Lily. Młoda panna Evans nie była zadowolona z tego, że nie jest już tak wyjątkowa. 

Jeśli jednak mogła jakoś naprawić tą więź przez pozostaniu w cieniu i pozwoleniu Jamesowi w przekonaniu, że to Lily jest Obserwatorką to była skłonna to zrobić. 

*****

Cały siódmy rok był niczym jazda na nowej miotle dla Jamesa Pottera. Z początku związek z Lily był wspaniały. Byli wręcz nierozłączni. Z czasem jednak, podobnie jak po zbyt długim locie na miotle, miał dosyć. Chciał odpocząć, podczas gdy Lily nie dawała mu przestrzeni. I nie wszystko to, co mówiła zgadzało się z tym, co kiedyś pisała jako Obserwatorka. Często miał wrażenie, że to dwie całkowicie różne osoby. Zaczął tęsknić za czasami, gdy dostawał same listy. Słowa Lily były tak inne od słów pisanych w listach, które zachował przez te wszystkie lata. 

Po skończeniu szkoły postanowił zostać aurorem razem z Syriuszem. Wojna zbliżała się nieubłaganie, chociaż nie wszyscy chcieli przyjąć to do wiadomości. Po dwóch latach szkolenia został pełnoprawnym aurorem i wraz z huncwotami i Lily dołączył do Zakonu Feniksa. Otwarcie walczyli z Lordem Voldemortem. 

Jego związek z Lily był coraz gorszy. James wolał udać się na nocne polowanie śmierciożerców niż wrócić do domu, gdzie czekała na niego zrzędząca panna Evans. 

Jego przyjaciele to widzieli i nie raz próbowali go przekonać do zerwania z Lily. Ten jednak wracał do czytania starych listów Obserwatorki i powtarzał, ze da Lily "jeszcze jedną szansę". W końcu Syriusz, Remus i Peter zrezygnowali z przekonywania Jamesa, że zerwanie byłoby najlepszym wyjściem i milczeli, choć bardzo ich bolał widok przyjaciela. 

*****

Cały pokój wypełniały jęki, dyszenie, krzyki i błagania dwojga kochanków, tarzających się w rozgrzanej pościeli. Ich romans trwał od roku, a namiętność w żadnym stopniu nie zmalała od ich pierwszej wspólnej nocy.

- Błagam, mocniej, blisko.. Ach, Remus! - jęknęła kobieta odchylając głowę do tyłu co jej kochanek od razu wykorzystał, gryząc ją delikatnie w szyje, co tylko przedłużyło orgazm kobiety. Remus czując, jak kobiecość jego kochanki zaciska się na jego twardym członku doszedł w niej z okrzykiem spełnienia. Jeszcze przez chwile poruszał się w niej, po czym upadł zdyszany na pościel koło niej.

- Jak zwykle wspaniała - uśmiechnął się łobuzersko do zamyślonej kobiety.

- Ty też byłeś cudowny - szepnęła. Remus zmartwiony złapał ją za podbródek i skierował jej twarz w swoją stronę, aby móc spojrzeć jej w oczy.

- Co jest? Zrobiłem coś nie tak? - zapytał zmartwiony. 

- Nie, tylko... Dziś byłaby nasza rocznica - wyszeptała czując gulę w gardle. Remus westchnął głośno, tuląc ją do siebie.

- Musisz o nim zapomnieć, Emilia. Jest żonaty - powiedział ciepło. Ta ułożyła głowę na jego torsie słuchając bicia jego serca.

- Ale wciąż go kocham. I wiem, ze on kocha mnie - powiedziała pewnie.

- Mówiłaś, ze jego córki są już dorosłe. Nic nie powstrzymuje go przed rozwodem, a mimo to nie odszedł od niej - przypomniał jej delikatnie. Nie zabolały go jej słowa. Sam nie kocham Emilii. Od początku wiedzieli, że łączyć będzie ich tylko seks. Remus nie planował romansu ze starszą mugolką, ale tak wyszło. Wiedział, że kocha ona innego i że ma córkę. Nie znał nawet jej imienia. Zwykle spotykali się, uprawiali dziki seks i rozstawali aż do następnego spotkania dzikiej rozkoszy. 

- Próbował, ale jego żona próbowała popełnić samobójstwo. Nie miał wyboru, musiał przy niej zostać. Dlatego tak go kocham, jest taki troskliwy - westchnęła cicho i spięła się słysząc otwieranie drzwi wejściowych.

- Spodziewasz się kogoś? - zapytał zdziwiony Remus.

- Nie, ja... - przerwała słysząc z dołu donośny krzyk.

- Mamo, gdzie jesteś?! - od razu zalała się potem, a Remus spiął cały i wstał ubierając szybko. Emilia po chwili zrobiła to samo. Remus odruchowo chciał się teleportować, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Mugole, był wśród mugoli. 

- Mamo czemu... - młoda kobieta o bujnych kasztanowych włosach weszła do pokoju. Jej piękne czekoladowe oczy automatycznie spojrzały na Remusa. Ten ze wstydem przyznał, że zmierzył wzrokiem córkę swojej kochanki. Była piękna i dziwnie znajoma.

- H-hermiona to nie tak... - zaczęła zmartwiona Emilia. Hermiona pokręciła głową i uśmiechnęła do niej uspokajająco. Tom nie odszedł od Rose, jej mama mogła robić co chce.

- Mamo, spokojnie. Ciesze się, że kogoś masz. Jestem tylko ciekawa czy twój znajomy podzielił się informacją, że jest czarodziejem? - zapytała zaciekawiona. Remus zbladł słysząc to. Nie mogło być już gorzej.

*****

- Więc kojarzysz mnie ze szkoły? - zapytał Remus siedząc z Hermioną w kuchni podczas gdy Emilia robiła obiad przysłuchując się ich rozmowie. 

- Tak, trudno zapomnieć o słynnych huncwotach. To nic, że ty mnie nie pamiętasz. Byłam w klasie niżej, w innym domu i niezbyt się wyróżniałam - przyznała.

- Na pewno wyróżniasz się teraz - pomyślał Remus nie mogąc się powstrzymać. Hermiona była naprawdę piękna i pociągająca. 

- Zaraz wracam, zaniosę tylko bagaż do siebie - powiedziała Hermiona wstając i pocałowała Emilie po czym wyszła z kuchni. Remus mimowolnie patrzył za nią, dopiero cichy śmiech Emilii zmusił go do odwrócenia wzroku.

- Emilia, ja.. To nie tak, że... - zająkał się zmieszany patrząc na nią.

- Remusie, spokojnie. Hermiona jest piękną, młodą kobietą, a my tylko znajomymi do łóżka. Nie szkodzi, naprawdę - rozluźnił się widząc szczerość w jej oczach.

- Podziwiam, ale nic więcej - powiedział szczerze. Emilia kiwnęła głową na znak, że rozumie. Remus był dobrym, młodym mężczyzną. I jak się okazuje, czarodziejem.

- Nie zawsze była taka jak teraz. Nie zrozum mnie źle, moja córeczka zawsze była piękna, ale nie zawsze było to tak oczywiste. Wolała chować się za książkami i burzą włosów, które były bardziej nieokiełznane niż teraz. Była cicha i nieśmiała. W pewnym sensie wciąż jest - powiedziała zamyślona.

- Co się zmieniło? - zapytał zaciekawiony.

- Myślę, że wojna w waszym świecie. Hermiona boi się o siebie, o mnie. Cały czas powtarza, ze chciałaby coś zmienić, pomóc, ale nie wie jak - powiedziała Emilia. Remus zamyślony spojrzał na schody prowadzące na piętro, gdzie znajdowała się Hermiona.

- Myślę, że będę w stanie pomóc - powiedział po chwili.

