Wczoraj dodałam miniaturkę Hermiona Granger & Syriusz
Black, dziś dodaję następną. Jestem z siebie naprawdę dumna, po tak długiej
nieobecności, nie będę ukrywać ;D
Nie wiem jak ludzie kreują postać Theodora Notta. Czytałam
jedną, może dwie miniaturki z nim w roli głównej i nic z nich nie pamiętam,
więc miałam tu szerokie pole do popisu. Mogłam sobie ukształtować jego
charakter jak tylko chcę. I pewnie ktoś może być niezadowolony, ale właśnie
takiego Theo sobie wyobraziłam.
Zapraszam do czytania :)
__________
Zaciskała mocno dłonie na oparciach fotela. Patrzyła na
dyrektora starając się ukryć niepewność i strach, jaki w niej wywołał, ale
wiedziała, że jej się to nie udało.
Mogła przysiąc, że mógł dostrzec jak bardzo była przerażona. Nie
spuszczał z niej uważnego spojrzenia.
- Jeśli nie czuje się pani na siłach, panno Granger, to nie
musi pani tego robić. Powierzę to zadanie komu innemu – powiedział. Pokręciła
od razu głową. Na myśl, że to zadanie mógł dostać Ron czy Harry, robiło się jej
niedobrze.
- Nie, panie profesorze. Zajmę się tym. Nie rozumiem tylko
dlaczego powierza pan tego typu zadanie uczennicy, a nie komuś doświadczonemu z
Zakonu Feniksa – powiedziała, dumna z tego, iż nie zadrżał jej głos.
- Chcę, aby wiedziało o tym jak najmniej osób, więc bezpiecznie
jest powierzyć to zadanie komuś wewnątrz, kto może zająć się tą prostą, jak i
trudniejszą częścią. Osoba spoza zamku mogłaby wzbudzić podejrzenia –
powiedział szczerze.
- Zajmę się tym jak najszybciej – powiedziała wstając.
- Wiedziałem, że mogę na panią liczyć – powiedział
uśmiechając się delikatnie. Nie odwzajemniła uśmiechu, nie była w stanie.
Zamiast tego skinęła mu delikatnie głową, pożegnała się i jak najprędzej wyszła
z jego gabinetu.
- Malfoy to gnida, ale nie zasłużył na śmierć. Ja nie mogę..
Nie mogę… - szeptała idąc do siebie roztrzęsiona. Jednak jeśli przypuszczenia
dyrektora są poprawne, nie będzie miała wyboru.
- Gadasz sama do siebie Granger? – zakpił Draco wychodząc
zza rogu. Zatrzymała się raptownie, przyglądając mu. Był przystojny, przez
pewien czas nawet fantazjowała, że zmienia się, zakochuje w niej. Fantazje
małej dziewczynki, których szybko się pozbyła. Draco był osobą nieczułą,
dręczącą innych. Ale był człowiekiem, miał rodzinę.
- Ogłuchłaś? – zapytał zirytowany brakiem odpowiedzi.
Zamrugała szybko, wyrwana z zamyślenia.
- Co? – zapytała odruchowo, nie wiedząc o czym mówił
- Draco daj spokój tej szlamie i chodźmy na trening –
powiedział Theodor Nott podchodząc do Malfoya wraz z Blaisem Zabinim. Hermiona
skrzywiła się słysząc jak ją nazwał. Wiadomym było, że Złota Trójca Hogwartu
toczy wojnę z synem Lucjusza Malfoya, Draconem Malfoyem. Theodor i Blaise nigdy
nie brali udziału w ich sprzeczkach, dlatego też zdziwiła się jak nazwał ją
przyjaciel Malfoya.
- Uważaj na słowa Nott –powiedziała chłodno. Spojrzał na nią
obojętnie.
- Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić. A już na pewno nie
ty. Nie ośmieszaj się więc i zejdź nam z drogi – powiedział spokojnym tonem,
który był jednak bardziej przerażający od wrzasku.
- To ty się ośmieszasz używając takich słów jak „szlama” –
powiedziała chłodno, odchodząc. Theodor spojrzał za nią katem oka.
- Czemu się wtrąciłeś Theo? – warknął Draco, kiedy Hermiona
zniknęła za rogiem.
- Bo ty ciągnąłbyś to w nieskończoność, a ja nie mam zamiaru
opuszczać trening z powodu osoby pokroju Granger – odpowiedział, wciąż
spokojnym tonem, w którym jednak dało się wyczuć nutkę grozy. Blaise patrzył na
nich, zauważając, jak w oczach Dracona, na jedną krótką chwilę, zagościł
strach. Theo mało kiedy się odzywał, nie udzielał się też na lekcjach. Od
pierwszego roku starał się nie wychylać, był spokojną osobą, chociaż
przerażającą. Nie musiał nic robić, jego głos i oczy robiły wszystko za niego.
Nawet Draco i Blaise, pomimo tego, że się z nim przyjaźnili, często bali się
Notta.
- Dobrze już, chodźmy – powiedział Draco odwracając szybko
głowę i idąc do wyjścia z zamku. Blaise spojrzał na Theodora spodziewając się
zobaczyć na jego ustach chociaż cień uśmiechu. On jednak wciąż był obojętny,
chłodny i nieprzystępny.
******
Wrócił z treningu wieczorem i od razu udał się pod prysznic,
po czym ubrał się. Będąc już w swoim pokoju usiadł na łóżku zamyślony i
spojrzał przez okno. Było już ciemno, a on był zmęczony po treningu. Wziął ze stoliczka list, który dostał od
ojca, i przeczytał go po raz kolejny tego dnia. Żadnych pytań co u niego
słychać, żadnych życzeń na nowy rok szkolny. Jedyne o czym pisał to żeby nie
zawalił zadania powierzonego mu przez samego Czarnego Pana. Zadanie było
banalnie proste tylko jego wykonanie mogło zająć więcej czasu, ale mimo to
ojciec mu nie ufał, nie wierzył, że sobie poradzi. Nie było to dla niego coś
nowego. Ojciec nigdy się nim nie interesował. Był jedną z jego ozdób, trofeów.
W końcu wiadomym było, że arystokrata musi mieć majątek, piękną żonę i syna.
Dziedzica. Nie przeszkadzało mu to. Nie czuł potrzeby miłości. Nawet w nią nie
wierzył. Przyjaźń też wydawała mu się fałszywa. Wierzył za to w przywiązanie i
głupotę ludzi, którzy mylą to uczucie z czymś głębszym, mitycznym. Wziął
różdżkę i podpalił list, po czym położył się do łóżka patrząc w sufit, aż
wreszcie zasnął.
******
Musiała zbliżyć się do Malfoya, ale nie miała pomysłu jak
tego dokonać. Nienawidzili się od lat, brzydził się nią. Jedyne co jej
pozostawało to peleryna niewidka. Pożyczyła ją od Harrego, kłamiąc, że chce
wziąć jedną z ksiąg zakazanych. Pożyczył jej pelerynę bez żadnych zbędnych
pytań i dołączył do tego Mapę Huncwotów. Często zdarzało się, że Hermione
interesował temat, który mógł być zawarty tylko w książce znajdującej się w
Dziale Ksiąg Zakazanych. Bez problemu dostała się do Pokoju Wspólnego
Ślizgonów, jako Prefekt Naczelna znała hasło. Znalezienie dormitorium Dracona
również nie było specjalnie trudne. Rzuciła na drzwi zaklęcie niewidzialności.
W pokoju znajdował się Draco, Blaise i Theodore. Nie miała jak dostać się do
środka niezauważona. Przygryzła z frustracji dolną wargę. Postanowiła, że
poczeka, aż wyjdą z dormitorium Malfoya. Oparła się o ścianę koło drzwi,
pilnując, aby przechodzący ślizgoni nie wyczuli jej obecności. Kiedy miała już
się poddać i wrócić innego dnia, trójka ślizgonów opuściła pokój Draco.
