16 cze 2016

7. Nić porozumienia? [HG/BZ]

Wiem, że miniaturka jest bardzo krótka i tak właściwie o niczym, ale obiecałam, że pojawi się w tym tygodniu i chciałam dotrzymać słowa. Zresztą, to moje pierwsze Blamione, więc nawet nie wiedziałam, jak rozwinąć ich historię, inaczej to sobie wyobrażałam, ale pisząc jakoś tak zmieniłam tor myślenia :)
__________

Stała zagubiona nie wiedząc co zrobić. Rodzice w trosce o jej bezpieczeństwo wsiedli z nią do pociągu i znaleźli dla niej wolny przedział. Niestety, jak tylko pociąg ruszył, starsi uczniowie ją z niego przegonili. Jedyne co usłyszała z ich rozmowy to „Oby nie trafiły nam się w tym roku takie herlaki w Slytherinie”.
- A więc to byli ślizgoni – pomyślała stojąc z ciężkim kufrem na korytarzu w pociągu. Czytała, że uczniowie tego domu są zarozumiali, a ona miała pecha trafić na nich już w pociągu do szkoły, o której dowiedziała się miesiąc temu. Do niedawna była zwykłą dziewczynką, aż dostała list wyjaśniający, że jest czarownicą. Była zaszokowana, ale szczęśliwa. Jej rodzice podchodzili do tego sceptycznie, uważając to za kawał. Dziwił ich list przyniesiony przez sowę, ale to było za mało, by uwierzyli w jego znaczenie. Dlatego tydzień później do jej domu zapukał stary mężczyzna z długą brodą. Albus Dumbledore, jeden z najpotężniejszych czarodziei, którzy kiedykolwiek istnieli, jak przeczytała później. Wyjaśnił wszystko jej rodzicom, demonstrując przy tym swoje umiejętności. I tak oto jest. Pierwszoroczna Hermiona Granger, która nigdy nie potrafiła znaleźć swojego miejsca w świecie. Tym razem wyrażenie to było dosadne. Wszystkie przedziały, do których wchodziła były zajęte. Nie tak wyobrażała sobie początek tej magicznej przygody.
- Na co komu przedział, poczekam tutaj – westchnęła sama do siebie stawiając kufer i usiadła na nim. Często mówiła sama do siebie, ponieważ nie miała za wielu przyjaciół. A właściwie nie miała ich wcale. Jej cały świat to książki, książki i jeszcze więcej książek. To nie tak, że była kujonką. Po prostu nie lubiła nie wiedzieć.
- Musiałaś usiąść tak w przejściu? Od tego są przedziały – powiedział chłopiec w jej wieku wychodząc z przedziału i chcąc przejść do wózka ze słodyczami.
- Przepraszam – powiedziała czerwieniąc się i wstała robiąc mu miejsce, aby przeszedł. Uniósł jedną brew przyglądając się jej, ale nie odezwał się przechodząc bez słowa i podchodząc do starszej kobiety.
- Jedną czekoladową żabę poproszę – powiedział płacąc. Czekając na resztę obejrzał się i zdziwił widząc, że dziewczynka wciąż siedzi na kufrze w korytarzu.
- Twoja reszta kochanieńki – powiedziała uprzejmie kobieta wręczając mu pieniądze.
- Jednak poproszę jeszcze jedną czekoladową żabę – powiedział płacąc za drugą, wziął łakocie i poszedł w drogę powrotną do swojego przedziału. Dziewczynka widząc go wstała od razu robiąc mu miejsce.
- Wiesz, to może być uciążliwe ustępować miejsca każdemu kto będzie chciał przejść. Nie wspominając o tym, że w przedziale jest wygodniej – powiedział uśmiechając się pod nosem.
- Nie mogłam znaleźć żadnego wolnego przedziału – przyznała patrząc z zaciekawieniem na słodycze jakie trzymał.
- Chodź. Siedzę sam w przedziale – powiedział biorąc jej kufer. Dziewczynka zdziwiona udała się za nim.
- Dziękuje. Nazywam się Hermiona Granger – powiedziała przemądrzałym tonem, na który chłopak zaśmiał się cicho.
- Miło mi cię poznać Herm. Jestem Blaise Zabini – powiedział wyciągając do niej rękę.
- Czemu mówisz do mnie Herm? – zapytała Hermiona krzywiąc się nieznacznie, ale podała mu rękę ściskając ją.