*****

- No nie wiem, trochę się denerwuję. A jak nie zechcą mnie przyjąć? - zapytała niepewnie Hermiona. Stała wraz z Remusem przed Norą, gdzie obecnie przebywali wszyscy członkowie Zakonu Feniksa. 

- Rozmawiałem już Dumbledorem. To on założył Zakon Feniksa i zgodził się, abyś do nas dołączyła. Wspomniał nawet, że żałuje, że wcześniej o tobie nie pomyślał - powiedział szczerze.

- Naprawdę? - zapytała zdziwiona tym faktem. Dla dyrektora Hogwartu również była niewidzialna.

- Tak. Zresztą są tam osoby, które możesz kojarzyć. Frank Longbottom, był o rok starszy. Cóż, dwa lata od ciebie. Alice Prince, jego dziewczyna. Reszta huncwotów, czyli Peter, Syriusz i James. No i jego dziewczyna Lily - Hermiona spięła się słysząc to. Ani razu nie widziała Lily od kiedy ta skończyła szkołę. Jej tata zapraszał ją na święta, ale ta nie chciała zostawiać mamy no i wiedziała, ze nie byłaby tam mile widziana.

- Wszystko dobrze? Nie mów, że w szkole zrobiliśmy ci jakiś wredny kawał, z góry za to przepraszam - powiedział szybko, widząc jej reakcje.

- Nie, chociaż zmiana moich włosów na czerwony kolor, który utrzymywał się tydzień nie była mile widziana - zaśmiała się. Remusowi automatycznie przypomniał się jeden z pierwszych listów Obserwatorki do Jamesa.

- Dziwne - pomyślał odrzucając tę myśl jako zbieg okoliczności. Złapał ją za rękę i poprowadził do Nory. W salonie od razu zapanowała cisza.

- Ach, panna Granger. Bardzo się cieszę, że zechciała pani do nas dołączyć. Zapraszam - powiedział Albus z ciepłym uśmiechem wskazując jej wolne miejsce.

*****

James nie odrywał wzroku od kobiety, z którą Remus przyszedł na spotkanie Zakonu Feniksa. Była bardzo znajoma, choć nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie ją wcześniej widział.

- Niezła laska, Luniaczku. To z nią od roku spotykasz się na małe co nie co? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem Syriusz, kiedy Remus do nich podszedł. Hermiona została z Albusem rozmawiając z nim.

- Właściwie to spotykam się na co nie co jak to ująłeś, z jej mamą - powiedział spokojnie. Syriusz zaskoczony wybuchnął śmiechem.

- Tylko ty, Luniaczku, tylko ty... Hej, ale to znaczy, że mogę zabrać się za jej uroczą córeczkę - powiedział z rozbrajającym uśmiechem. Remus spojrzał na niego karcąco.

- Nawet się nie waż. To dobra dziewczyna. Nie dam ci jej zdeprawować - mruknął.

- Syriusz? Miałby zdeprawować jakąś dziewczynę? No co ty, Remusie. Nigdy - powiedział z sarkazmem Peter, na co James zaśmiał się cicho. 

- Mam wrażenie, że skądś ją znam - powiedział James nie odrywając oczu od nowo przybyłej.

- Hermiona Granger, chodziła do Hogwartu, rok młodsza od nas. Tak właściwie to zna nas wszystkich. Poznała mnie od razu. Była krukonką - powiedział Remus siadając obok Jamesa. 

- Nie... Nie rozmawiałem z nią nigdy, ale jednak jest w niej coś takiego... - mruknął pod nosem.

- W kim? - zapytała Lily podchodząc do nich. Dopiero przyszła do Nory. 

- Hermiona Granger, kojarzysz ja? - zapytał Syriusz wskazując na byłą krukonkę. Lily spięła się cała.

- Tak... Znam ją, to.. Ugh, to moja siostra - mruknęła. Huncwoci spojrzeli na nią w szoku.

- Że co? - zapytał James pierwsze słysząc, że jego długoletnia dziewczyna ma siostrę o której nigdy nie wspominała. 

- Zapraszam wszystkich bliżej. Chciałbym, żebyście powitali nową członkinię Zakonu Feniksa. Hermiona Granger. Hermiona jest bardzo utalentowaną wiedźmą. Zawodowo jest Mistrzynią Eliksirów i będzie nas zaopatrywać w najpotrzebniejsze nam mikstury. A teraz do rzeczy... - powiedział Albus omawiając najnowsze informacje zebrane na temat Lorda Voldemorta i jego planach.

*****

Po skończonym zebraniu Hermiona wstała rozglądając się za Remusem. Chciała się z nim pożegnać przed wyjściem. Kiedy wszyscy wstali zrobił się tłok, a ktoś przez przypadek popchnął ją w bok. Z trudem utrzymała równowagę i gdyby nie czyjeś silne ramiona z pewnością by upadła.

- Bardzo przepraszam - powiedziała szybko podnosząc głowę i patrząc w najpiękniejsze brązowe oczy, jakie kiedykolwiek widziała. Jej serce zabiło szybciej. Minęły lata od kiedy ostatni raz mogła je podziwiać.

- Nic nie szkodzi, jesteś cała? - zapytał z ciepłym uśmiechem James Potter.

- Tak.. Umm... Jestem Hermiona - powiedziała cicho zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu rozmawia z Jamesem., 

- James. Miło mi cię poznać - powiedział oczarowany nią. Była ciepła, nieśmiała, delikatna. Niewinna. 

*****

Lily patrzyła z boku na swojego chłopaka i swoją siostrę. Wiedziała, ze ten moment jest nieunikniony. Kiedyś musieli się w końcu spotkać, w końcu społeczność czarodziejska nie jest tak wielka jak mugolska. Myślała jednak, że do tego czasu będzie szczęśliwą żoną zakochanego w niej po uszy Jamesa Pottera. Tymczasem miała wrażenie, że James lada chwila z nią zerwie. Może zgodziłaby się na to, gdyby nie fakt, że jej młodsza siostra jest w nim ewidentnie zakochana. Emilia odebrała Rose wszystko, teraz pora, aby Lily odebrała wszystko Hermionie. Oko za oko.

*****

Wszyscy żegnali się i rozchodzili podczas gdy James i Hermiona byli w swoim własnym świecie rozmawiając o wszystkim i niczym. To była ich pierwsza rozmowa w życiu, a oboje czuli się, jakby byli dobrymi przyjaciółmi od lat. James miał wrażenie, jakby ją znał. Miał dziwne uczucie, że już z nią rozmawiał. Albo jakby to ona mówiła do niego. A może pisała. Potrząsnął lekko głową na tę myśl. Czasami żałował, że Obserwatorka w ogóle pojawiła się w jego życiu. Była idealna na papierze, a Lily okazała się w rzeczywistości zupełnie inna. Dlatego odnosił się do Lily i Obserwatorki jako dwie różne osoby. Hermiona bardzo mu przypominała o nieznajomej, od której otrzymał tyle wspaniałych listów. 

- Nie wiem czy wiesz o moim... mojej znajomości z Lily. Nigdy nie wspominała, że ma siostrę. Znaczy, wiem o Petunii, ale.. Chwila, masz inne nazwisko. Masz męża? - zapytał nagle zdając sobie z tego sprawę. 

- Nie, nic z tych rzeczy. Nie mam męża, nie mam nawet chłopaka - powiedziała szybko, nie wiedząc dlaczego, nie chcąc aby myślał, że jest inaczej. James odprężył się słysząc to.

- Byłaś adoptowana? - zapytał ciepło, nie chcąc przekroczyć żadnej granicy. W końcu dopiero co się poznali. Hermiona potrząsnęła delikatnie głową.

- Nie. To dosyć skomplikowane. Mamy jednego ojca, ale różne matki. Granger to nazwisko mojej mamy - powiedziała szczerze. James w momencie zrozumiał. Wiedział, że Lily i Petunia są starsze oraz, że rodzice Lily są wciąż razem co mogło oznaczać tylko jedno. Romans ojca Lily z mamą Hermiony.