- Nareszcie –
pomyślała i zamarła widząc, że Theodore przystanął tuż obok niej patrząc wprost
na nią. Ale nie mógł jej widzieć, to było niemożliwe.
- Idziesz Theo? – zapytał Blaise odwracając się do niego.
- Tak, idę – odpowiedział mrużąc oczy podejrzliwie i poszedł
za Blaisem i Draco. Hermiona wypuściła powietrze, które wstrzymywała i weszła
szybko do dormitorium Malfoya zamykając je.
- Było blisko – szepnęła, wyciszyła pokój i zdjęła z siebie
pelerynę niewidkę, którą zmniejszyła i schowała do kieszeni – To musi gdzieś tu być – pomyślała
przeszukując szybko jego szafę. Zaabsorbowana nie zwróciła uwagi na to, że ktoś
złamał jej zaklęcie i wszedł do środka.
- Można wiedzieć czego tu szukasz? – zapytał Nott wchodząc i
zamykając za sobą drzwi. Zastygła w bezruchu, bojąc się odwrócić w jego stronę.
- Szukałam Malfoya – powiedziała starając się przybrać pewny
siebie głos.
- W jego szafie? Daj spokój, stać cię na więcej. W końcu
jesteś jedną z najmądrzejszych uczennic w szkole – powiedział podchodząc do
niej. Zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła się do niego.
- Nie ma Malfoya, więc idę. Nie musisz powtarzać nikomu
tego, co tu zobaczyłeś – powiedziała chcąc szybko wyjść. Złapał ją boleśnie za
ramię, aż cicho syknęła zatrzymując się obok niego.
- Chyba nie myślałaś, że tak po prostu cię stąd wypuszczę?
Mów czego tu szukałaś – wysyczał jej do ucha
- Bo inaczej co? – zapytała, podnosząc buntowniczo głowę do
góry, aby spojrzeć mu w oczy. Jej serce biło w szaleńczym rytmie, ale nie
okazywała strachu przed nim.
- Nie każ mi być niemiłym – powiedział mocniej ściskając jej
ramię. Skrzywiła się, ale nie wydała żadnego dźwięku bólu.
- Mam rozumieć, że teraz jesteś przykładnym gentelmanem? –
zapytała starając się mu wyrwać, ale był silniejszy.
- Teraz jestem spokojny, nie chciałabyś zobaczyć na co mnie
stać – powiedział puszczając ją.
- W ogóle nie mam ochoty cię oglądać. Tknij mnie jeszcze
raz, a pożałujesz – warknęła i ruszyła szybko do drzwi.
- Granger – powiedział nie odwracając się do niej, tylko
patrząc na zawartość szafy. Same ubrania, widać było, że nie znalazła tego,
czego szukała. Zatrzymała się z ręką na klamce, ale również się do niego nie
odwróciła.
- Czego chcesz? – zapytała nie ukrywając wrogości w swoim
głosie.
- Wkradnij się tu jeszcze raz, a cię zabiję – powiedział
spokojnie. Hermiona nie potrafiła powstrzymać wzdrygnięcia strachu. To nie była
pusta groźba, wyczuła, że mówi prawdę. Czym prędzej opuściła dormitorium Malfoya,
a następnie Pokój Wspólny Ślizgonów, pod zaklęciem kameleona.
******
Nie wiedziała co ma robić, nie mogła wrócić do dormitorium
Dracona. Nie pod czujnym okiem Theodora Notta. Nigdy nie zwracała na niego
większej uwagi, nigdy się nie wychylał. Dopiero kiedy przyłapał ją w pokoju
Malfoya, zdała sobie sprawę, jaki jest przerażający.
- Idziecie na śniadanie? – zapytała Harrego i Rona, wstając
z kanapy.
- Zaraz, jak skończymy – powiedział zamyślony Harry patrząc
na szachownicę. Ron zadowolony uśmiechał się z triumfem, wiedząc, że już
wygrał.
- Ok. – westchnęła wychodząc z Pokoju Wspólnego Gryfonów –
Chłopcy – mruknęła idąc do Wielkiej Sali.
- Masz rację, chłopcy. Mężczyznami tych dwóch kretynów
nazwać nie można – zatrzymała się słysząc znajomy głos i odwróciła patrząc na
Notta.
- Nie o to mi chodziło. I nie, nie powiem ci co robiłam w
pokoju Malfoya – warknęła.
- Nie o tym chciałem z tobą rozmawiać. Cóż, po części –
powiedział podchodząc do niej.
- A o czym? – zapytała podejrzliwie.
- Chcesz, abym milczał, ale nie zaoferowałaś nic w zamian –
powiedział wzruszając ramionami.
- O czym ty mówisz? – zapytała zdezorientowana.
- A podobno jesteś inteligentna – westchnął, na co Hermiona zaczerwieniła
się zawstydzona.
- Bo jestem, po prostu nie lubię ślizgońskich podchodów –
wysyczała powstrzymując się przed wyciągnięciem różdżki.
- Mam ostatnio dużo na głowie, nie mam czasu na pisanie
esejów. Ty się tym zajmiesz. A w zamian będę milczał na temat twojego włamania
– zaproponował. Hermiona w pierwszej chwili chciała odmówić, ale wiedziała, że
musi się zgodzić. Malfoy nie mógł nic podejrzewać.
- Zgoda – powiedziała niechętnie. W końcu wiele razy
poprawiała eseje Rona i Harrego, co często równało się z pisaniem ich od nowa.
- Wiedziałem, że jednak masz coś w tej głowie. Dziś
wieczorem w bibliotece, w dziale wróżbiarstwa – powiedział odchodząc.
- Dlaczego tam? Nie mów, że studiujesz ten przedmiot –
powiedziała zniesmaczona Hermiona patrząc za nim. Myśl, że będzie musiała pisać
eseje z wróżbiarstwa, z którego zrezygnowała na trzecim roku, była
zatrważająca.
- Nie, ale tam nikt się nie kręci. Nie chce, żeby mnie z
tobą zobaczono Granger – powiedział zanim zniknął za zakrętem. Hermiona
westchnęła i udała się do Wielkiej Sali. Przynajmniej miała pewność, że będzie
trzymał język za zębami.
******
Kiedy przyszła, Theo już na nią czekał. Usiadła obok niego,
kładąc torbę koło krzesła i patrząc na niego wyczekująco, ale on nawet nie
podniósł głowy znad czytanej właśnie książki. Chrząknęła znacząco, ale to
również nic nie dało.
- Czy ja jestem niewidzialna? – zapytała zirytowana.
Spojrzał za nią na moment i ponownie wrócił do książki.
- Z tą szopą na głowie? Zapewniam cię Granger, że nie. Nie
jesteś niewidzialna – powiedział czytając.
- Więc odłóż w końcu tą książkę i pokaż tematy esejów –
powiedziała wyjmując pióro i pergaminy z torby. Theo westchnął zamykając
książkę i odkładając ją na bok.
- Jesteś cholernie irytująca. Nie wiem jak Potter i Weasley
z tobą wytrzymują, ale zaczynam odczuwać względem nich respekt – powiedział
krzywiąc się delikatnie. Hermiona zarumieniła się robiąc urażoną minę.
- Tak, cóż… Ja przynajmniej jestem w stanie sama napisać
pracę, nie to co ty – warknęła.
- Ja przynajmniej nie wkradam się do czyichś pokoi – odgryzł
się. Hermiona nie mając co na to odpowiedzieć, tylko prychnęła, a jej wzrok
padł na książkę, którą wcześniej czytał.
- „Zaklęcia ochronne, czary maskujące oraz obronne pułapki”?
– zapytała zdziwiona przenosząc wzrok na Theo.
- Brawo, umiesz czytać. To są tematy eseji – powiedział
wręczając jej kartkę.