- A nie to jest zdrobnienie od „Hermiona”? – zapytał zadowolony siadając naprzeciw niej.
- Tak, ale jak już to wolę Miona – powiedziała karcącym tonem, na który Blaise znowu się głośno zaśmiał. Zdecydowanie nie brzmiała na swój wiek. Hermiona zmarszczyła czoło patrząc na niego niezrozumiale.
- Z czego ty się wciąż tak śmiejesz? – zapytała, a Zabini zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Z ciebie – przyznał rozbawiony. Granger zaczerwieniła się ze złości i oburzenia.
- Palant – warknęła odwracając głowę do okna. Blaise nie przejmując się tym uśmiechnął się wyciągając do niej czekoladową żabę.
- W geście pojednania, od palanta – powiedział rozbawiony. Hermiona chciała gniewać się dalej, ale to był pierwszy magiczny smakołyk jaki widziała, więc udobruchana przyjęła ją otwierając. Zamrugała zdziwiona widząc żabę z czekolady, która już po chwili wyskoczyła przez okno.
- Słaby refleks – zaśmiał się Blaise, który swoją żabę już zjadł.
- Czy ty lubisz mnie obrażać Blaisie Zabini? – zapytała nie wiedząc czy krzyczeć na chłopaka czy się śmiać razem z nim.
- Lubię cię denerwować. Wybacz, już przestaje – powiedział z uśmiechem Hermiona odwzajemniła uśmiech. Nie wiedząc nawet kiedy pogrążyli się w rozmowie. Droga do szkoły minęła im w wesołej atmosferze. Hermiona pierwszy raz dobrze się bawiła z rówieśnikiem. Całą drogę nie zajrzała do książki.
******
Nie zdziwiła się widząc, że jej kolega trafił do Slytherinu, chociaż miała nadzieję, że jednak zostanie Gryfonem. Tak jak ona.
- Trudno, inne domy, ale wciąż możemy się przyjaźnić – pomyślała uśmiechając się kiedy zauważyła, że do niej macha zadowolony ze swojego stołu. Odmachała mu i wzięła za jedzenie. Skrzywiła się obserwując obcego jej rudzielca, który jadł plując na cały stół. Spojrzała bezradnie na przyjaciela poznanego w pociągu, Zabini wciąż się jej przyglądał i zaśmiał widząc jej zniesmaczoną minę. Rozejrzał się, a widząc, że nikt nie zwraca uwagi wskazał dyskretnie głową na dziewczynę siedzącą obok niego, która wciąż coś paplała i ziewnął ostentacyjnie. Hermiona zaśmiała się cicho, a Blaise puścił się oczko. Tak. Oni zdecydowanie zostaną dobrymi przyjaciółmi.
******
Nie widziała się z Blaisem przez tydzień, jedynie na lekcjach. Zarówno ona jak i on szukali znajomych we własnych domach. Hermiona o dziwo zaprzyjaźniła się z rudzielcem, który pluł na cały stół. Jak się okazało, nazywa się Ronald Weasley. Drugim jej przyjacielem został Harry Potter. Sławny Chłopiec-Który-Przeżył. Mimo to nie równali się oni z Zabinim, z którym złapała nić porozumienia. Blaise za to zaprzyjaźnił się z Draconem Malfoyem. Chłopak był uznawany za księcia Slytherinu, więc taka przyjaźń wychodziła mu na korzyść. Jak się później okazało, wiele ich łączyło. Szczególnie zamiłowanie do quidditcha. Nie żałował zawarcia tej przyjaźni, bo naprawdę polubił tego tlenionego narcyza. Do ich dwójki przykleiła się Pansy Parkinson, czyli dziewczyna, która tak paplała na Uczcie Powitalnej. Mimo zawarcia nowych przyjaźni, tęsknił za Hermioną.
- Patrz Diable, bliznowaty ze świtą – zakpił Dracon zatrzymując zamyślonego Blaisa. Zabini spojrzał na Pottera, który szedł śmiejąc się z Hermioną i rudzielcem, którego imienia nie zapamiętał.
- Co z tego? – zapytał Blaise przenosząc spojrzenie na Dracona. Malfoy nie odpowiedział stając trójce Gryfonów na drodze. Blaise zdziwiony poszedł za nim.