- Wiem co myślisz, ale moja mama nie jest taka. To dobra kobieta i nigdy nie rozbiłaby związku, a co dopiero rodziny. Tom Evans i moja mama po prostu się w sobie zakochali, nie mogli nic na to poradzić. Chcieli nawet zabrać się do tego jak należy, Tom miał rozwieść się z mamą Lily i mieli zacząć uczciwe życie razem, ale... - mówiła szybko, aż słowa zaczęły mieszać się w jedno. James złapał ją za dłoń ściskając ją delikatnie i spojrzał jej w oczy co od razu uciszyło Hermionę.

- Wierzę ci - uśmiechnął się delikatnie. Hermiona w tym momencie wiedziała, że jej uczucia do tego huncwota nie zniknęły z biegiem lat jak myślała. Zakopała je głęboko w sobie, a teraz wydostały się ze zdwojoną siłą. 

- Dziękuję - szepnęła z wdzięcznością i odwróciła się szybko, aby ukryć łzy. Nie był jej, powinna już dawno się z tym pogodzić. Wyszła z Nory zapominając o pożegnaniu z Remusem i teleportowała się do domu.

*****

Przy każdym spotkaniu Zakonu Feniksa James szukał wzrokiem Hermiony i nie tracił chwili na to, aby do niej podejść i porozmawiać. Wiele osób patrzyło na to haniebnie. Widzieli chemie między tą dwójką, a wiadome było, ze James związany jest z siostrą Hermiony. Syriusz jednak widział, że tych dwoje łączy coś niezwykłego, coś czego nie mógł wytłumaczyć. 

- Ostatni raz widziałem Jamesa takiego, gdy dostawał listy od Obserwatorki - powiedział zamyślony Syriusz patrząc na żartującego przyjaciela i śmiejącą się w głos nową przyjaciółkę. I on nie został obojętny na urok panny Granger, ale w innym tego słowa znaczeniu. Jej niewinność i fakt, że stała się tak bliska jemu prawie, że bratu sprawił, że sam stał się bardzo opiekuńczy względem niej. Po zaledwie paru rozmowach z tą nieśmiałą istotą zaczął traktować ją jak młodszą siostrę. To nie było typowe dla niego. Jako Black nie łatwo ufał ludziom. Ale w Hermionie było coś takiego, że po prostu czuł, że jest stworzony do roli jej starszego brata. 

- To prawda... Wiesz, Hermiona wspomniała przed pierwszym spotkaniem o kawale, który Obserwatorka opisała w jednym ze swoich listów - powiedział Remus również obserwując parę. Zaprzestał romansu z Emilią, gdy tylko stał się bliższy Hermionie. nie ze względu, ze coś do niej czuł,. Podobnie jak Syriusz czuł potrzebę chronienia jej, niczym starszy brat. Nie mógł więc ciągnąć romansu z jej matką. 

- Obie potrafią wydobyć z Jamesa to co najlepsze - przyznał Peter z uśmiechem, dawno nie widział swojego przyjaciela tak szczęśliwego.

- Gdyby jeszcze ta harpia dała mu spokój - mruknął Syriusz widząc, że Lily podchodzi do miło rozmawiającej pary. Wyczuwając, że nie wyjdzie z tego nic dobrego poszedł do nich razem z Remusem i Peterem.

*****

- Och, daj spokój! Jak można nie lubić latać?! To skandal, jesteś przecież wiedźmą! - zaśmiał się głośno James odchylając głowę do tyłu.

- Jestem wiedźmą pochodzącą z mugolskiej rodziny, gdzie miotła służy do sprzątania, nie do latania. Zresztą one nigdy nie chcą mnie słuchać! Jak mogę zaufać miotle, że utrzyma mnie tyle metrów nad ziemią? Wolę stabilny grunt, dziękuję bardzo - powiedziała udając urażoną, choć widać było rozbawienie w jej oczach.

- Widać muszę sam cię przekonać i zabrać cię na przejażdżkę na miotle - uśmiechnął się łobuzersko nachylając nad nią. oddech Hermiony momentalnie przyspieszył.

- Uważaj, bo pomyślę, że ze mną flirtujesz - zająkała się nie mogąc uwierzyć, że odważyła się powiedzieć to na głos.

- Twój wniosek będzie słuszny - szepnął patrząc na jej kuszące usta. Słysząc chrząkniecie za plecami wyprostował się i spojrzał na Lily, która złapała go za ramię.

- Cześć skarbie - powiedziała całując go przeciągle w policzek. James poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku widząc, że Hermiona smutna odwraca wzrok.

- Lily, jak zwykle spóźniona - powiedział Syriusz podchodząc i obejmując Hermionę ramieniem. Ta uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Cześć Łapo - powiedziała z promiennym uśmiechem - Glizdogon, Lunatyk - kiwnęła głową uśmiechnięta w kierunku dwóch pozostałych huncwotów, którzy powitali ją uśmiechami.

- Nie wiedziałam, ze jesteś ze wszystkimi tak zaznajomiona, Hermiona - powiedziała Lily niezbyt zadowolona z tego faktu.

- James, Syriusz, Remus i Peter byli bardzo pomocni w zaaklimatyzowaniu się tu. Jestem im bardzo wdzięczna - powiedziała szczerze. James uśmiechnął się patrząc na nią. Jak można było być tak cudownym? Na samą myśl zrobiło mu się ciepło na sercu. 

- Z pewnością ciężko się zaaklimatyzować, gdy tak nagle się dołącza. Nas osobiście zwerbował sam profesor Dumbledore - powiedziała Lily uśmiechając się sztucznie.

- Profesor Dumbledore powiedział, że żałuje, iż sam wcześniej nie pomyślał o Hermionie. Przyznał, ze jej talent i zdolności będą z pewnością pomocne Zakonowi i naszej sprawie - powiedział ostro Remus patrząc na byłą gryfonkę. 

- Tak, możliwe. Ale z drugiej strony, do tej pory eliksiry zapewniała nam pani Pomfrey i było dobrze - powiedziała wzruszając ramionami.

- Pani Pomfrey jest pielęgniarką, potrafi zrobić podstawowe eliksiry lecznicze. Hermiona przyrządza eliksiry zaawansowane, jak i nie tylko te lecznicze, ale też obronne i bitewne - powiedział Peter nie rozumiejąc, dlaczego Lily tak bardzo jest przeciwna Hermionie. Lily nie odpowiedziała i nie miała na to szansy. Do salonu Nory wleciała sowa patronus, która głosem ich zaufanego szpiega ogłosiła, że śmierciożercy napadli na Pokątną niszcząc wszystko na swojej drodze.

*****

Do tej pory ataki były skierowane głównie na mugoli bądź zdrajców krwi czy też ludzi, którzy obrazili w jakiś sposób Czarnego Pana. Tym razem było inaczej. Śmierciożercy zaatakowali pokątną, najczęściej odwiedzane miejsce w Wielkiej Brytanii przez społeczność czarodziejską. Atakowali każdego, niezależnie od krwi czy statusu. Była to rzeź. Wszędzie leżały martwe ciała kobiet, mężczyzn, a nawet i dzieci. Sklepy były niszczone, niejeden lokal stał w płomieniach. Zakon Feniks robił co mógł walcząc ramię w ramię z aurorami przeciwko poplecznikom Voldemorta. 

Hermiona nigdy nie brała udziału w prawdziwej walce. Chciała pomóc, z całego serca, ale sparaliżował ją strach. Wszystko działo się w szaleńczym tempie, zgiełk i hałas były nie do zniesienia. Serce biło jej mocno ze strachu. Rozglądała się starając przypomnieć jakiekolwiek zaklęcie obronne, ale miała pustke w głowie. Czuła się niczym pierwszoroczna uczennica, która dopiero poznawała ten świat.