- Ok, nie jest tak źle – powiedziała czytając to, większość
ich zajęć się pokrywały, więc nie miała problemu ze zrozumieniem tematów. Swoje
eseje już dawno napisała.
- Bierz się do roboty – powiedział wracając do książki.
- Będziesz tu tak siedział? – zapytała patrząc na niego.
- Tylko ten pierwszy raz. Muszę się upewnić, że nie
napiszesz żadnych bzdur, ale nie chcę spędzić tu reszty wieczoru, więc bierz
się w końcu do roboty Granger – powiedział zirytowany.
- Nie odzywaj się tak do mnie – warknęła. Theo zacisnął
dłonie na trzymanej książce. Zawsze był spokojny, ale ona wyprowadzała go z
równowagi.
- Czy tobie nigdy nie zamyka się jadaczka? – zapytał
niezadowolony. Hermiona nic nie odpowiedziała, tylko wzięła się za pisanie
pierwszego eseju. Theo odetchnął i wrócił do książki, co jakiś czas zerkając na
to, co pisze Gryfonka. Hermiona z każdym jego sprawdzeniem krzywiła się coraz
bardziej.
- Możesz w końcu przestać, Nott? – zapytała przez zaciśnięte
zęby. Nikt nie doprowadzał jej do szału tak bardzo, jak on.
- Piszesz moją pracę, nie ma być dobra, ma być nieskazitelna
– powiedział wzruszając ramionami.
- I taka będzie, jak wszystkie prace, które napisałam –
powiedziała pewnie, a Nott parsknął śmiechem. Hermiona spojrzała na niego
niezrozumiale.
- Co? – zapytała patrząc na niego pytająco.
- Nic. Tylko moje prace zawsze były lepsze od twoich –
powiedział wzruszając ramionami. Hermiona zaskoczona zaśmiała się.
- Śnisz. To mnie uważają za najlepszą uczennice – powiedziała
pewnie, biorąc się za pisanie.
- To, że ktoś się nie zgłasza na lekcjach, nie znaczy, że
nic nie potrafi. Moje prace zawsze były perfekcyjne. Do tego stopnia, że
niekiedy pomagałem profesorowi Binnsowi sprawdzać eseje. Szczerze mówiąc
wybitny wystawiałem ci z litości. Często odbiegałaś od tematu, dawałaś mnóstwo
niepotrzebnych informacji, tylko dlatego, że uznawałaś je za ciekawe, twoich
wniosków nigdy nie było, pisałaś o tym, co jest napisane w książce, nigdy o
własnych odczuciach. To były średnie, ledwo zadowalające eseje. Ale lepsze od
reszty wypocin, które oceniałem – powiedział. Hermiona patrzyła na niego z
lekko uchylonymi ustami. Nigdy żaden z nauczycieli nie poprosił jej o pomoc
przy sprawdzaniu eseji.
- Esej polega na przedstawieniu sprawdzonych informacji, to
nie interpretacja – powiedziała odzyskując w końcu mowę.
- I tak i nie. Przedstawiasz potwierdzone naukowo
informacje, ale to nie znaczy, że musisz się z nimi zgadzać. Jeśli stu
czarodziei powie, że przy rzucaniu zaklęcia Lumos czuje ciepło w palcach u rąk,
a ty odczuwasz je jak prąd elektryczny w dłoni, to napiszesz ich czy swoją
wersję? – zapytał.
- Ich – powiedziała pewnie. Nott pokręcił głową z
dezaprobatą.
- Jesteś żałosna. Ja napisałbym odczucia większości, ale
zaznaczył, że niekoniecznie odczuwać tak może każdy i opisał to, co ja czuję
przy rzucaniu zaklęcia – powiedział i poświęcił całą swoją uwagę książce.
Hermiona nic nie odpowiedziała. Nigdy nie myślała tak jak Theo i z niechęcią
musiała przyznać mu rację. Zawsze pisała to, co opisywali naukowcy, nawet jeśli
się z tym nie zgadzała. Niechętnie przyznawała, że ten ślizgoński dupek jest
nad wyraz inteligentny i ma ciekawy punkt widzenia, chociaż inny od jej.
******
Po napisaniu przez Hermionę eseji oraz późniejszym
poprawieniu tego, co nie spodobało się Theo, rozeszli się w milczeniu. Hermiona
zmęczona poszła od razu do swojego dormitorium. Przez układ z Nottem nie mogła
w pełni oddać się zadaniu powierzonemu jej przez Dumbledora. Martwiła się, że
zawiedzie. Lub co gorsza, będzie musiała ostatecznie wyeliminować Malfoya.
- I co ja mam teraz zrobić – westchnęła opadając bezwładnie
na łóżko. Theodore nie pozwoli się jej już zbliżyć do dormitorium Dracona.
Musiała wymyślić coś innego.
******
Żadne zaklęcie ochronne czy też maskujące, nie było
wystarczająco silne. Pół nocy spędził nad książkami, ale to nic nie dawało.
Chciał, aby święta już nadeszły, a on nie będzie musiał się martwić o porwanie
jego jedynej przepustki do wolności.
- Przynajmniej nie muszę ślęczeć nad zadaniami – mruknął
zmęczony patrząc na zegarek. Wciąż zastanawiało go czego Gryfonka mogła szukać
u Malfoya. Zmęczony jednak, w końcu darował sobie te rozmyślania i zasnął.
******
- Znowu czytasz o zaklęciach maskujących i ochronnych? Po co
ci to? – zapytała zdziwiona Hermiona patrząc na wszystkie książki obok Theo. Od
tygodnia pisała mu wszystkie eseje i przyzwyczaiła się do jego obecności,
poszło jej to zaskakująco łatwo, głównie dlatego, że prawie cały czas milczał.
- Potrzebuje dobrego zaklęcia, aby ukryć coś przed ciekawskimi
spojrzeniami, ale tu nie ma nic trwałego, tylko czasowe rozwiązania, w dodatku
słabe – warknął zirytowany zatrzaskując kolejną książkę.
- Ja znam bardzo dobre zaklęcie – powiedziała zamyślona.
Theo wziął kolejną książkę ze stosu, który wcześniej sobie przyszykował.
- Jeśli jest w tych książkach, to z pewnością już je znam –
powiedział niezainteresowany.
Hermiona zawahała się
rozglądając.
- Znalazłam je w Dziale Ksiąg Zakazanych – powiedziała
przyciszonym tonem. Theo zaintrygowany spojrzał na nią.
- No proszę, a jednak masz w sobie ikrę – powiedział
uśmiechając się łobuzersko. Hermiona na chwilę zamilkła przyglądając jego
uśmiechowi. Nie był szczery, ale pierwszy jaki u niego zobaczyła. Teraz nie
wyglądał tak groźnie.
- Chcesz to zaklęcie, czy nie? – zapytała. Theo kiwnął głową
odkładając książkę.
- Pewnie, że chcę – powiedział patrząc na nią.
- Dispendes*. Czyni przedmiot niewidzialnym oraz chroni go
klątwą bólu podobnego do rzuconego cruciatusa. Ktokolwiek go dotknie, jeśli w
ogóle da radę go znaleźć biorąc pod uwagę, że jest niewidzialny, to czeka go
cierpienie, aż osoba, która rzuciła dispendes, nie cofnie zaklęcia z przedmiotu
– powiedziała cicho.
- Nie słyszałem nigdy o czymś takim. Książka z takim
zaklęciem znajduje się w Hogwarcie? W Dziale Ksiąg Zakazanych, ale jednak.
Powinno się ją trzymać w Ministerstwie – powiedział zaciekawiony.
- Masz racja, chciałam przeczytać tą książkę do końca, ale
zniknęła. Podejrzewam, że profesor Dumbledore ją zabrał uznając za zbyt
niebezpieczną – powiedziała.
- Dispendes… Dzięki Granger, przyda mi się – powiedział
zbierając szybko swoje książki i wybiegł z biblioteki.