- Proszę, proszę. Potter w towarzystwie szlamy i zdrajcy krwi – powiedział ze złośliwym uśmiechem. Blaise skamieniał słysząc jak Draco nazwał Hermionę. Nie miał pojęcia, że Granger jest nieczystej krwi. Oczy Hermiony ciskały w młodego Malfoya błyskawice. Zacisnęła pięści starając się nie uderzyć chłopaka.
- Odwołaj to ty wstrętny, zadufany, oślizgły wężu – wysyczał Harry. Draco zaśmiał się niewzruszony.
- Bo co? Twoja świta mnie zaatakuje? Dziewczyna rzuci szlamem, a rudy wybuchnie? Bo bardziej czerwony być chyba nie może – zaśmiał się niewzruszony. Harry musiał przytrzymać Rona, który chciał się rzucić na Dracona. Sam miał taką ochotę, ale nie chciał zostać wyrzucony ze szkoły i to po pierwszym tygodniu nauki. Hermiona spojrzała na Blaisa. Myślała, że stanie w jej obronie. Albo chociaż poprosi Dracona, żeby przestał. Jednak Zabini odwrócił tchórzliwie wzrok nie patrząc na nikogo. Zabolało. Ich oboje zabolało to co się stało. Hermiona cierpiała z powodu zdrady przyjaciela. Blaise cierpiał z powodu nie wstawienia się za swoją przyjaciółkę.
- Chodźmy. Oni nie są nic warci – szepnęła. Blaise drgnął słysząc, że nie mówiła tylko o Malfoyu, ale też o nim. Zanim zdążył coś powiedzieć trójka Gryfonów oddalała się już w stronę błoni.
******
Ich krótka przyjaźń zakończyła się z dniem, kiedy Blaise nie stanął w obronie Hermiony. Przez kolejne lata traktowali się jak powietrze. Blaise nie uczestniczył w natarciach Malfoya na Złotą Trójcę, a Hermiona obrzucała błotem tylko Dracona, kompletnie ignorując Blaisa. Wydawać by się mogło, że oboje zapomnieli o przyjaźni, jaka kiełkowała na ich pierwszym roku, a o której nikt prócz ich nie wiedział. Oni jednak pamiętali o tym jacy byli dla siebie, gdy nie wiedzieli jeszcze, że dzieli ich status krwi i należą do wrogich sobie domów.
Wszyscy świętowali zakończenie wojny. Skończyli szkołę bez egzaminów ze względu na to, że pod koniec roku miała miejsce bitwa. Teraz każdy świętował w Wielkiej Sali zabicie Voldemorta. Hermiona stała na błoniach nie mogąc uwierzyć, że to koniec.
- To jest nie w porządku – szepnęła patrząc na jezioro.
- Co takiego? – zapytał Blaise podchodząc do niej. Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana. Nie mogła uwierzyć, że odezwał się do niej. Z drugiej strony, dopiero co uszli z życiem.
- To. Wszyscy się bawią, a przecież tyle osób straciło życie – powiedziała wskazując na zamek. Blaise wzruszył ramionami stając obok niej.
- Cieszą się, że żyją. Opłakiwać będą jutro – powiedział zamyślony.
- Pewnie masz racje Zabini – szepnęła spuszczając głowę.
- Kiedyś mówiłaś do mnie po imieniu – powiedział uśmiechając się smutno. Granger pokręciła głową.
- Nie zaczynaj tego tematu – poprosiła odchodząc. Blaise widząc to złapał ją za dłoń.
- Chcę porozmawiać o tym co było kiedyś –powiedział z nadzieją, że go wysłucha, ale Hermiona tylko wyrwała swoją rękę z jego uścisku.
- Ale ja nie chcę. Mam dość oglądania się za siebie. Chcę patrzeć w przyszłość Zabini. Chcę zapomnieć o tym co było i już nigdy do tego nie wracać. I chcę pozbyć się tego bólu, który ściska mi serce za każdym razem kiedy pomyślę o tym ile osób straciło życie w tej bezsensownej wojnie. Chcę zapomnieć, rozumiesz?! – zapytała ostro ze łzami w oczach. Blaise zdziwiony kiwnął głową. Hermiona podeszła do niego opierając swoją głowę o jego ramię.
- Chcę zapomnieć. Pomóż mi zapomnieć, choć na chwilę – szepnęła.