- Uważaj! - odwróciła się odruchowo słysząc znajomy krzyk. Zobaczyła zielone światło i wiedziała co ono oznacza. Zaklęcie uśmiercające, avada kedavra. Chciała zrobić unik, naprawdę chciała. Szczególnie, że wszystko wydawało się jej, jakby toczyło się w zwolnionym tempie. Ale nie była w stanie zrobić nic tylko czekać, aż zaklęcie w końcu ją dosięgnie. 

Nagle poczuła szarpnięcie i wszystko zmieniło się w tej jednej chwili. Była w czyichś silnych ramionach, czuła znajomy, kojący zapach, słyszała szybkie bicie serca drugiej osoby. Nie musiała podnosić głowy, wiedziała kto to.

- Nic ci nie jest? Hermiona, odezwij się. Spójrz na mnie - powiedział zmartwiony James obejmując jej twarz dłońmi i skierował jej twarz w swoją stronę patrząc jej zmartwiony w oczy. Hermiona o mało się nie rozpłakała na ten widok. Nie zasługiwała na troskę. Ludzie ginęli, a ona nie zrobiła nic sparaliżowana strachem. 

- Hej, ciii.. Nie płacz. Nic ci nie grozi, obronię cię. Obiecuję - powiedział ciepło James, widząc zbierające się w jej oczach łzy.

- Nic nie zrobiłam. Chciałam, ale ja... Przepraszam - załkała zakrywając twarz dłońmi. James przytulił ją mocno do siebie. Hermiona nie broniła się, wtulając w niego mocno, szukając ciepła i schronienia w jego ramionach.

- To nie jest twoja wina. Masz prawo tak reagować. Sam fakt, że tu jesteś się liczy. Niewiele osób odważyłoby się, żeby na wieść o ataku pobiec w sam środek walki - powiedział zdeterminowanym głosem, rozglądając się uważnie. Wokół nich wciąż panował chaos, James rzucił zaklęcie ochronne, ale wiedział, że przed avadą nic ich nie uchroni. Jego dłoń uspokajająco gładziła ją po głowie, podczas gdy drugą tulił ją przyciskając jej ciało mocno do swojego. Hermiona uspokoiła się i kiwnęła głową na znak, że już jej lepiej.

- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością. James uśmiechnął się szeroko.

- Odwdzięczysz się wracając do Nory i przygotowując eliksiry lecznicze. Z pewnością będą konieczne - powiedział szczerze. Hermiona od razu chciała zaprotestować. Wiedziała, że nawaliła, ale wciąż chciała pomóc. - Proszę. Wiem, że chcesz walczy i wiem, że byłabyś fenomenalna, ale to nie zmienia faktu, że boję się o twoje bezpieczeństwo i nie będę mógł skupić się na walce. Zrób to dla mnie - poprosił. Hermiona niepewnie zgodziła się.

- Proszę, uważaj na siebie, James - szepnęła gładząc go po policzku. James zastygł w bezruchu pod wpływem tak czułego gestu i uśmiechnął się delikatnie. Hermiona zarumieniona odsunęła się i teleportowała do Nory.

*****

Śmierciożercy w końcu się wycofali, kiedy aurorów zaczęło przybywać coraz więcej. Ludzie byli wstrząśnięci, przerażeni i załamani tym co się stało. Szukali swoich bliskich, szukali pomocy i wsparcia dla rannych. Zakon Feniksa zbierał ciała i pomagał pokrzywdzonym. Tylko tyle mogli teraz zrobić.

- Merlinie - powiedział Remus ze ściśniętym gardłem, usuwając gruz, aby wydobyć następne ciało.

- Jest ich tak wiele.. - szepnął ze smutkiem Syriusz przytakując przyjacielowi.

- Nie. To znaczy tak, ale... To Emilia - powiedział smutny Remus biorąc na ręcę ciało zmarłej.

- Emilia? - zapytał James nie rozpoznając imienia. Remus westchnął cicho i spojrzał na przyjaciół.

- Mama Hermiony - powiedział przygnębiony. Te słowa wystarczyły, aby serce Jamesa ścisnęło się nieprzyjemnie. 

*****

Pogrzeb był bardzo skromny, co tylko jeszcze bardziej zdołowało Hermionę. Jej mama była cudowną kobietą, która stawiała na pierwszym miejscu własną córkę niż swoje szczęście. Nie miała zbyt wielu przyjaciół, a jej jedyną rodziną była sama Hermiona. 

Na pogrzebie było paru sąsiadów, parę koleżanek z pracy Emilii, Hermiona oraz Tom. Jego żona i córki nie przyszły. Za to cała czwórka huncwotów zjawiła się na pogrzebie i nie odstępowała Hermiony na krok.

- Powinniśmy już wracać. Zaczyna robić się naprawdę zimno - powiedział cicho Remus, ściskając jej drobną dłoń, która w tym momencie była zimna jak lód.

- Chcę jeszcze zostać - szepnęła nie odrywając wzroku od kwiatów, które przykrywały grób jej matki.

- Zawsze możesz wrócić tu jutro. Nie chcemy, żebyś zachorowała - powiedział z troską James obejmując ją ramieniem. Hermiona zadrżała czując odrobinę ciepła jakiej zapewnił jej tym małym gestem.

- Hermiona, córeczko - powiedział smutny Tom podchodząc do nich. Hermiona spięła się całą i spojrzała na huncwotów.

- Macie rację, pora wracać. Tylko... Poczekacie przy bramie? - zapytała z nadzieją. Chciała zostać sama z ojcem.

- Jasne słońce - powiedział Syriusz uśmiechając się do niej ciepło. Peter zdjął z siebie kurtkę i narzucił na Hermionę, która miała na sobie tylko elegancki czarny sweterek. Ta uśmiechnęła się z wdzięcznością do Petera. Był cichy, ale miał dobre serce. Jego czyny o tym świadczyły. 

- Nie spiesz się, weź tyle czasu ile potrzebujesz - powiedział Remus całując ją w skroń i razem z przyjaciółmi udali się do wyjścia z cmentarza. Tom spojrzał na córkę z troską i przytulił ją mocno.

- Tak mi przykro skarbie - wyszeptał krztusząc się na własnych łzach. Hermiona zamknęła oczy wtulając twarz w jego płaszcz, ale nie objęła go ramionami.

- Zrujnowałeś jej życie - powiedziała chłodno. Tom zszokowany cały zesztywniał. Nigdy jeszcze nie słyszał takiego tonu głosu od swojej nieśmiałej, ciepłej córeczki. Nigdy też nie spodziewał się takich słów, aby padły z jej strony. Hermiona odsunęła się od niego i krok i podniosła głowę patrząc mu w oczy.

- Ty i ja. Kochała cię tak mocno, że czekała dwadzieścia lat, żeby nazwać cię swoim. I nigdy nie było jej to dane zrobić. Może zaczęłaby od nowa, z kimś innym, gdyby nie ja. Ale kochała mnie na tyle mocno, że praktycznie zrezygnowała z własnego życia. - powiedziała coraz bardziej podnosząc głos.

- Aniołku wiele przeszłaś, musisz ochło... - zaczął załamany Tom, ale Hermiona przerwała mu wściekła.

- Nie mów mi co mam robić! - krzyknęła i spojrzała w stronę huncwotów, którzy na dźwięk jej krzyku przystanęli i odwrócili się obserwując ich, gotowi w każdej chwili wkroczyć do akcji.

- Hermiona? - zapytał cicho Tom, bojąc się kolejnego wybuchu ze strony córki, która zaczęła cicho płakać patrząc na Jamesa, który przyglądał jej się zaniepokojony. Hermiona była wdzięczna, że nie usłyszy ich z takiej odległości. 