-Zaczekaj, nie dałeś mi tematów! – krzyknęła za nim
zdezorientowana, ale go już nie było – Co może być takie ważne, żeby chronić
takim zaklęciem – mruknęła kręcąc głową i wróciła do siebie.
******
Był Granger winny przysługę, był tego świadom. Gdyby nie ona
to wciąż siedziałby nad książkami, a tak mógł znowu skupić się na swoich
sprawach, bez obawy, że lada dzień może stracić życie. Szedł na błonia z
Wielkiej Sali. Wszyscy jedli obiad, więc chciał skorzystać z okazji i wybrać
się na spacer, kiedy błonia nie były przeludnione. Było jednak zimniej niż się
spodziewał, więc cofnął się do lochów po grubszy płaszcz.
- Znowu – pomyślał
widząc Hermionę chodzącą koło wejścia do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Kiedy go
zauważyła od razu się oddaliła, ale ją dogonił zatrzymując.
- Powiedz czego chcesz od Malfoya. Jesteś kolejną z jego
natrętnych fanek? Mogę ci załatwić jego koszulę czy co tam chcesz, ale przestań
się tu szwendać. Nie wiem czy wiesz, ale ślizgoni nie przepadają za osobami
brudnej krwi – powiedział puszczając ją.
- Nie jestem fanką Malfoya, ja tylko… Muszę dostać się do
jego dormitorium – powiedziała bliska desperacji. Theo zamyślony kiwnął głową.
- Ok. Zaprowadzę cię tam i tak jestem ci coś winny, ale nie
wyjdę z pokoju – powiedział ostro. Hermiona zaskoczona kiwnęła od razu głową na
znak zgody.
- Dziękuje – powiedziała uśmiechając się. Theo przyłapał się
na tym, że o mało nie odwzajemnił jej uśmiechu i ganiając się w myślach, wszedł
z nią do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Wszyscy byli na obiedzie, więc bez
przeszkód udali się do dormitorium Dracona. Hermiona od razu zaczęła
przeszukiwać jego rzeczy, ale jak na złość nic nie znajdywała.
- Pospiesz się – ponaglił ją Theo.
- Już, jeszcze tylko chwila… - powiedziała błagalnie,
grzebiąc pod łóżkiem. Widząc pudełko zamknięte na klucz sięgnęła je od razu.
- Co w tym jest? – zapytała patrząc na Notta.
- Nie wiem, Malfoy nie chciał powiedzieć . Wiem tylko, że
jest zamknięte na specjalny klucz, niczym innym nie da się otworzyć tego
pudełka – powiedział patrząc na nie z pewną zazdrością.
- Nie słyszałam o takim czymś – powiedziała z
zaciekawieniem.
- Jedne z wielu sekretów rodziny Malfoy. To tego szukałaś? –
zapytał.
- Z całą pewnością tak – powiedziała uśmiechając się.
- Świetnie, więc chodź, bo w każdej chwili mogą zacząć
wracać z obiadu - powiedział. Hermiona zmniejszyła pudełko, schowała je do
kieszeni i wyszła z Theo. Teraz musiała zdobyć już tylko klucz.
******
Po szkole chodziły plotki, w które Theo nie wierzył.
Hermiona i Draco razem. To było przecież niemożliwe. Oni się nienawidzili.
Kiedy siedział w bibliotece czekając na Hermionę, aż przyjdzie, jak co wieczór
napisać mu eseje, wyjrzał przez okno. Hermiona i Draco chodzili objęli nad
jeziorem.
- Nie, niemożliwe
– pomyślał zaciskając dłonie na parapecie. To był jego przyjaciel, znał go.
Miał wstręt do osób nieczystej krwi, jak Hermiona.
- Nie mogą być razem – wysyczał przez zaciśnięte zęby
widząc, że Draco pochyla się nad Hermioną.
- Kurwa! – wrzasnął widząc, jak ją całuje, a ona biernie się
temu poddaje. Nie wiedział dlaczego tak go to rozzłościło.
- To po to było jej to
pudełko? Żeby go zdobyć? – pomyślał wściekły i wyszedł z biblioteki
olewając krzyki zbulwersowanej bibliotekarki o zachowanie ciszy w jej
sanktuarium. Szybkim krokiem udał się na błonia i podszedł do roześmianej pary.
- Theo, cześć – powiedział Draco z uśmiechem widząc go.
- Cześć – powiedział chłodno, patrząc na Hermionę. Spojrzała
na niego pytająco, nie rozumiejąc o co mu chodzi – Biblioteka – mruknął widząc,
ze nie rozumie jego wzroku. Na jej twarzy momentalnie pojawiło się poczucie
winy.
- Nott wybacz, wyleciało mi to z głowy. Byłam zajęta –
powiedziała przepraszająco, nigdy się nie spóźniała.
- Tak, właśnie widzę czym – zakpił przenosząc wzrok na
Malfoya.
- Pójdę szybko po moje rzeczy i widzimy się w bibliotece,
ok? – zapytała i nie czekając na odpowiedź pobiegła do zamku.
- Dzięki, spławiłeś mi dziewczynę – zaśmiał się Draco. Theo
spojrzał na niego wściekły, przez co Draco momentalnie przestał się śmiać.
- O co tu chodzi? Przecież wy się nie znosicie. A ty
brzydzisz się szlam – warknął.
- Była chętna, pomyślałem, że to dobra okazja zdobyć tą,
której nie udało się zdobyć żadnemu innemu mężczyźnie. W czym problem? –
zapytał wzruszając ramionami.
- Więc tak po prostu zabawiasz się jej kosztem? Nie
pomyślałeś, że ona może coś do ciebie faktycznie czuć? – zapytał zły zaciskając
pięści.
- Theo o co ci chodzi? Przejmujesz się losem szlamy? A może
wolałbyś być na moim miejscu? – zapytał Draco.
- Zwariowałeś? – mruknął Nott odwracając głowę.
- Tak to właśnie wygląda – powiedział Draco i poszedł do
Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Theo spojrzał za nim zamyślony. Nie chciał być z
Hermioną, więc dlaczego tak zdenerwował go fakt, że jest z innym? I jeszcze
bardziej rozzłościła go informacja, że Draco tylko ją wykorzystuje?
******
- Skończyłam, wszystkie twoje eseje – powiedziała Hermiona
wręczając Theo pergaminy. Kiwnął głową chowając je do torby, ale się nie
odezwał.
- Ok., co jest? Zwykle chociaż mamroczesz pod nosem, dziś
nic – powiedziała przyglądając mu się.
- Co mam według ciebie powiedzieć? Nie mamy o czym rozmawiać
– powiedział wstając.
- Wiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ale nawet dobrze mi
się z tobą rozmawia i myślałam… - zacięła się nie wiedząc jak dokończyć to
zdanie.
- Co myślałaś? – zapytał podnosząc jedną brew i patrząc na
nią z kpiną. Hermiona milczała nie
wiedząc co powiedzieć. Zawsze był chłodny i nieprzystępny, ale dziś było
jakoś inaczej, coś się zmieniło.
- Co się stało? Jesteś dziś jakiś inny -powiedziała. Theo zaśmiał się sztucznie.
- Nie udawaj jakbyś mnie znała. Jedyne co nas łączy to
porozumienie. Milczenie za eseje, to wszystko – powiedział i wyszedł. Hermiona
zebrała swoje rzeczy i wyszła z biblioteki idąc za nim zamyślona.
- Wiesz, jesteś naprawdę bystry, z chęcią bym z tobą
porozmawiała dłużej – powiedziała patrząc na jego plecy. Theo szedł nie
odwracając się do niej.
- Nie, dzięki – powiedział spokojnie.
- Wiesz, ten twój spokój jest irytujący. Czy ty kiedykolwiek
okazujesz uczucia? – zapytała zła łapiąc go za rękę i odwracając w swoją
stronę.