- Miona.. – powiedział cicho, nie wiedząc co ta zamierza. Granger nie dała mu nic więcej powiedzieć i pocałowała go delikatnie.
- Pomóż mi – wyszeptała dotykając jego policzka. Blaise zamknął oczy dając jej ciche pozwolenie na pocałunki, którymi obdarowywała jego usta i szyję. Położył dłonie na jej plecach tuląc ją do siebie i wdychając jej kuszący zapach. Nie przejmował się tym, że znajdują się na błoniach. Zaczął biernie oddawać jej pieszczoty, ściągając z niej szatę. Zadrżała pod wpływem wieczornego wietrzyku, który uderzył w jej nagą skórę. Nie przejmując się jednak zimnem rozpięła szaty Blaisa i ściągnęła mu je, po czym objęła go za szyje. Blaise złapał ją za biodra cicho wzdychając w jej ustach i podniósł ją. Zrozumiała go bez słów oplatając go swoimi nogami w pasie. Przeszedł kawałek dalej, aby ukryć się przed ciekawskimi spojrzeniami, które w każdej chwili mogli napotkać i położył ją na wilgotnej trawie. Leżał na niej patrząc jej w oczy. Oboje cicho dyszeli przyglądając się sobie, jakby szukając pozwolenia na dalszy krok. Hermiona dała mu je, ściągając z niego ostatnią część jego garderoby, jaką były bokserki. Wiedziała, że nie był nowicjuszem, tak samo jak on był pewny, że miał zostać jej pierwszym. Przejechał dłonią od jej policzka przez szyje, ramie, aż do kształtnych piersi. Wstrzymała oddech zamykając oczy z zawstydzenia kiedy ściągał jej stanik.
- Hej – szepnął dotykając jej podbródka kiedy już odrzucił jej stanik na bok. Hermiona otworzyła oczy patrząc na niego z rumieńcami – Nie zamykaj oczu. Jesteś piękna – powiedział cicho. Nie mogła poradzić nic na to, że wyczuła w jego głosie szczerość, dzięki której nie tylko poczuła się piękniejsza, ale i pewniejsza siebie. Jęknęła, gdy zjechał pocałunkami niżej i wplotła dłonie w jego włosy, gdy zębami zdejmował z niej ostatnią część garderoby. Pocałunkami zaczął obdarowywać jej wewnętrzną część uda, dłońmi pieścił jej piersi, wyginała się w łuk, chcąc poczuć go bliżej siebie. Chcąc go poczuć już w sobie.
- Blaise – szepnęła z oczekiwaniu, przygryzając wargę z rozkoszy, gdy pocałunkami doszedł do jej najwrażliwszej części ciała. Spijał z niej soki, które były dowodem tego, jak bardzo była w tym momencie podniecona. Zaprzestał, gdy wyczuł, że była u kresu. Jęknęła sfrustrowana, na co posłał jej szelmowski uśmiech i pocałował ją delikatnie, dzięki czemu mogła poczuć jak smakuje. Oplotła go nogami w pasie, przyciągając do siebie bliżej. Złapał w dłoń swoją męskość wcelowując na wejście do jej kobiecości.
- Jesteś pewna? – zapytał cicho, przerywając pocałunek. Z przyspieszonym oddechem kiwnęła głową, niezdolna do wypowiedzenia choćby słowa. Krótki krzyk wyrwał się jej z piersi, gdy Blaise wszedł w nią powoli i przebił się przez jej błonę dziewiczą. Pocałunkami scałował pojedynczą łzę, która spłynęła po jej policzku i przez chwilę nie ruszał się, aby dać jej czas do oswojenia się z nim. Zacisnęła dłonie na jego włosach delikatnie je ciągnąc, ale nie zwrócił na to uwagi, przypatrując dokładnie wyrazowi jej twarzy, który z każdą chwilą odprężał się dając mu tym samym zielone światło na ciąg dalszy. Pocałował ją, poruszając się w niej powoli. Nigdy nie był czułym i romantycznym kochankiem, ale z Hermioną było inaczej. Wyzwalała w nim to co najlepsze. Zawsze tak było. Kochali się  w blasku księżyca, zapominając w swoich ramionach o wszelakich troskach i zmartwieniach. Kiedy skończyli leżeli koło siebie patrząc w niebo. Nie wiedzieli czemu to zrobili. Ich początki przyjaźni miały miejsce siedem lat temu. Trwało to jakiś tydzień. Od tamtej chwili byli dla siebie powietrzem. A jednak ta nić porozumienia zawarta już w pociągu nie została zerwana przez te wszystkie lata.