- To zabrzmi okropnie, ale nie chcę skończyć jak ona. Nie chcę, jak mama, czekać całe życie na coś, co nie nastąpi. Nie chcę umrzeć z miłością w sercu do mężczyzny, który nie odwzajemnia moich uczuć - powiedziała załamana przenosząc na niego wzrok - Bądź nie kocha mnie na tyle mocno, żeby być ze mną - dokończyła szeptem.

- To nie prawda! Kochałem twoją matkę z całego serca! Ale nasza sytuacja.. - zaciął się niepewnie.

- Wiem. Ale to nie zmienia faktu, że cierpiała przez ciebie - złapała go za dłoń - Nie miałeś miejsca dla niej w swoim życiu. Więc i ja nie chcę w nim być - szepnęła i odeszła zostawiając osłupiałego Toma przy grobie Emilii.

- Wszystko dobrze? - zapytał z troską James od razu obejmując Hermionę, kiedy tylko do nich podeszła. 

- Nie - przyznała wtulając się w niego. Była zmęczona i postanowiła, że należy jej się chociaż ta mała chwila słabości. 

*****

"Wiem, że musi dziwić cię ten list. W końcu widzieliśmy się godzinę temu. Dlatego chcę ci opowiedzieć pewną historię.

Parę lat temu, jeszcze w szkole, byłem bardzo przygnębiony. Tak bardzo, a jednak moi najlepsi przyjaciele nie zauważyli, w jakim naprawdę jestem stanie. Zrobiła to tylko jedna osoba. Chodzi ci pewnie po głowie o kim mówię. Tak naprawdę, w tamtej chwili tego nie wiedziałem. 

Wysłała mi ona list. List, który nie tylko podniósł mnie na duchu, ale dał mi nadzieję. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wielką moc ma słowo pisane. Aż do tamtej chwili. 

Muszę przyznać, że nie jestem poetą. Nie potrafię nawet zgrabnie formułować zdań, co nie raz zostało mi wytknięte przez Remusa. Ale mimo to mam nadzieję, że ten list pomoże chociaż w małym stopniu. A przynajmniej nie pogorszy sytuacji.

Nie będzie lepiej. Nie ważne co mówią inni, ból nie mija. Pozostanie z tobą już na zawsze. Przy świętowaniu urodzin, każdych następnych świętach, nadchodzącej rocznicy, w każdym tym dniu będziesz odczuwała ten ból mocniej, wiedząc, że nie możesz już celebrować z najważniejszą dla ciebie osobą. Dobra wiadomość jest taka, że mimo, iż ból ten nie mija, to z czasem do niego przywykniesz. Przywykniesz na tyle, by wspominać poprzednie urodziny, święta i rocznice. A wtedy ból zostanie przyćmiony przez radość z czasu, jaki spędziłaś ze swoją mamą. A wierz mi, ta radość... Nie dorównuje temu bólu nawet w najmniejszym stopniu. Bo nie ma nic cenniejszego od chwil spędzonych z ukochaną ci osobą. 

Pamiętaj też, że nie jesteś sama. 

James"

Hermiona wiedziała, że James stracił rodziców niedługo po tym, jak ukończył szkołę. Wtedy najbardziej kusiło ją, aby wysłać mu list jako Obserwatorka, chociaż wiedziała, że nie może. I choć jego słowa były tak inne od słów pociechy, jakie dziś słyszała. "Będzie lepiej". "Zapomnisz". "Ból minie z czasem". Słowa Jamesa były prawdziwe. Prawdziwe i dziwnie kojące...

*****

Hermiona z czasem musiała wrócić do normalnego rytmu dnia. Wróciła do pracy, warząc eliksiry dla pobliskich aptek oraz dla Zakonu Feniksa. Po akcji na Pokątnej każdy musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Wojna była nieunikniona, a każdy musiał wybrać stronę. Dlatego też ich siły rosły z każdym dniem. Niestety, Voldemorta również i to w bardziej zastraszającym tempie. 

- Hermiona już jest? - zapytał z uśmiechem James wychodząc z kominka w Norze i podchodząc do przyjaciół.

- Tak, ja też się cieszę, że cię widzę, rogaczu. Co u mnie? Ach, no wiesz. Po staremu. Czarownice na mnie lecą, czarodzieje za to mnie nie znoszą, a ja sam jestem przepracowany, bo mój partner w pracy, zamiast pomagać mi w nadrabianiu papierkowej roboty, cały czas nadaje o pięknej i uroczej czarownicy, u której nie ma najmniejszych szans. A to dlaczego? Zastanówmy się.. Ach, no jasne. Bo chodzi z jej siostrą! - powiedział Syriusz patrząc na niego ostro. 

- Jeny, Syriusz, wstałeś lewą nogą czy co? - mruknął James zaczesując niesforne kosmyki włosów do tyłu. 

- Syriusz ma racje, James. Wszyscy widzimy, jak patrzysz na Hermionę. Powinieneś coś z tym zrobić. Zerwij z Lily, albo przestań uganiać się za Hermioną - powiedział poważnie Remus. Czuł, jakby był odpowiedzialny za Hermionę, choć nigdy nie był w prawdziwym związku z jej mamą. 

- Co? Ja nie... Hermiona i ja, my nie.. Tylko się przyjaźnimy! - powiedział z lekkim rumieńcem oburzony.

- To dobrze, czyli cię to nie wzruszy - powiedział Peter zajadając się ciasteczkami Molly.

- Nie wzruszy co? - zapytał zdezorientowany James. Peter wskazał ręką na drugą stronę pokoju, gdzie Hermiona zarumieniona patrzyła nieśmiało w oczy Kingleyowi, który z zawadiackim uśmiechem nachylał się nad nią zaczesując jej włosy za ucho. James poczuł przypływ czystej furii i bez zastanowienia ruszył w ich stronę, ale silny uścisk Remusa i Syriusza go powstrzymały.

- Masz dziewczynę, a Hermiona jest wolna - powiedział ostro Syriusz.

- On na nią nie zasługuje - warknął wściekły.

- W porządku, jestem pewien, że Fabian Weasley też jest nią zainteresowany - powiedział Remus nie puszczając przyjaciela, który zły spojrzał na niego.

- Chyba żartujesz?! On?! Mowy nie ma! Hermiona nie może być z nim! - warknął zły.

- A to dlaczego? - zapytał Peter spokojnie, wciąż się opychając.

- Bo ma być ze mną! - krzyknął bez zastanowienia i mrugnął zaskoczony, zdając sobie sprawę z tego co powiedział. Wszyscy zgromadzeni patrzyli na nich niezrozumiale.

- Czas zerwać z Lily - szepnął do niego Syriusz, a James westchnął cicho wiedząc, że Syriusz ma racje. 

*****

- Voldemort przeciągnął na swoją stronę wilkołaki i olbrzymy. Nasza sytuacja nie wygląda najlepiej. Niemniej jednak mam plan jak pokonać Czarnego Pana. Potrzebuję jednak osoby, która będzie w stanie podjąć się najniebezpieczniejszej z misji. Misja ta może trwać rok, dwa, a nawet i dziesięć lat. Najprawdopodobniej może zakończyć się śmiercią. Sam bym się jej podjął, gdyby nie szkoła pełna młodych czarodziejów, której muszę strzec. Jeśli jednak znajdzie się osoba gotowa do podjęcia tak niebezpiecznej misji, niech do mnie przyjdzie. Wtedy zdradzę wszelkie szczegóły. Tylko tej jednej osobie - powiedział Dumbledore patrząc uważnie na wszystkich zebranych i uśmiechnął się dobrodusznie - To by było na tyle - zakończył, a wszyscy zebrani zaczęli rozmawiać między sobą i potencjalnym kandydatem. 

- Jak myślicie, na czym może polegać ta misja? - zapytała zaniepokojona Hermiona podchodząc do huncwotów.

- Nie wiem i się nie dowiem. Nie mam zamiaru się zgłaszać. Misja, która może trwać nie wiadomo ile lat, a w rezultacie i tak cię zabić? Podziękuję. Jestem ciekawy czy ktoś w ogóle się tego podejmie - powiedział Syriusz wzruszając ramionami. 