- Oczywiście, że tak. Zirytowanie, zniecierpliwienie, złość.
Chcesz, żebym je pokazał? Bo właśnie to teraz czuję – warknął patrząc na nią z góry.
- To byłoby o wiele lepsze niż to, jak się teraz
zachowujesz. Jesteś jak marionetka, bez duszy i serca – powiedziała zła, tupiąc
nogą. Theo spojrzał na nią mrużąc oczy i złapał ją boleśnie za ramię. Hermiona
jęknęła zaskoczona czując to. Nott pociągnął ją w stronę pustej klasy i
wepchnął ją tam rzucając na stolik, z którym przewróciła się na podłogę.
Podszedł do niej powolnym krokiem. Hermiona chciała wyjąć swoją różdżkę, ale
Nott zabrał mu ją, podnosząc ją za szatę i przygniótł boleśnie do ściany.
- Dobrze to określiłaś, Granger. Ja nie mam duszy, ani
serca. Nie obchodzisz mnie ty, ani ktokolwiek inny. Z chęcią bym cię w tej
chwili zabił, nie musiałbym słuchać twojego trajkotania – warknął.
- Więc dlaczego tego nie zrobisz? – zapytała patrząc mu
wyzywająco w oczy. Theo zamyślony puścił ją. Sam się nad tym zastanawiał.
- Nie chcę trafić do Azkabanu przez takiego śmiecia jak ty –
powiedział pierwsze lepsze co przyszło mu do głowy i wyszedł trzaskając
drzwiami. Hermiona usiadła pod ścianą łapiąc się za głowę, z której sączyła się
krew. Przy upadku musiała się o coś uderzyć, podłogę, bądź ławkę, nie była
pewna. Była zbyt przerażona i zdezorientowana, żeby to wtedy zauważyć. Już
rozumiała dlaczego każdy bał się Theo. Był potworem.
***
- Nareszcie – szepnęła Hermiona biegnąc do swojego
dormitorium. W końcu jej się udało. Niepostrzeżenie wykradła Draconowi klucz.
Mogła skończyć z udawaniem jego dziewczyny, co bardzo jej odpowiadało, bo każdy
jego dotyk czy pocałunek przyprawiał ją o mdłości. Kiedy dotarła do dormitorium
wyjęła spod łóżka pudełko i otworzyła je.
- Nie – szepnęła widząc w nim galeony. Nie było tego, czego
szukała. Zamknęła pudełko i cisnęła nim o ścianę wściekła i załamana
jednocześnie.
- Cholera! – wrzasnęła i upadła na kolana chowając twarz w
dłonie.
***
- Już ją prawie miałem, ale przypomniała sobie o jakimś
głupim eseju – warknął rozzłoszczony Draco rzucając kamień do jeziora.
- Może po prostu nie chciała się z tobą pieprzyć – zaśmiał
się Blaise.
- Och, wierz mi, chciała – powiedział Draco uśmiechając się
zawadiacko pod nosem.
- Ty tak uważasz, może ona cię po prostu wykorzystuje –
powiedział Theo oparty o drzewo, wpatrując się w jezioro.
- Mnie? Taka szlama ma szczęście, że w ogóle na nią
spojrzałem. To dla niej dar z niebios-
powiedział pewny swego, Malfoy.
- Przeceniasz się – powiedział Nott, na co Blaise zaśmiał
się cicho. Draco skrzywił się słysząc to.
- Po prostu mi zazdrościsz – powiedział wściekły, nie mógł
pozwolić się ośmieszać .
- Niby czego? Zimnego łóżka, w którym zostawiła cię samego?
– zapytał kpiąco.
- Sam chciałbyś ją zaliczyć, ale jest ze mną – wysyczał
Draco. Theo wstał patrząc na Draco.
- Taki jesteś przekonany, że lecę na Granger? – zapytał
udając rozbawionego.
- Tak, taki jestem przekonany – powiedział chłodno Draco.
Theo zaśmiał się bez cienia humoru. Po plecach Dracona przebiegły ciarki na ten
dźwięk. Nie chciał się przyznać, że Nott go przeraża.
- Udowodnię ci, że się mylisz. Chodź – warknął i ruszył
szybkim krokiem w stronę zamku. Draco spojrzał pytająco na Blaisa, który tylko
wzruszył ramionami i pobiegł za Theo. Draco nie pozostał w tyle, dołączając do
nich. Theo szukał wzrokiem Hermiony. Nie było jej w Wielkiej Sali, więc
odruchowo udał się do biblioteki, z której akurat wychodziła.
- Granger! – krzyknął zwracając na siebie jej uwagę.
- Co…? – zaczęła patrząc na niego. Theo podszedł do niej
szybkim krokiem i wpił się brutalnie ustami w jej usta, całując ją namiętnie.
Hermiona zszokowana opuściła wszystkie książki na podłogę, czując, że kolana
się pod nią uginają. Nigdy nie przeżyła tak gwałtownego i pasjonującego
pocałunku. Jęknęła zaskoczona i mimowolnie zaczęła oddawać pocałunek.
- Dziewczyna coś nie jest ci wierna – zaśmiał się cicho
Blaise do zamurowanego Dracona. Theo odsunął się szybko od zarumienionej
Hermiony i z obojętną miną wytarł usta.
- Nic nie poczułem. Powiem wręcz, że jest przeciętna w
całowaniu. Ciesz się, że nie zaciągnąłeś jej do łóżka, Malfoy. Pewnie jest w
nim nudna – powiedział i odszedł szybkim krokiem zostawiając wściekłego
Dracona, rozbawionego Blaisa i zranioną Hermionę. Wrócił szybko do swojego
dormitorium i usiadł na łóżku patrząc na swoje dłonie, które delikatnie mu
drżały. Nigdy się to jeszcze nie zdarzyło.
- Co się ze mną dzieje? Czemu ona tak na mnie działa? –
szepnął wciąż czując jej usta na swoich. Bez wątpienia był to najlepszy
pocałunek w jego życiu.
***
- Co za dupek, jak ja go nienawidzę – warczała Hermiona
wracając szybkim krokiem do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Nie mogła uwierzyć, ze
Theo zrobił coś takiego.
- Panno Granger, co tak panią poruszyło? - zapytał
zaciekawiony Dumbledore widząc ją.
- Profesor Dumbledore… To nic takiego – zmieszała się,
zatrzymując. Albus kiwnął głową, rzucając dyskretnie zaklęcie wyciszające.
- Jak idzie pani zadanie? – zapytał poważniejąc. Hermiona
spuściła głowę.
- Niestety w pudełku go nie było. Przeszukałam też jego
pokój i nic nie znalazłam – powiedziała przygnębiona.
- Kończy się czas, wiesz co to oznacza, Hermiono –
powiedział. Hermiona kiwnęła głową.
- Wiem, ale.. Dyrektorze chyba nie będę w stanie tego
zrobić. Nie mogę zabić Malfoya. Wiem, że to parszywa gnida, ale.. – szepnęła i
wzdrygnęła się słysząc uderzenie. Z przestrachem spojrzała na Albusa, którego
pięść znajdowała się na ścianie, Nigdy go takim nie widziała.
- Pytałem się czy podołasz. Nie ma już odwrotu, panno
Granger! Jeśli tego nie znalazłaś po cichu, musisz siłą wyciągnąć to z pana
Malfoya i go zneutralizować! Przykro mi z tego powodu, ale to ofiara w imię
wyższego dobra – warknął i odszedł. Hermiona załamana poszła do swojego
dormitorium kładąc się i wtuliła w poduszkę płacząc cicho.
***
Theo wszedł do swojego dormitorium zamykając za sobą drzwi.