- Muszę iść – szepnęła wstając i ubierając się. Spojrzał na nią nic nie mówiąc, kiwnął jedynie głową na znak zrozumienia. Pomógł jej zapomnieć. Przecież tylko o to jej chodziło.
- Żegnaj Blaise – szepnęła kucając przy nim i muskając swoimi ustami jego wargi. Było to tak delikatne, że nie miał pewności czy ich usta naprawdę się spotkały.
- Żegnaj Hermiono – szepnął patrząc jej w oczy. Uśmiechnęli się do siebie, po czym Hermiona odeszła zostawiając Blaisa samego.
******
Spotkali się trzy lata później na ślubie Hermiony. Blaise był zdziwiony tym, że go zaprosiła. Nie rozmawiali ze sobą od ich chwili uniesienia na błoniach w noc po Wielkiej Bitwie. Nie mógł uwierzyć, że wychodzi za mąż. Patrzył na radosne twarze gości, którzy zasiadali na krzesłach w ogrodzie. Widział głupkowaty uśmiech tego rudzielca, którego imienia nigdy nie mógł zapamiętać. Widział jak jego anioł idzie do ołtarza. Dlaczego wyczuł, że ona nie chce tego robić? Miała na twarzy śliczny uśmiech, który jednak wydał mu się wymuszony. Jej oczy świeciły blaskiem, ale miał wrażenie, że to nie szczęście z nich bije, lecz panika, przerażenie, rozpacz. Ale przecież tylko mu się wydawało, prawda? Inaczej nie wychodziłaby za mąż. Ceremonia rozpoczęła się w momencie kiedy już chciał podejść do Hermiony, co jednak nie było mu dane. Stanął więc na końcu patrząc na scenę rozgrywającą się przy tym prowizorycznie zrobionym ołtarzu. Gdy usłyszał radosne „Tak” z ust rudowłosego pomyślał tylko „Zakichany szczęściarz”. A przecież to on mógł być na jego miejscu. Gdy Hermiona miała odpowiedzieć chciał zapaść się pod ziemie, aby nie słyszeć tego okropnego słowa. Zamiast jednak odpowiedzieć zaczęła rozglądać się po przybyłych gościach. Wyłapał jej spojrzenie, które zatrzymało się na nim. Nie miał wątpliwości, że zaszlochała, mimo że stał daleko od niej. Ksiądz ponowił pytanie.
- Nie – szepnął Blaise – Odpowiedz nie – poprosił błagalnie, wciąż patrząc jej w oczy. Goście zaczęli oglądać się do tyłu, podobnie jak Pan Młody, kiedy Hermiona nie odpowiedziała wciąż patrząc na młodego Zabiniego. Nie przejmowali się tym jednak. Wpatrywali się w siebie ignorując to co ich otacza. Zupełnie tak jak trzy lata wcześniej. Znowu nie miała pojęcia co skłoniło ją do tak drastycznego kroku, ale odsunęła się od Rona i zaczęła iść w stronę Blaisa. Nie słyszała szeptów gości tylko bicie własnego serce. Zatrzymała się przed nim, nie patrząc mu jednak w oczy. Patrzyła przed siebie, na jego klatkę piersiową, dokąd mu sięgała. Uśmiechnął się łapiąc ją za podbródek i podnosząc jej głowę do góry, aby ich spojrzenia się spotkały.
- Nie wyjdziesz za niego – szepnął z uśmiechem.
- Wiem – powiedziała równie cicho, uśmiechając się delikatnie.
- Chciałaś zrobić mi na złość – droczył się z nią, nie mogąc się oprzeć, pomimo sytuacji w jakiej się znaleźli.
- Nie. Chciałam, żebyś mnie wtedy zatrzymał – szepnęła zbijając go z tropu – Chciałam, żebyś mnie odnalazł, kiedy mnie nie zatrzymałeś. Ale milczałeś, więc to ja znalazłam ciebie. Zaprosiłam cię, bo chciałam, żebyś powstrzymał mnie od poślubienia niewłaściwego mężczyzny. Ale tego też nie zrobiłeś, więc zaczęłam wątpić. Może to co między nami zaszło nie znaczyło dla ciebie nic i przeraziłam się – zaszlochała, więc przytulił ją do siebie mocno.