- Ty też Hermiona, nie myśl nawet o zgłaszaniu się na tą samobójczą misję - powiedział ostro Remus.

- Nie miałam zamiaru, nie ja tu jestem gryfonką, która bez zastanowienia pakuje się w kłopoty. My krukoni myślimy przed podjęciem decyzji - uśmiechnęła się niewinnie. 

- Wy krukoni uznajecie naukę grupową za udaną, szaloną imprezę - powiedział rozbawiony James patrząc na nią.

- Hej! Tak dla twojej informacji krukoni urządzali fantastyczne imprezy! Po prostu byliśmy za sprytni, żeby dać się złapać, jak wy, gryfoni - zaśmiała się popychając go delikatnie w ramie. 

- Nasze imprezy przechodziły do legendy, oczywiście, że każdy musiał o nich wiedzieć - powiedział z szelmowskim uśmiechem, łapiąc ją za rękę, którą go wcześniej szturchnęła i ścisnął ją delikatnie, nie puszczając - Taka słodka, cicha krukonka uciekłaby do biblioteki, gdyby zobaczyła, jak potrafimy się bawić - dodał patrząc jej zadziornie w oczy.

- Czy to wyzwanie, Jamesie Potterze? - zapytała z rumieńcem, robiąc krok do przodu.

- Czy to akceptacja, Hermiono Granger? - zapytał zadowolony nachylając się nad nią. 

- Ale wy zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście sami? - zapytał rozbawiony Peter. Hermiona i James zarumienili się, odwracając swoje głowy w przeciwnych kierunkach.

- Umm, gdzie Lily? - zapytała zmieszana Hermiona, chcąc szybko zmienić temat. 

- Nie mogła wyrwać się z pracy. W św. Mungu wciąż jest wielu rannych po ostatnim napadzie na mugolską wioskę. Wielu aurorów ucierpiało - powiedział James. 

- Słyszałam o tym. Cieszę się, że ty i Syriusz akurat mieliście wolne. - powiedziała szczerze, bojąc się myśleć, co by było gdyby jej przyjaciele brali udział w tamtej walce. 

- Żartujesz?! Żałuję, ze ta akcja mnie ominęła! - powiedział oburzony Syriusz.

- Tylko ty, łapo.. - powiedział rozbawiony Remus kręcąc głową.

*****

James patrzył nerwowo na Lily. W końcu, po tygodniu zwlekania, odważył się zrobić ten krok. Powiedział co czuje, a raczej czego do niej nie czuje, oraz, że pora, aby zakończyli ich związek. Liczył na wybuchową reakcję, ale ta siedziała tylko mrugając co jakiś czas, aż w końcu parsknęła głośno śmiechem.

- To przez Hermionę, prawda? - zapytała rozbawiona. James zesztywniał i zmieszany odwrócił wzrok.

- To nie tak, ja po prostu nie kocham cię Lily. Bardzo mi przykro - powiedział czując się coraz bardziej niekomfortowo.

- Och, James.. Ja też cię kocham - powiedziała wzdychając głośno, a James spojrzał na nią ze zdziwieniem. - W szkole myślałam, że się w sobie zakochamy, pobierzemy, może będziemy mieć synka. Wybrałam już nawet imię, Harry - zaczęła.

- Nie przepadam za imieniem, stare i niezbyt pasuje do nazwiska Potter - przerwał jej, a Lily zmroziła go wzrokiem.

- Idealnie pasuje do nazwiska Potter! Ale to nie ważne... Chodzi mi o to, że tak długo wyobrażałam sobie nasze wspólne życie, że nie chciałam go oddać bez walki i to komuś takiemu jak Hermiona - powiedziała.

- Hermiona? O czym ty mówisz? Poznałem Hermionę dopiero parę miesięcy temu - powiedział zdezorientowany, a Lily z politowaniem pokręciła głową. 

- Znałeś ją od lat. Wiedziałeś, że uważa nas za bratnie dusze. Wiedziałeś, że jest na tyle wrażliwa, że przerażała ją każda chwila, gdy lądowałeś w Skrzydle Szpitalnym. Wiedziałeś, że nie przepada za zbyt okrutnymi żartami, aczkolwiek wasze, nie wiedzieć czemu, zawsze ją bawiły. Wiedziałeś, że jest bardzo bystra i spostrzegawcza. Spostrzegawcza, bo tak bardzo lubi obserwować nawyki innych ludzi... - powiedziała wstając. James patrzył na nią zszokowany.

- Chcesz powiedzieć, że Hermiona jest... ? - zaciął się nie mogąc dopuścić do siebie tej myśli. Oznaczałoby to, że go okłamała. Nie mogła. Nie Hermiona.

- Obserwatorką? Tak, to ona. Miałam tego nie mówić, zatrzymać cię przy sobie, żeby cię zranić, ale szczerze? Straciła matkę, a ciebie i tak nie kocham, więc jaki jest sens w dalszym kazaniu jej za grzechy kogoś, kto jest już martwy? - zapytała biorąc swoją różdżkę z szafki nocnej - Żegnaj James - powiedziała i teleportowała się z cichym trzaskiem. 

*****

Hermiona czytała książkę o najbardziej skomplikowanych eliksirach, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Zdziwiona spojrzała na zegarek, zbliżała się północ. Nie wiedziała kto o tej godzinie może dobijać się do jej mieszkania. Odruchowo sięgnęła po różdżkę i odłożyła książkę. Niepewnie podeszła do drzwi, celując w nie różdżką.

- Kto tam? - zapytała starając się ukryć drżenie swojego głosu.

- To ja, James - powiedział James pukając ponownie - Otwórz, proszę - dodał nieco zrozpaczonym głosem.

- Moja ulubiona książka? - zapytała nawiązując do ich ostatniej rozmowy.

- Powtarzasz wszystkim, że to Historia Hogwartu, kiedy tak naprawdę wolisz Dumę i uprzedzenie. Uwielbiasz to, jak prawdziwa jest ta historia. Uwielbiasz, że nie jest to sztuczna miłość od pierwszego wejrzenia, a stopniowe odkrywanie rzeczy o drugiej osobie. Rzeczy, które się kocha bądź nienawidzi, ale stara się spojrzeć z punktu widzenia drugiej osoby. Twoją ulubioną postacią jest Bingly. Lubisz to jak nieporadny i słodki jest. Chociaż uważasz, że niedostępność pana Darcy'ego jest pociągająca. Nie znosisz najmłodszej z sióstr, zapomniałem jej imienia. Mary? Tak, to chyba to imię. Przez pół godziny mówiłaś o tym, jak wielką jest egoistką. Gardzisz postacią Wickhama, którego polubił Syriusz. Obraziłaś się na niego za to i kazałaś mu przeczytać książkę. Zmienił zdanie, woli Darcy'ego, ale nie wiesz, że tak naprawdę nie przeczytał książki. Remus puścił mu ruchome obrazki na tele-wizorni... tele-wizororni... telozorni... Ta tym pudle, gdzie są te obrazki z głosem - Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i otworzyła drzwi.

- Wystarczyło powiedzieć Duma i uprzedzenie - powiedziała rozbawiona, choć czuła motylki w brzuchu na myśl, że James zapamiętał to wszystko o czym mówiła. James patrzył na nią dłuższą chwilę i gdy Hermiona zaczęła się martwić chcąc zapytać o co chodzi, ten wszedł do mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi i pocałował ją namiętnie. Hermiona zszokowana nie oddała pocałunku, starając się ogarnąć swoje myśli. Dopiero, gdy poczuła, że James chce pogłębić pocałunek, niepewnie go odwzajemniła, zarzucając mu ręce za szyję. Nie wiedzieli ile czasu stali złączeni w namiętnym pocałunku, ani kiedy ich dłonie zaczęły błądzić po ciałach tej drugiej osoby. Hermiona nie potrafiła wskazać momentu, kiedy James przeniósł ich do sypialni, a James nie wiedział kiedy Hermiona objęła go nogami w pasie, gdy wylądowali na jej łóżku. Nagle James przerwał pocałunek i spojrzał na nią uważnie, oboje ciężko dyszeli. Hermiona wyglądała pięknie całą zaczerwieniona, bez tchu, z napuchniętymi delikatnie ustami i oczami delikatnie przymkniętymi z przyjemności. 