Było już po ciszy nocnej, większość uczniów spała, tylko najstarszy rocznik
siedział jeszcze w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Położył się patrząc w sufit. Nie
mógł pozbyć się sprzed oczu obrazu zranionej Hermiony. Nie rozumiał tego. On
nie miał uczuć. Nikomu nie współczuł, nikogo nie lubił. Jednak gdy tylko
zamykał oczy widział cierpiącą, z jego powodu, Hermionę.
- Kurwa – warknął cicho wstając szybko. Nie potrafił zasnąć
wciąż myśląc o gryfonce. Wyszedł z pokoju, a następnie z zamku, mając nadzieję,
że chłodne powietrze pozwoli mu trzeźwo myśleć. Odetchnął patrząc na jezioro i
zmrużył oczy widząc, że ktoś siedzi na błoniach.
- Nie, to nie może być… Czemu mam takiego pecha.. – mruknął
i westchnął. Chciał się cofnąć i wrócić do pokoju, ale myśl o dręczących go
obrazach go powstrzymały. W końcu podjął decyzję i podszedł do Hermiony, która
siedziała na ziemi, skubiąc trawę zamyślona.
- Wybacz za to co
dziś zrobiłem. Musiałem udowodnić coś Malfoyowi – powiedział siadając obok
niej. Hermiona nie podniosła nawet głowy, aby na niego spojrzeć.
- Tak, wiem. Chciałeś udowodnić, że nic dla ciebie nie
znaczę, że ci się nie podobał. Powiedział mi. Udowodniłeś to, gratulacje –
mruknęła. Theo spojrzał na nią, słysząc jej ton głosu.
- Co się dzieje? Jesteś przygnębiona, to do ciebie
niepodobne, Granger – powiedział. Ta parsknęła cicho, bez cienia humoru.
- Skąd to możesz wiedzieć? Nie znasz mnie – powiedziała
spoglądając na niego.
- Prawda, ale jestem dobrym obserwatorem. Co cię dręczy? –
zapytał patrząc w niebo. Była dziś wyjątkowo gwieździsta noc. Hermiona poszła
za jego przykładem, patrząc na gwiazdy.
- Zastanawiałeś się kiedyś, jakie to uczucie odebrać komuś
życie? – zapytała po chwili. Theo nawet nie drgnął, nie okazując zdziwienia,
jakie odczuł, przez jej pytanie.
- Skąd taka refleksja, Granger? – zapytał spokojnie.
- Odpowiedz – poprosiła patrząc na niego. Theo westchnął i
również na nią spojrzał.
- Nie muszę się zastanawiać, ja to wiem – powiedział patrząc
jej w oczy.
- Z-zabiłeś kogoś? D-dlaczego? – zająkała się. Theo wzruszył
ramionami.
- To nieistotne. Chciałaś wiedzieć co się wtedy czuje –
powiedział, a ta skinęła głową patrząc na niego wyczekująco. Theo westchnął
cicho – Nie ma gorszego uczucia. Gdy patrzysz w oczy swojej ofiary, widzisz jak
uchodzi z niego życie. Z każdą gasnącą iskrą życia, którą widzisz w jego
oczach, zastanawiasz się czy miał matkę, która na niego czeka, ojca, który
wyczekuje jego powrotu, syna, córkę, żonę, męża, przyjaciół. Wiesz, że musi być
przynajmniej jedna osoba, która ucierpi na jego śmierci. Wiesz, że to ty
odebrałeś komuś kogoś bliskiego. I musisz żyć z tym ciężarem do końca życia –
powiedział. Hermiona załamana zaszlochała ukrywając twarz w dłoniach.
- Nie dam rady tego zrobić – zapłakała.
- Granger, kogo masz zamiar zabić? – zapytał dotykając jej
ramienia. Hermiona załamana przybliżyła się do niego wtulając w niego. Theo
zastygł w bezruchu, nie wiedząc jak zareagować, podczas gdy Hermiona
wypłakiwała sobie oczy w jego koszulę. W końcu objął ją ramionami i bez słowa
gładził ją uspokajająco po plecach.
- Nie mogę tego zrobić, nie mogę.. – wyszeptała.
- Więc nie musisz – szepnął jej do ucha.
- To nie jest takie proste – pokręciła głową patrząc na
niego. Theo przyłożył rękę do jej policzka, gładząc kciukiem jej delikatną
skórę.
- A jeśli zrobię to za ciebie? – zapytał. Hermiona
zaskoczona drgnęła w jego ramionach.
- Nie mogę cię prosić o coś takiego – powiedziała ostro.
- Sam zaoferowałem – powiedział wzruszając ramionami.
- Przyznałeś, że to najgorsze z możliwych odczuć. Dlaczego
chcesz to dla mnie zrobić? – zapytała cicho. Theo zamyślony wzruszył ramionami.
- Sam się nad tym zastanawiam, Granger – szepnął i pochylił
się składając na jej ustach delikatny pocałunek. Pomimo tego co stało się po
ich pierwszym pocałunku, Hermiona nie odepchnęła Theo. Potrzebowała czyjejś
bliskości. Potrzebowała go. Rozumiał ją i wbrew wszystkim swoim instynktom, czuła
się przy nim bezpieczna.
- Pozwól mi się najpierw zająć tą sprawą. Może nie trzeba
będzie posuwać się do zabójstwa – szepnęła, kiedy Theo odsunął się na chwilę,
chcąc zobaczyć jej reakcję po pocałunku.
- Jesteś pewna? – zapytał cicho. Uśmiechnęła się słabo i
kiwnęła głową.
- Tak. Dziękuje Nott – szepnęła całując go w policzek,
wstała i poszła do zamku. Theo spojrzał za nią i westchnął. Była zbyt
delikatna, zbyt niewinna, zbyt dobra, aby dopuścić się zabójstwa. I wiedział,
że zrobi wszystko, aby uchronić ją od ciężaru, jaki niesie za sobą tak haniebny
czyn. Nie rozumiał tego, co do niej czuje, ale wiedział, że chciał więcej.
***
- Miona jesteś ostatnio bardzo zamyślona? Wszystko w
porządku? – zapytał Harry przyglądając się przyjaciółce.
- Tak Harry, po prostu źle ostatnio sypiam – uśmiechnęła się
słabo do niego.
- Więc idź się połóż. Obudzimy cię kiedy nadejdzie czas
obiadu - powiedział z troską Ron.
- Nie, Lavender jest
w dormitorium z koleżankami, omawiają najnowsze wydanie „Wiedźmy” – westchnęła.
- Bardzo ważne zajęcie – zaśmiał się Harry, Hermiona
uśmiechnęła się na jego komentarz.
- To połóż się gdzie indziej. Idź do Pokoju Życzeń, tam nikt
ci nie będzie przeszkadzał – zaproponował Ron.
- To dobry pomysł. W końcu nie ma lepszego miejsca na
zaszycie się niż Pokój Życzeń – powiedział Harry.
- Nie ma lepszego miejsca… Zaszycie się… Ukrycie czegoś…
Merlinie, jesteście genialni! – krzyknęła podekscytowana wstając i wybiegła z
Pokoju Wspólnego Gryfonów.
- Miona, o czym ty mówisz? – zapytał zaskoczony Wybraniec
biegnąc za nią szybko z Weasleyem.
- Nie ma lepszego miejsca na ukrycie czegoś niż Pokój
Życzeń! To takie oczywiste, dlaczego nie pomyślałam o tym od razu?! To jasne,
że nie ukryłby tego w dormitorium, gdzie każdy może wejść, a przecież tak mało
osób wie o tym co znajduje się na siódmym piętrze! – powiedziała
podekscytowana.
- To co mówisz, wciąż nie ma sensu, mów konkretniej! –
powiedział zdenerwowany Ron. Hermiona zatrzymała się pod odpowiednią ścianą.
- Dumbledore dał mi zadanie. Miałam znaleźć jeden z
Horkruksów, które Voldemort kazał ukryć Malfoyowi w szkole. Miałam to zrobić po
cichu, aby Malfoy się nie dowiedział. W przypadku porażki musiałabym wyciągnąć
z Malfoya informację siłą i zabić go – powiedziała lekko zdyszana.
- Żartujesz? – zapytał pobladły Ron.
- To nie ma sensu, nie można byłoby rzucić na niego
Obliviate? – zapytał zszokowany Harry. Hermiona pokręciła przecząco głową.
- Voldemort jest mistrzem Oklumencji i Legilimencji. Możliwe,
ze potrafi wykryć i odwrócić to zaklęcie. Zbyt ryzykowne posunięcie. Natomiast
upozorowanie wypadku, który w dodatku potwierdziłby sam Albus Dumbledore… Nie
miałby podejrzeń – powiedziała.
- Ok., więc Horkruks jest w Pokoju Życzeń, tak? – zapytał
Ron.
- Mam taką nadzieję – powiedziała i zamknęła oczy. Trzy razy
przeszła wzdłuż ściany, myśląc o pomieszczeniu, gdzie można coś ukryć. Kiedy
ukazały się drzwi weszła wraz z Harrym i Ronem.
- To jakiś żart, to może zająć wieki! – krzyknął Ron.
- Nie… Niekoniecznie.. – szepnął Harry idąc przez jedną z
alejek.
- Harry? – zapytała zdziwiona Hermiona idąc za nim wraz z
Ronem.
- Wyczuwam go, to takie dziwne.. Jakby mnie wzywał, jakby
chciał się ze mną połączyć w jedną całość – szepnął kierując ich w odpowiednim
kierunku. Zatrzymał się parę minut później.
- Umm.. Ja tu nic nie widzę – powiedział Ron patrząc na
miejsce, w które uparcie wpatrywał się Harry. Hermiona podeszła do małego stosu
gratów i wyciągnęła rękę. Jej dłoń trafiła na coś, czego nie widziała. W tej
samej chwili poczuła rozchodzący się po ciele niewyobrażalny ból. Wrzasnęła
upadając na podłogę. Im bardziej się ruszała, tym silniejszy stawał się ból.
Nie mogła jednak się nie ruszać, było to niemożliwe podczas tego, co w tej
chwili odczuwała.
- Hermiona, co się dzieje?! – zapytał przerażony Harry
kucając przy niej.
- Ch-chyba czegoś dotknęła.. – powiedział przerażony Ron
wyciągając rękę po niewidzialny przedmiot.
- Nie! Stanie się z tobą to samo, co dzieje się właśnie z
Hermioną! Zawołaj Dumbledora, teraz! – krzyknął spanikowany Harry. Ron od razu
wybiegł z Pokoju Życzeń.
- Hermiona, słyszysz mnie? Odezwij się, proszę – powiedział
błagalnie Harry głaszcząc ją po głowie.
- Boli… Har-arry, boli… - jęknęła z trudem i krzyknęła
wyginając się w łuk.
- Nie, spokojnie, zaraz przyjdzie dyrektor, ciii…. Wszystko
będzie dobrze – powiedział załamany nie wiedząc co robić.
***
Wyczuł, że ktoś dotknął Horkruksa. Sam rzucił na niego
zaklęcie, był z nim związany.Rzucił wszystko czym właśnie się zajmował i
pobiegł na siódme piętro wchodząc do Pokoju Życzeń. Przeszedł szybko drogę,
którą znał już na pamięć i stanął oszołomiony patrząc na zwijającą się z bólu
Hermionę i spanikowanego Harrego, który przy niej klęczał.
- Co się stało? – zapytał zdyszany, starając się unormować
oddech.
- Nott? Ona.. Dotknęła czegoś i… Nie wiem co się z nią
dzieje – szepnął załamany Harry łapiąc się za głowę. Theo spojrzał na Hermionę.
Mógł zaprzestać jej bólu, ale wtedy musiałby zdjąć zaklęcie z Horkruksa. Wtedy
Potter by go wziął, a on sam byłby martwy.
- Od ciebie zależy czy jej cierpienie się skończy, panie
Nott – powiedział Dumbledore stając za nim wraz z Ronem. Harry spojrzał na nich
zdziwiony.
- Wiedziałeś, że ja mam Horkruksa. Dlaczego wmówiłeś jej, że
to Malfoy go ma? – zapytał wściekły Theo odwracając się i patrząc na dyrektora.
- Jest pan inteligentny, panie Nott. I pomimo tego, że panna
Granger również jest niezwykle mądra, nie jest tak sprytna jak ty. Nie
oszukałaby cię, a ty wyczułbyś podstęp w okamgnieniu. Kiedy powiedziałem, że ma
go pan Malfoy, zbliżyliście się do siebie. Nie sądziłem jednak, że powstanie
między wami coś więcej niż przyjaźń. A jednak zakochał się w niej pan, prawda?
– zapytał przyglądając się ślizgonowi, który zacisnął wściekły pięści. –
Pozostaje pytanie… Co pan wybierze? Pozwoli jej pan cierpieć i ocali siebie,
czy narazi się Voldemortowi i uratuje ją? – zapytał. Theo spojrzał na Hermionę,
która skupiając się na bólu, nie słuchała tego co dzieje się wokół niej.
Klęknął przy nie, głaszczą ją czule po policzku i pocałował ją w czoło.
- Niczym się nie różnisz od Voldemorta. Obaj dążycie do
wyznaczonego celu, bez względu na to, ile ludzi ucierpi po drodze – szepnął do
Albusa, nie spuszczając jednak wzroku z Hermiony – Despendas** - szepnął
zaklęcie, które odwraca efekt zaklęcia Dispendes. Hermiona wyczerpana straciła
przytomność. Theo wstał i podniósł z ziemi puchar Helgi Hufflepuff, po czym
wręczył go Dumbledorowi.
- Nie próbuj więcej wykorzystać tak Hermiony. Jeśli jeszcze
raz narazisz ją na niebezpieczeństwo, jeśli jeszcze raz będziesz bawił się jej
kosztem, zabiję cię – wysyczał i wyszedł szybkim krokiem. Harry podniósł z
ziemi nieprzytomną Hermionę, jej głowa bezwiednie oparła się o tors
przyjaciela.
- Harry to było konieczne – powiedział patrząc na Harrego.
- Jesteś potworem – szepnął z nienawiścią Harry, nie mogąc
znieść tego, co Albus zrobił kobiecie, która była dla niego niczym siostra.
Szybkim krokiem wyszedł z Pokoju Życzeń i zaniósł Hermionę do Skrzydła
Szpitalnego. Ron bez słowa udał się za nim.
***
Harry i Ron powiedzieli Hermionie o tym co miało miejsce w
Pokoju Życzeń, kiedy tylko odzyskała przytomność. Nie mogłą uwierzyć w grę,
jaką obmyślił sobie Dumbledore. Nie potrafiła mu wybaczyć. W głowie wciąż
słyszała te przeklęte słowa. W imię
wyższego dobra. Zamknęła oczy nie chcąc rozpłakać się przy przyjaciołach.
- Przyprowadzicie tu Theo? Proszę. Musze z nim porozmawiać –
szepnęła z nadzieją.
- Jasne Miona, już po niego idę – szepnął Harry całując ją w
czoło i wyszedł. Ron usiadł przy jej łóżku, łapiąc ją za rękę i ściskając ją
delikatnie.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Dobrze, jestem tylko trochę otumaniona przez te wszystkie
eliksiry, które wmusiła we mnie pani Pomfrey – uśmiechnęła się ciepło do
przyjaciela.
- To dobrze… Ten Nott.. Czujesz coś do niego? – zapytał
zmieszany. Hermiona zarumieniła się odwracając głowę.
- To skomplikowane – powiedziała szczerze.
- Jak wszystko co dotyczy miłości – zaśmiał się Ron.
Hermiona zesztywniała słysząc słowo miłość
i spojrzała na Harrego i Theo, którzy weszli do Sali.