- Nie odzywałem się ze wstydu. Przez tyle lat cię unikałem, bo byłem po prostu idiotą. Nie zasługiwałem na ciebie. Na Merlina, wciąż nie zasługuję! Ale cię kocham. Nie wiem jakim cudem, ale skradłaś moje serce już w wieku jedenastu lat. Nie rozumiałem wtedy co to miłość – powiedział zatapiając twarz w jej włosach.
- Można kochać kogoś kogo się prawie nie zna? – zapytała zaciskając dłonie na jego koszuli na plecach. Uśmiechnął się pod nosem słysząc jej pytanie. Zawsze ciekawska Granger.
- Wiem o tobie to, co powinienem. Wiem, że jesteś niezwykle inteligentna. Wiem, że za przyjaciół oddałabyś życie. Wiem, że uwielbiasz egzaminy, jeden Merlin wie dlaczego – zaśmiał się, za co uderzyła go oburzona w ramie – Wiem, że mnie kochasz i to cię przeraża, ale to nic, bo ja będę przy tobie. Zawsze – powiedział cicho. Podniosła głowę patrząc na niego zamyślona.
- Też wiem o tobie parę rzeczy – szepnęła – Wiem, że uwielbiasz czekoladowe żaby. Wiem, że lubisz naukę, ale nie przyznałbyś się do tego za nic w świecie. Wiem, że nie przeszkadza ci status krwi, po prostu tak zostałeś wychowany. Wiem, że chciałeś mnie wtedy zatrzymać. I wiem też, że mnie kochasz tak jak ja ciebie – powiedziała całując go czule.
- Twoje informacje są poprawne – zamruczał, czym wywołał w niej cichy śmiech.
- Hermiona co to ma znaczyć? Ty i Zabini?! – krzyknął Ron podchodząc.
- Hola Robbie, grzeczniej do mojej narzeczonej – powiedział ostro Blaise.
- Narzeczonej ? –zapytała zaskoczona Hermiona ignorując mamrotania Rona „Jaki Robbie?”.
- Po co taka piękna suknia ma się zmarnować? – uśmiechnął się łobuzersko, całując ją w policzek – Te, ksiądz! Zaczynaj od początku, byle szybko! Nie chcę, żeby się rozmyśliła! – krzyknął do księdza. Harry pociągnął zdezorientowanego Rona na krzesło, a Hermiona zaśmiała się głośno. Goście zdziwieni zamianą nie poruszyli się, tylko przyglądali się ponownej ceremonii. Tym razem uśmiech Hermiony był szczery, a z oczu bił blask szczęścia.
- Tym razem nie dam ci odejść pani Zabini - szepnął jej w usta, gdy ksiądz zezwolił na pocałunek.
- Tym razem nigdzie się nie wybieram Blaise – szepnęła całując go. Dopiero teraz zrozumieli, że to co czuli to nie była nić porozumienia, tylko miłość, której tyle czasu się wypierali. Ale z tym już koniec. Już nigdy nie będą wypierać się swoich uczuć. Już nigdy nie pomylą miłości z porozumieniem. I już nigdy się nie rozstaną.

2 komentarze:

  1. Kolejna suodka miniaturka *.* już się bałam, że źle się skończy, ale jednak ;P Życzę duuuużo weny do dalszego pisania i wiele pomysłów :D i więcej Dramione (i Lucmione) ^^
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Nie powiem, żeby ta para jakoś szczególnie do mnie przemawiała.
    Większa część miniaturki jest w porządku, ale (przepraszam, że zawsze mam jakieś "ale" ;d) ostatni fragment nie jest zbyt przekonujący. Ślub to poważna sprawa i o ile mogę zaakceptować to, że Hermiona powiedziała Ronowi "nie" to wykluczam opcję, w której od razu wychodzi za innego mężczyznę. To zbyt nieczułe, nie sądzisz? Dodaj do tego fakt, że Ron na pewno musiał ją kochać, inaczej by się jej nie oświadczył, prawda?
    Nie bierz tego do siebie, ostatnio cały czas narzekam... Pomysł był ciekawy, tylko za bardzo uprościłaś koniec.
    Pozdrawiam, Monemi.

    OdpowiedzUsuń