- Okłamałaś mnie - szepnął ze smutkiem, głaszcząc ją po policzku. Hermiona zszokowana opuściła nogi na łóżko, choć James nie ruszył się ze swojego miejsca, wciąż górując nad nią na łóżku. - Okłamałaś mnie, Obserwatorko - powiedział patrząc na jej reakcję. Hermiona zamknęła oczy załamana, czując łzy, które zbierały się w jej oczach. James w końcu wstał i wyszedł z sypialni kierując się do wyjścia.

- James, czekaj! - krzyknęła Hermiona zrywając się z łóżka i pobiegła za Jamesem. W ostatniej chwili wyprzedziła go i stanęła przed drzwiami torując mu drogę. - Tak, masz rację. Jestem obserwatorką. I masz rację, okłamałam cię! Ja tylko... Kiedy rzuciłeś to zaklęcie... James, ty mnie nawet nie zauważyłeś. Od razu pobiegłeś do Lily. Pamiętasz co jej wtedy powiedziałeś? - zapytała cicho. James kiwnął przecząco głową. - Powiedziałeś... "Miałem nadzieję, że to będziesz ty". Przysięgam, że czułam się jakbym umarła w tamtym momencie. Bo mimo, że nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy to czułam, jakbym cię znała. Reagowałeś na moje słowa, widziałam, jak czytasz moje listy, obserwowałam cię, uczyłam twoich nawyków, które tak zaczęłam kochać. Zaczęłam kochać ciebie. A wtedy ty powiedziałeś te słowa do Lily i ja... Zamarłam. James, nie wiedziałam co robić. Miałeś nadzieję, ze to ona, moja siostra. Byłeś szczęśliwy. A ja zakochana na tyle mocno, że pozwoliłam ci wierzyć w to kłamstwo. Wybacz mi, proszę cię  - powiedziała zapłakana. James podszedł do niej i otarł jej łzy z policzków patrząc jej w oczy.

- Powiedziałem te słowa pod wpływem chwili. Nigdy nie chciałem by obserwatorką okazała się Lily, bo widziałem, jak bardzo się różnią. Zachowanie Lily coraz bardziej mnie odpychało, dlatego zgodziłem się na to, aby Remus rzucił zaklęcie, które znajdzie obserwatorkę. Bo się w niej zakochałem. A teraz znowu to zrobiłem. Nieświadomie zakochałem się w tobie po raz drugi. Ale ty od samego początku kłamałaś - wycedził z żalem. Hermiona załamana zamknęła mocno oczy. 

- Wybacz mi, proszę - powtórzyła z nadzieją, powstrzymując szloch. James pocałował ją przeciągle w czoło.

- Zgłosiłem się na misję.. To ty mi wybacz, Hermiona. - powiedział cicho i wyszedł z mieszkania zostawiając zdruzgotaną Hermionę samą, szlochającą i płaczącą głośno na podłodze swojego mieszkania.

*****

James wyruszył sam, ale trzy miesiące po jego zniknięciu, Syriusz i Remus do niego dołączyli. Peter również chciał iść, ale wszyscy wiedzieli, że nie był tak zdolnym czarodziejem, więc uzgodnili, ze zostanie i będzie miał oko na Hermionę. Stał się jej skałą i podporą w czasie, kiedy reszta huncwotów polowała na horkruksy, o czym ci nie mieli pojęcia. Wiedzieli tylko, że są na niezwykle ważnej i niebezpiecznej misji. 

Czas mijał, pierwsze pół roku było torturą i wypatrywaniem przyjaciół na horyzoncie. Wojna jednak się pogarszała, ataki stawały się coraz silniejsze, ludzie nieufni. Każdy chował się w domu, przestali pracować i funkcjonować, jak powinni. Rodzice bali się puszczać dzieci do Hogwartu, gdzie dyrektorem został Lucjusz Malfoy. Albus Dumbledore został pojmany przez skorumpowanego Ministra Magii i wtrącony do Azkabanu za zdradę względem Lorda Voldemorta.

Wszędzie brakowało jedzenia, nikt nigdzie nie był już bezpieczny. Hermiona zamieszkała z Peterem, sypiali na zmiene, zawsze ktoś z nich był na czatach. Mieli zaklęcia ochronne, ale bali się, że to i tak za mało. 

Hermiona codziennie zastanawiała się, gdzie jest James, Remus i Syriusz. Jeśli ona i Peter mieli ciężko, to jaką sytuację musieli mieć oni? Na samą myśl dostawała dreszczy. 

- Peter, idź spać. Moja kolej - powiedziała ciepło Hermiona wchodząc do salonu.

- Ok - ziewnął głośno - Dobranoc Hermiona - uśmiechnął się zmęczony i poszedł do swojego pokoju. Hermiona usiadła w salonie i sięgnęła po pergamin i pióro.

"Drogi Jamesie,

Pewnie zastanawia cię dlaczego zaczęłam w ten sposób. Nigdy nie przejmowaliśmy się witaniem i formalnościami, ale uznałam, że tak będzie lepiej. Zacząć od nowa. 

Zaczynając od początku naszej znajomości, pisałam prawdę. Wszystko co napisałam, jako Obserwatorka oraz co mówiłam jako Hermiona, wszystko było prawdą. Nigdy nie miałam zamiaru cię okłamać ani skrzywdzić. 

Prawda jest taka, że zakochałam się w tobie i bałam odrzucenia. Wolałam żyć nie mając cię i nie próbując zdobyć niż przeżyć ból odtrącenia. Pokręcona logika, prawda? To nie było zbyt krukońskie zachowanie. A tym bardziej gryfońskie. 

Ale byłam twoją przyjaciółką. Listowną, ale jednak. I to wystarczało. Do czasu, aż to straciłam. Bo kiedy Lily podała się za obserwatorkę, ja nie mogłam już do ciebie pisać i poczułam się naprawdę samotna. 

Czas mijał i myślałam, że zapomniałam. A potem spotkałam cię znowu i... Merlinie... To było tak, jakbyśmy nigdy nie opuścili szkoły. Ale tym razem rozmawialiśmy naprawdę. Śmialiśmy się razem, mogłam cię dotknąć. I zakochałam się jeszcze bardziej. 

Wiem, że nie chcesz mnie znać. Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę. Ale samolubnie mam nadzieję, że mi ją dasz.

Twoja Obserwatorka.

Twoja Hermiona."

Hermiona włożyła list w kopertę i przytuliła go do siebie ze łzami w oczach. Miała nadzieję, że będzie miała okazję dać go kiedyś Jamesowi. 

*****

Horkruksy. Na samo słowo Hermioną wstrząsnął dreszcz. Ze wszystkich potworności na tym świecie, Voldemort stworzył najmroczniejsze zło. Nie było nic gorszego od podziału własnej duszy. Teraz jednak prawda ujrzała światło dzienne. Hermiona wiedziała, że James, Syriusz i Remus zniszczyli wszystkie horkruksy z małą pomocą Regulusa Blacka. Nie wiedziała co się dokładnie stało. Była w mieszkaniu, gdy do mieszkania wtargnął patronus Arthura Weasleya i powiadomił o udanej misji huncwotów oraz o tym, że nadszedł czas rozstrzygnięcia wojny. Ostateczna Bitwa właśnie trwała na terenie Hogwartu. Hermiona pamiętała, jak zastygła ostatnim razem podczas walki i wiedziała, że nie może się to powtórzyć. Chwyciła za różdżkę i teleportowała się na tereny Hogwartu. Osłony były zniesione przez Lucjusza, który chciał wpuścić śmierciożerców, ale zostawił też otwartą drogę dla dobrej strony.