- Zostawicie nas samych? – zapytała przyjaciół. Ci nie oponowali
wychodząc i zostawiając Theo i Hermionę samych. Nott stanął przy jej łóżku
patrząc na puste fiolki po eliksirach, które leżały na stoliczku.
- Podobno lepiej się czujesz. Nie dziwie się, po takiej
dawce eliksirów. Jak już tu leżysz to bądź tak dobra i zwiń parę fiolek
eliksiru na kaca – powiedział. Hermiona zaśmiała się cicho.
- Czy Theodore Nott właśnie zażartował? – zapytała
rozbawiona.
- Skąd, mówię całkowicie poważnie. Przydadzą się –
powiedział i uśmiechnął się delikatnie pod nosem słysząc, że znowu się
zaśmiała. Był z siebie dumny tym, że ją rozśmieszył.
- I w końcu go zobaczyłam – powiedziała cicho Hermiona.
- Co takiego? – zapytał zdezorientowany.
- Twój szczery uśmiech – wyjaśniał. Theo kiwnął głową,
siadając na krześle.
- Nie przyzwyczajaj się – ostrzegł – O czym chciałaś
porozmawiać? – zapytał. Był pewien, że Potter z Weasleyem wszystko jej
wyjaśnią.
- Dumbledore ma Horkruksa. To znaczy, że Voldemort może cię…
- szepnęła nie potrafiąc powiedzieć tego na głos.
- Jeszcze nie wie, że straciłem puchar, ale z pewnością
niedługo się dowie – powiedział szczerze Theo.
- Dumbledore i Zakon cię ochronią. Jest ci to winien, mi
jest to winien. Voldemort cię nie dosięgnie w kryjówce Zakonu – powiedziała z
pewnością.
- Voldemort zrobi co zechce, Granger. Jeśli będzie chciał
mnie zabić, zrobi to. Jestem na to przygotowany – powiedział.
- Jak możesz mówić o tym tak spokojnie? Nie chcesz żyć, tak
bardzo chcesz umrzeć?! – zapytała zła siadając szybko i wydała z siebie cichy
jęk bólu.
- Ostrożnie, wciąż jesteś osłabiona – powiedział wstając.
- Nie siebie się
teraz martwię – powiedziała cicho. Theo odwrócił wzrok.
- Gdybym mógł cofnąć czas postąpiłbym tak samo, oddałbym ten
przeklęty puchar Dumbledorowi, żeby uchronić cię przed bólem – powiedział
szczerze.
- Ale dlaczego? - zapytała nie rozumiejąc.
- Bo dzięki tobie poczułem coś więcej niż zirytowanie,
zniecierpliwienie i złość. To nawet miłe. Te ciepło, które czuję, kiedy tylko
na ciebie spojrzę, ekscytację kiedy cię dotykam, szczęście, kiedy cię całuję…
Podobno to symptomy zakochania się. Tak mi powiedziano – powiedział wzruszając
ramionami. Hermiona złapała go za rękę ściskając ją delikatnie.
- Czuję to samo w stosunku do ciebie, Theo. Proszę,
skorzystaj z pomocy Zakonu. Ukryj się, żeby Voldemort cię nie znalazł –
szepnęła z nadzieją. Theo schylił się całując ją czule.
- Przykro mi, Granger – powiedział cicho i wyszedł ze
Skrzydła Szpitalnego.
- Theo, zaczekaj! – krzyknęła wstając szybko, ale była zbyt
słaba. Od razu upadła na podłogę. Poppy wyszła ze swojego gabinetu od razu
pomagając jej wrócić do łóżka i wbrew błaganiom Hermiony, podała jej eliksir
bezsennego snu.
***
- Zawiodłeś mnie, Nott. Powierzyłem ci coś bardzo dla mnie
cennego, a ty to straciłeś! Oddałeś w ręce wroga! – wrzasnął Voldemort
podchodząc szybkim krokiem do Theodora, który ani drgnął patrząc w oczy
Czarnego Pana.
- Musiałem – powiedział spokojnie. Wiedział co go czeka, nie
chciał okazywać strachu, nie chciał dawać mu tej satysfakcji.
- Musiałeś, by ratować szlamę?! – wrzasnął z furią rzucając
w niego zaklęcie cruciatusa. Theo ugiął się z bólu, zaciskając mocno zęby.
- Ona jest warta więcej niż tysiąc czysto krwistych osób.
Bez wahania zrobiłbym to ponownie – wysyczał.
- Nawet wiedząc jaki czeka cię lossss? – warknął Voldemort
okrążając go.
-Rób ze mną co chcesz. Ale i tak w końcu upadniesz. Potter
cię zabije – powiedział oddychając ciężko.
- Czyżby? I jak tego dokona? – zakpił Czarny Pan przywołując
Nagini, która patrzyła na Theo wygłodniale.
- Miłość mu w tym pomoże. Wiem jak to brzmi, sam w nią nie
wierzyłem. Ale teraz… Ty nigdy nie zrozumiesz. Nie wiesz co to za uczucie
kochać – powiedział zamykając oczy i wyobrażając sobie uśmiechniętą Hermionę.
- Miłość osłabia. Gdyby nie ona, żyłbyś. To miłość cię
zabiła, Nott – powiedział zły odwracając się -
Nagini, ssssmaczego – wysyczał. Nagini szybko ruszyła na Notta, który z
mocno bijącym sercem nie odwrócił się od
swojego przeznaczenia. Przywitał śmierć z pokorą. Był wdzięczny, bo los
obdarzył go największym darem, jaki mógł tylko go spotkać. Hermiona stopiła
lód, który otaczał jego serce. Wydając z siebie ostatni oddech, wyszeptał jej
imię. Jej uśmiechnięta twarz to ostatnie co zobaczył przed śmiercią…
__________
*Dispendes – zaklęcie wymyślone przez autorkę, na potrzeby
miniaturki.
**Despendas - zaklęcie wymyślone przez autorkę, na potrzeby
miniaturki.
Piękna historia. Zakończenie wspaniale podsumowuje to, czym tak na prawdę jest miłość. Nie spotkałam jeszcze paringu Notta i Hermiony, ale kurcze coś w nich jest. :D pozdrawiam i zapraszam do siebie!:)
OdpowiedzUsuńParadoksalne.blogspot.com
Dziękuję i oczywiście zajrzę w wolnej chwili na twojego bloga :)
UsuńPiękna historia. Zakończenie wspaniale podsumowuje to, czym tak na prawdę jest miłość. Nie spotkałam jeszcze paringu Notta i Hermiony, ale kurcze coś w nich jest. :D pozdrawiam i zapraszam do siebie!:)
OdpowiedzUsuńParadoksalne.blogspot.com
Uwielbiam Cię i biję pokłony za to, że ktoś w końcu odważył się napisać miniaturkę o Teodorze i Hermionie, w których ja osobiście jestem wręcz zakochana. Sama piszę o nich opowiadanie, więc moje serce bije szybko, radując się ogromnie.
OdpowiedzUsuńMiniaturka przepiękna,a ta końcówka wręcz obłędna. Miałam ciarki, gdy czytałam ostatnie linijki o Hermionie. Nieszczęśliwa miłość to dla mnie chleb powszedni!
Pozdrawiam serdecznie!
Endory
Dziękuję bardzo za komentarz :)
UsuńWitam ;) Zaprosiłaś więc jestem! Bardzo mi się podoba to jak wykreowałaś Teodora, jest niemal taki sam jak ja sobie go wyobrażam. Ale z tego Dumbledore, to niezłe ziółko! Tylko to zakończenie, czemu Teoś musiał umrzeć? ;( Proszę o więcej miniaturek Teomione, bo fajnie idzie ci ich pisanie ;)
OdpowiedzUsuńI z całego serduszka dziękuję za komentarz u mnie ;D
Usuń