Hermiona walczyła z całych swoich sił, nie poddając nawet po upłynięciu siedmiu godzin. Była zmęczona, tyle magii wyczerpało ją fizycznie i czuła, że w każdej chwili zemdleje. Trzymała się tylko dzięki dużej dawce adrenaliny. Musiała pozostać przytomna inaczej zginie.

- Nie żyje! Czarny Pan nie żyje! - odwróciła się napięcie, czuła się jakby była pod wodą. Nie wiedziała czy to co usłyszała było prawdą czy tylko wytworem jej wyobraźni. Śmierciożercy zaczęli się wycofywać, ale aurorzy z nową werwą zaczęli ich aresztować, związując magiczne moce dzięki specjalnym bransoletą. 

- Nie żyje. On nie żyje. To koniec - szeptała czując się coraz słabsza, ale też szczęśliwsza.

- To nigdy nie będzie koniec! Czarny Pan zginął, ale będzie następny! Zawsze znajdzie się ktoś, kto dumnie powie prawdę na temat zdrajców krwi, szlam i reszty tego plugastwa! - wrzasnął opętańczo Lucjusz podchodząc do niej, gdy tylko ją usłyszał i złapał za gardło podnosząc i patrząc jej w oczy, gdy ta szarpała się starając wyrwać ostatkiem sił. 

Już miała się poddać i przywitać śmierć z ulgą, że to koniec jej walki, gdy Lucjusz nagle puścił ją, a sam upadł na ziemie nieprzytomny. Za nim stał zmęczony i ciężko dyszący James, który szybko przeskoczył Lucjusza i porwał Hermionę w ramiona tuląc ją do siebie.

- Nic ci nie jest, całe szczęście. o mało cię straciłem, nie mogę. Nie mogę żyć bez ciebie - powiedział roztrzęsiony przytulając ją do siebie coraz mocniej. Hermiona, ostatkiem sił, chciała powiedzieć, że była podduszana, a przez jego silny uścisk, nie może nabrać wystarczającej ilości powietrza, ale zamiast tego westchnęła cicho delektując tym, ze jest w jego ramionach i wtuliła w niego.

- James, muszę ci coś dać - wybełkotała starając się nie stracić przytomności. James pocałował ją czule w usta i sięgnął z kieszeni wymięty list.

- Peter przesłał mi go, gdy tylko go napisałaś. - przyznał patrząc jej w oczy - Jesteś moja, tak jak ja jestem twój, kochanie. Idź spać. Już nic ci nie grozi. Kocham cię i nie opuszczę cię, już nigdy cię nie opuszczę - powiedział ciepło. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i straciła przytomność w jego ramionach. 

*****

- Więc to ty byłaś obserwatorką? Przez cały ten czas? - zapytał zszokowany Syriusz. Razem z resztą huncwotów siedzieli na gruzach na terenie Hogwartu. Część osób zbierała martwe ciała, inni załamani płakali, a niewielka garstka ludzi, takich jak oni, cieszyli się z końca tego terroru w towarzystwie najbliższych. Na żałobę przyjdzie czas za chwilę. Należała im się ta krótka chwila zwycięstwa. 

- Tak i tak - powiedziała Hermiona z delikatnym uśmiechem, wtulona w Jamesa, który odmówił wypuszczenia jej ze swoich ramion. Skrzydło Szpitalne było przepełnione, a w pierwszej kolejności zajmowano się ranami zagrażającymi życiu. Hermiona była przemęczona i marzyła o śnie, eliksir wzmacniający niewiele jej pomógł, ale przynajmniej była przytomna. 

- Tak mi się wydawało, że to ty byłaś wtedy nad jeziorem - powiedział zamyślony Peter. Remus kiwnął głową.

- Tak, zauważyłem wiele podobieństw między tobą i obserwatorką. Ale myślałem, że to niemożliwe, w końcu Lily się do tego przyznała. Teraz, gdy na to patrzę, wszystko ma sens - Remus uśmiechnął się patrząc, jak James z czułością całuje Hermionę w czoło. Syriusz patrzył na przyjaciół i obejmującą się parę zszokowany.

- O czym wy mówicie?! Podejrzewaliście?! I nic mi nie powiedzieliście?! Co z was za przyjaciele?! - zapytał udając oburzonego.

- Przestań Łapo, wiemy, że naprawdę nie jesteś na nas zły - powiedział Peter przewracając oczami.

- Nie... Jestem zły na siebie. Za to, że wcześniej tego nie zauważyłem - przyznał niechętnie.

- To moja wina, nie powinnam była brnąć w kłamstwo Lily - powiedziała Hermiona ze wstydem. James pokręcił głową.

- To przeszłość. Nie wiem jak wy, ale ja wolę się skupić na przyszłości - powiedział pewnym siebie głosem - Na przyszłości z tobą - dodał szeptem Hermionie do ucha.

*****

- I tak to się skończyło. Wygraliśmy wojnę, a James mi wybaczył. Jesteśmy razem już prawie rok. Wydaję mi się, że niedługo się oświadczy. Znalazłam pierścionek w jego szatach, gdy je odwieszałam. No i Syriusz nie potrafi dochować tajemnicy. Wywarł na mnie obietnicę, że zostanie chrzestnym naszego dziecka. Nie to, że jestem w ciąży! Na to za wcześnie. Dopiero co dostałam pracę jako nauczycielka eliksirów w Hogwarcie. Ale może kiedyś... - Hermiona uśmiechnęła się delikatnie, kładąc kwiaty na grobie matki - Bardzo za tobą tęsknię, mamo. I przepraszam, że dopiero teraz przychodzę. Wcześniej nie byłam w stanie... James chciał przyjść ze mną, ale czułam, że muszę zrobić to sama. Ale obiecuję, że następnym razem go przyprowadzę - powiedziała i westchnęła cicho - Polubiłabyś go. Jest naprawdę cudowny. Dba o mnie, jak nikt inny. Jest opiekuńczy, troskliwy, a jednocześnie daje mi swobodę, jakiej potrzebuję. Kocham go, równie mocno, jak ty kochałaś tatę. I w końcu cię zrozumiałam. Ja też czekałabym na Jamesa w nieskończoność - szepnęła zamyślona.

- Ale nie powinnaś tego robić - Hermiona wstała szybko odwracając się i patrząc na ojca, który stał niedaleko niej z kwiatami w ręku. - Byłem głupcem, że nie odszedłem wcześniej do twojej matki, Hermiona. I przez swoją głupotę straciłem i ciebie - dodał smutny, podchodząc i kładąc bukiet świeżych kwiatów do wazonu. 

- Nie wiedziałam, że tu przychodzisz - powiedziała niepewnie, przyglądając się mu. Nie widzieli się od czasu pogrzebu jej mamy. 

- Przychodzę tu codziennie - uśmiechnął się delikatnie, patrząc na córkę - Odszedłem od Rose.. Lily jest na mnie zła, ale mam nadzieję, że w końcu mi wybaczy. Petunia mnie zaskoczyła. Powiedziała, że rozumie i nawet o ciebie pytała. Chyba chce naprawić stosunki z tobą... I ja też tego pragnę. Kocham cię skarbie i tęsknie za tobą. Daj mi drugą szansę - poprosił podchodząc do niej. Hermiona przygryzła niepewnie wargę i wtuliła się w niego mocno.

- Tęskniłam za tobą, tato - przyznała cicho, a Tom odetchnął tuląc ją mocno do siebie.

- Nie bardziej niż ja, skarbie - uśmiechnął się zerkając na grób Emilii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz